Artykuły

Malta. Dzień czwarty

Gdy Pippo i Bobó idą razem za rękę - jeden duży, postawny mężczyzna, drugi, przygarbiony, z dysfunkcjami ruchów, staruszek - jest bardzo wzruszająco. Podobnie chwyta za serce moment, gdy obaj grają w piłkę. I prawdziwa radość Bobo, że jest z nami, że gra. Uśmiechy na twarzach innych wykonawców i oklaski na stojąco w podzięce za to, że udowodnili, bądź przypomnieli o tym, że "być człowiekiem" ma bardzo wiele wymiarów. XVII Festiwal Teatralny Malta relacjonuje Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Miałem rację, że pełen obaw czekałem na ten czwarty dzień. Zaczęło się tuż po północy. Przedstawienie Grupy Laokoona nie odbyło się, o czym wspominałem poprzednio. Po południu gruchnęła nowa wieść - Grupa Laokoona wycofała się z Nowych Sytuacji, a jej twórcy podjęli decyzję o samorozwiązaniu i ujawnieniu swoich personaliów. Po autorskim spektaklu "Grupa Laokoona" w Teatrze Wybrzeże nic więcej w ich wykonaniu już nie zobaczymy (choć pokaz "The Second Life of Hamletmachine" ma być wyemitowany w późniejszym czasie, na "pogrobowej" imprezie Grupy Laokoona w Gdańsku). To nie koniec niespodzianych wieści. W czasie występu ostatniej już ekipy w ramach Nowych Sytuacji, wrocławskiego boys bandu Karbido, nastąpiła awaria prądu, która wymusiła na wykonawcach przerwanie spektaklu. Wznowiono go po dwóch godzinach, kiedy nie wszyscy mogli go zobaczyć. To wydarzenie z kolei spowodowało opóźnienia niektórych innych przestawień (m. in. "Bóga Niżyńskiego" Teatru Wierszalin, czy "Misteries and smaller pieces" The Living Theatre). Program festiwalowy tego dnia zupełnie przestał obowiązywać.

W tym totalnym zamieszaniu ponowiłem próbę obejrzenia "Stolika" grupy muzyków Karbido. Choć właściwsze byłoby określenie usłyszeć, niż zobaczyć "Stolik". Stół to przedmiot powszechnie znany. Każdy wie do czego służy. O "Stoliku" tego powiedzieć nie można. Jest przede wszystkim instrumentem na cztery skrzypki, ze strunami, pełen dziwnych pokręteł, dźwigni, elementów drewnianych i stalowych. Jest pierwszym w świecie przykładem stołu elektrycznego. Ilością podłączeń zdecydowanie przebija swojego dalekiego krewnego - krzesło elektryczne. A jak gra! Pod rękami (niekiedy i ustami) muzyków, stół wydobywa z siebie zgoła niepodobne do mebla kuchennego odgłosy. Służy za całą orkiestrę - gitarę, skrzypce, tam-tamy i wiele innych instrumentów. Przy stole siedzą zawodowi muzycy i dają niezwykły koncert z transowymi, przenikającymi dźwiękami i urzekającą rytmiką. Tylko gdzie w tym wszystkim teatr? To pojęcie w przypadku Karbido jest rozciągnięte do granic możliwości. Wszyscy muzycy starają się do gry na stole dołożyć ekspresję, pojawia się nawet "gra" w pisanie na maszynie, ale to nie w tych kategoriach należy szukać teatralności "Stolika". Areną i sceną w scenie jest "stolik", a aktorami - dłonie artystów. Ich występ jest porywający, ale mam wątpliwości, czy nie powinien się znaleźć na imprezie o nazwie Nowe Sytuacje w muzyce, zamiast takowych w teatrze. W dobie intermedialności taki występ na Malcie jako teatr dziwi coraz mniej, choć następny krok to już tylko pusta żonglerka tym słowem. Chyba, że teatralnym nazwiemy sposób wykorzystania niemuzycznego rekwizytu i uczynienie z niego instrumentu. Dla mnie Karbido zaledwie łasi się do teatru.

Zobaczyłem też jak wyglądają "wariacje na temat restauracji" w najkrótszym na Malcie, bo dwunastominutowym, przedstawieniu "12` Chrono" francuskiej grupy Compagnie Artonik. Francuzi w dowcipny sposób mówią o tym jak wygląda życie takiego miejsca, gdzie przychodzimy przecież nie tylko po to, by zjeść dobry obiad lub wypić kawę. Stolików jest pięć - do każdego ktoś się dosiada. Przy pierwszym siedzi marynarz, bardzo wyczulony na kobiece wdzięki, przy kolejnych pojawiają się panie, budząc wielkie zainteresowanie wspomnianego - do tego stopnia, że jedną z nich bardzo dokładnie obwącha na co ona odpowie mu tym samym. Wpada kelner tanecznym krokiem, rozkładając menu, które po sekundzie zabiera, na motorze podjeżdża jakiś macho i pręży się, choć nie znajduje poklasku. A przed nimi przemyka ciągle jakiś zalatany mechanik na skuterze. Po co to wszystko? Zaraz się okaże - w końcu to tylko kwadrans. Wszystkie panie zachowują się identycznie - noga na nogę, wygięcie głowy, ten sam "Poradnik" przed oczami. Różnią je tylko drobiazgi - jedna je wiśnie, druga pije piwo, itp. Dźwięk motoru wszystkie wprowadza w wibracje, choć marynarza to "nie bierze". W finale tej mini-sztuki następuje totalna demolka - wiśnie, poradniki i krzesła walają się bezładnie, drinki lądują na głowie kelnera, wszyscy wpadają w szalony taniec destrukcji. I to wszystko. Taki zwykły obrazek z życia, tylko wzięty w bezlitosne kleszcze ironii. W krzywym zwierciadle Compagnie Artonik ukazuje zwykłe ludzkie zachowania, robiąc duży krok w przód i sprowadzając wszystko do absurdu.

Późną, bardziej nocną, niż wieczorową porą, odbył się spektakl włoskiej Compagnia Pippo Delbono po tytułem "Urlo". To niezwykle ciężki i wstrząsający obraz. Pippo Delbono porównywany do Tadeusza Kantora (choćby za fakt ciągłego uczestnictwa w sztuce, poruszania się po scenie i widowni, pomocy aktorom) odtworzył świat rzeczywisty ludzi dotkniętych chorobami psychicznymi. Wieloletni kontakt z osobami ze szpitala psychiatrycznego zaowocował przeniesieniem na scenę i ukazaniem tego, co zazwyczaj od siebie odpychamy - brzydotę, inność, kretynizm, ułomność - to, czego nie chcemy znać, a czasem się brzydzimy. Aktorzy Pippa to mieszanka ludzi zdrowych i cierpiących na różne "odstępstwa od normy", ale w jego teatrze wszyscy są tacy sami, wszyscy są normalni. Nikt się nie śmieje z ich ułomności, nikt nie wytyka palcami, nie chodzą w kaftanach bezpieczeństwa (Delbono symbolicznie rozwiązuje kaftan Bobó - centralnej postaci sztuki - który kilkadziesiąt lat spędził w szpitalu psychiatrycznym). To właśnie Bobó poznajemy najlepiej - jego rozdzierające krzyki otwierają i kończą spektakl, często towarzyszą wesołej muzyce, orkiestrze i śpiewom na scenie, wbijają się w czaszkę i nie dają o sobie zapomnieć.

"Urlo" to sen, w którym mieszają się porządki sacrum i profanum, gdzie Bobó jest królem, a postaci z karnawałowej, na poły opętańczej i ekstatycznej radości, momentalnie przechodzą w bezdenną rozpacz. Krzyczą, wyją, płaczą i śmieją się niemal w tej samej chwili. Każdy ruch i gest ma dwie strony - tę zwykłą, wesołą i tę mroczną, bolesną, ukrywaną w murach szpitalnych z dala od "normalnych". Na scenie pojawiają się postaci z krzyżem, nawiązującym do męki Chrystusa (jedna z nich w damskiej bieliźnie), Bobó w stroju panny młodej, chłopak z zespołem Downa w balowej sukience, przeraźliwie chudy mężczyzna przypominający jeńca obozu koncentracyjnego, ociemniałe kurtyzany, panienka z sex-telefonu, a nawet błogosławiący widownię papież. To nie jest pastisz, ani parodia wymierzona w kościół, choć katolicyzmu w sztuce jest wiele. Reżyser inspirował się rozmową z księdzem, którą przytacza w obszernych fragmentach, bezpośrednio kierując słowa do publiczności. Wszelkie granice ulegają zatarciu. Tu świat wygląda inaczej, bo jest odmienny od tego spotykanego na ulicy. Pippo Delbono ma swój cel - nie zmiata ludzkich tragedii pod dywan, ani nie chowa ich za szafą. Pokazuje, że otępiali, ociemniali, chorzy są tacy jak my, tylko mniej szczęśliwi. Bo siedzą latami w małych, białych pokojach i wyją do pustych ścian. Jak wyją już wiemy, bo rozdzierające krzyki Bobó słyszeliśmy przez większość spektaklu. "Widziałem największe umysły mojego pokolenia totalnie wyniszczone" - powtarza refrenicznie Delbono za Allenem Ginsbergiem.

Gdy Pippo i Bobó idą razem za rękę - jeden duży, postawny mężczyzna, drugi, przygarbiony, z dysfunkcjami ruchów, staruszek - jest bardzo wzruszająco. Podobnie chwyta za serce moment, gdy obaj grają w piłkę. I prawdziwa radość Bobo, że jest z nami, że gra. Uśmiechy na twarzach innych wykonawców i oklaski na stojąco w podzięce za to, że udowodnili, bądź przypomnieli o tym, że "być człowiekiem" ma bardzo wiele wymiarów.

na zdjęciu: spektakl "Urlo", Compagnia Pippo Delbono

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji