Artykuły

Irlandzka premiera w Teatrze im. Stefana Jaracza

"Samotny zachód" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Ewa Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.

"Sztuka Martina McDonagha Samotny Zachód (The Lonesome West) to druga cześć trylogii o mieszkańcach irlandzkiej wsi Leenane. Jej pierwszą część - Królową piękności na scenie olsztyńskiego Teatru zrealizował również Bartłomiej Wyszomirski.

Bieda i agresja

McDonagh jest pisarzem utalentowanym. Umie kreślić postaci niejednoznaczne i wielopiętrowe. Widzowie mają satysfakcję odkrywania - w miarę rozwoju wydarzeń - kolejnych poziomów ich osobowości. Bohaterami Zachodu (zachodu w sensie geograficznym, a nie astronomicznym, czyli odległej krainy na Zachodzie) są Valen i Coleman, dwaj skłóceni ze sobą bracia. Żyją samotnie w domu odziedziczonym po ojcu, który zginął od przypadkowego (albo nie) strzału z dubeltówki. Bracia najbardziej lubią pić bimber, który sprzedaje im, z dostawą do domu, młoda dziewczyna. Odwiedza ich również nie stroniący od butelki ksiądz, który stara się naprawić otaczający go świat. Świat pełen agresji, nienawiści, biedy i patologii.

Ksiądz nie jest w stanie jednak nic zrobić, bo dookolne bagno zasysa go powoli, ale bezlitośnie i nawet największa ofiara nie zmieni chorej i skrzywionej mentalności bohaterów. Jeżeli poświęcenie na coś się im przyda, to tylko po to, by dowiedzieli się (a my razem z nimi), że wszystkie najokropniejsze krzywdy, jakie ich w życiu spotkały, wyrządzili sami sobie.

W autobusie, na ulicy

McDonagh prowadzi dialogi swych bohaterów cieniując nastroje - są pełne brutalnych żartów, są nawet śmieszne. Ale ja nie potrafiłam się z nich śmiać. Za bardzo przypominały mi to, co zdarza mi się słyszeć w autobusach i na ulicy. Są wokół nas obszary, które można nazwać samotnym wschodem. Poza tym nie ma w tym irlandzkim dramacie żadnej drobiny pocieszenia, choćby takiego jak u Fiodora Dostojewskiego, który nam udowadnia, że nawet w najczarniejszej duszy jest iskierka dobra.

Aktorzy grający w tym przedstawieniu spisali się dobrze. Najbardziej wyraziści byli dwaj bracia, czyli Maciej Mydlak jako nieco ociężały umysłowo Val i Mariusz Drężek, jako psychotyczny Coleman. Spektakl ma dobre tempo i jest pełen emocjonalnego napięcia. Najsłabszą stroną przedstawienia jest scenografia, w rekwizytach zbyt polska i śmietnikowa, by wspomnieć gomułkowskie fotele i stojąca lampę z tej samej epoki".

.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji