Artykuły

Szczęśliwi w rodzinie

- Chcę robić taki teatr, który nie będzie ludziom odbierał chęci do życia. Nie zamierzamy pokazywać na scenie tego, czym zajmują się np. codzienne gazety, że nieletni zażywają narkotyki, mężowie biją żony, kobiety zostawiają dzieci na śmietniku. Do teatru idziemy po to, żeby przeżyć zupełnie coś innego niż to, co dzieje się na naszych ulicach - mówi EMILIAN KAMIŃSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Oboje są aktorami, ale zgodnie twierdzą, że dla nich ważniejsza od kariery jest rodzina. Praca to "zabawa", która czasami jest trudniejsza, czasami łatwiejsza. Radości synów nic im nie zastąpi.

Kto w Państwa domu gra pierwsze skrzypce?

- JS: Mąż.

- EK: Żona.

Jest Pani w mniejszości...

- To prawda: ja i trzech Budrysów. Jestem z domu kobiet i ciągle odkrywam świat mężczyzn, który nie do końca rozumiem. Mężczyźni są prostsi od nas i ta prostota często wręcz powala. O tym m.in. jest monodram "Mój dzikus", do którego specjalnie dla mnie scenariusz napisał Emilian z Janem Jakubem Należytym. Autorzy tłumaczą tam, jak mężczyzna patrzy na świat, a jak spostrzega go kobieta. W domu muszę walczyć, bo inaczej by mnie zatupali. Męża prawie nie oglądam: wychodzi rano i wraca późnym wieczorem.

Jak to znoszą synowie?

- J.S.: Ciężko, ale rozumieją, że tata musi dużo pracować. W każdej wolnej chwili jednak z nimi rozmawia. Może nawet zbyt poważnie. Ale są i przepychania, i walki na miecze itd. Wiedzą, że tata buduje teatr. 9-letni Kajetan przekazuje nawet na ten cel swoje oszczędności ze skarbonki Bardzo stara się pomóc. Jego podejście mnie zachwyca. Siedzi także z tatą nad planami, podpisuje różne umowy... Podpisał np. umowę, że będzie dbał o dom. Bardzo niepokoimy się o dzieci, ale mamy nadzieję, że nasza miłość i system wartości ocali je przed brutalnością i zimnem tego świata.

Jak buduje się szczęście rodzinne? Dom?

- EK: Nie lubię mówić o tym, że udało się coś zbudować. Wszelkie budowle tego rodzaju są kruche, bo życie jest takie. Często się spieramy, mamy różne temperamenty.

- J.S.: Nie ma cichych dni, wybuchów nieopanowanej złości.

- EK: Jak powiedziałem, życie podobnie jak i szczęście jest kruche. Wolę żyć, niż o tym opowiadać. Definicji na budowę szczęścia i domu nie ma. Normalny dom buduje się tak, że są fundamenty, beton, gruz, druty, cegły, stalowe zbrojenia. Dom rodzinny to całkiem coś innego. Często mówię moim kolegom tak: - Zauważaj swoją panią, nie myśl tylko o sobie, przynieś kwiatek, posadź na kolanach, powiedz miłe słówko.

- J.S.: Trudno powiedzieć, że nasz dom jest normalny. To coś takiego, jak "normalni inaczej". Dzieci wiedzą, że rodziców nie ma w różnych godzinach dnia, a bywa że i nocy, bo taką mają pracę. Pochodzę spod Wilna, z ciepłej, wielopokoleniowej rodziny, bardzo zżytej. Chyba dlatego mój dom jest też bardzo

rodzinny.

Ten klimat tworzą też wasze zwierzaki?

- JS.: Mamy trzy psy o imionach: Wtorek, Środa, Czwartek. Mój mąż ma bardzo specjalny stosunek do psów. Zawdzięcza im życie.

Spłaca więc Pan wobec nich coś w rodzaju długu?

- EK: Tak. Kilkakrotnie już o tym mówiłem, ale przypomnę tę historię. Miałem dwa i pół roku. Był mroźny sylwestrowy wieczór. Rodzice byli zajęci pracą. Nikt nie zauważył, ze podkopałem się pod ogrodzeniem i poszedłem w las. Mieszkaliśmy w Józefowie. Szła jakaś para. W pewnym momencie usłyszeli głos i skamlącego dziecka. Zobaczyli sforę psów. W środku byłem ja. Psy mnie grzały i nie pozwoliły zamarznąć. Psy to moi przyjaciele. Jakiś czas temu wracałem ze sklepu. Józefów to piaski, więc były tam po drodze różne doły, bo ludzie ten piasek do różnych celów sobie wybierali. Z jednego nagle coś i zaskamlało. To był biedny kundel. Dziwnie na mnie patrzył. Był bardzo stary i chory. Nie chciał mleka, bułki ani sera, które niosłem do domu. Ukląkłem przy nim na tym piachu, położyłem rękę na tym jego parchatym łbie. Poczułem, że się uspokoił. Położyłem sobie jego łeb na kolanie, zacząłem głaskać. Patrzył na mnie, patrzył i zdechł. Chciał już tylko czyjejś bliskości, nie jedzenia.

Jesteście nieustannie razem. W domu, w teatrze. Nie rywalizujecie ze sobą?

- EK: Ostatnio dużo pracowaliśmy razem przy spektaklu "Mój dzikus". Kobietom nie zawsze łatwo dogodzić. I tutaj też tak było. Jakoś się jednak udało. Justynka ufa mi w teatrze, jestem starym rzemiechą i ona o tym wie (śmiech).

- J.S.: Nie rywalizujemy ze sobą na scenie. Gdy na przykład razem gramy, to zapominamy o tym, że jesteśmy prywatnie małżeństwem.

Niebawem otworzą Państwo własny teatr o nazwie Kamienica. Jaki on będzie?

- EK: Chcę robić taki teatr, który nie będzie ludziom odbierał chęci do życia. Nie zamierzamy pokazywać na scenie tego, czym zajmują się np. codzienne gazety, że nieletni zażywają narkotyki, mężowie biją żony, kobiety zostawiają dzieci na śmietniku. Do teatru idziemy po to, żeby przeżyć zupełnie coś innego niż to, co dzieje się na naszych ulicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji