Artykuły

Sporny konkurs

- Jestem w stanie zrozumieć, że zawiedzeni kandydaci mogą mieć na temat zaprezentowanych kwalifikacji inne zdanie, aczkolwiek nie mogę w żadnej mierze zaakceptować sposobu, w jaki publicznie próbują swoje racje prezentować - Włodzimierz Wysocki, zastępca Prezydenta Miasta Lublina, odnosi się do zarzutów kandydatów w konkursie na dyrektora w Teatrze im. Andersena w Lublinie.

W nawiązaniu do wypowiedzi panów Witolda Mazurkiewicza i Grzegorza Kwiecińskiego zamieszczonych w Gazecie Wyborczej - Lublin w dniu 15 czerwca br., a dotyczących przebiegu oraz wyników konkursu na dyrektora Teatru im. H. Ch. Andersena wyjaśniam, co następuje:

1) Moje stwierdzenie, do którego nawiązywały obie wypowiedzi kandydatów, że dyrektora Teatru Andersena nie wybrano, ponieważ komisja uznała, że przedstawione koncepcje nie dość konkretnie i szczegółowo prezentowały organizację i program teatru, wymaga uzupełnienia. W istocie komisja w oparciu o regulamin konkursu jednomyślnie orzekła o nieprzydatności dopuszczonych do drugiego etapu kandydatów, a uczyniła to z uwzględnieniem wszystkich uprzednio przyjętych kryteriów oceny. Wyeksponowanie przeze mnie jako podstawy rozstrzygnięcia tego, że żaden z prezentowanych programów nie zdobył uznania jej członków, wynikało stąd, że właśnie ta przesłanka miała charakter decydujący. Zaistniała "nieprecyzyjność" była też podyktowana przesadną delikatnością wobec osób, których werdykt komisji dotyczył.

2) Sformułowany przez pana Witolda Mazurkiewicza zarzut, że w pracach komisji brał udział dyrektor konkurencyjnego teatru, nie może być traktowany poważnie, skoro chodzi o osobę desygnowaną przez ZASP, a więc organizację z zasady skupiającą ludzi teatru. Dlajasności dodajęjednak, że powołujący komisję prezydent Lublina nie ma żadnego wpływu na to, kogo wskażą do jej składu organizacje i instytucje do tego upoważnione. Decyzyjność prezydenta w praktyce obejmuje jedynie trzech spośród dziewięciu członków komisji, a mianowicie tych, których on sam ma prawo wyznaczyć. Niezależnie od tego trudno racjonalnie uzasadnić zastrzeżenia co do udziału w pracach komisji uznanego dyrektora podobnego teatru, działającego w innym mieście i odnoszącego niekwestionowane sukcesy.

3) Pan Witold Mazurkiewicz był pytany przez członków komisji o regulaminy obowiązujące w teatrze, gdyż w swoim programie ich krytyce poświęcił wiele miejsca. Pytania te wynikały z wątpliwości (jak się okazało po części uzasadnionych) członków komisji, czy kandydat odróżnia regulamin pracy od regulaminu organizacyjnego.

4) Prawdą jest, że pan Grzegorz Kwieciński napotykał na trudności w komunikowaniu się z komisją, natomiast oczywistą nieprawdą jest to, że mogły one wynikać z mojej rzekomej niewiedzy, iż Teatr Ognia i Papieru rozpoczynał działalność w Lublinie (bez względu na to, jak bardzo taka ignorancja miałaby być dyskredytująca). Przebieg mojej rozmowy z panem Grzegorzem Kwiecińskim był taki, że zapytałem, jak ma zamiar łączyć dotychczasową aktywność artystyczną z dyrektorowaniem w Teatrze Andersena. Pierwsza odpowiedź kandydata odnosiła się do tego, że nie zatrudnia on swoich kolegów z teatru do zmywania garów w restauracji. Ponieważ uznałem ją za niezrozumiałą i ponowiłem pytanie, kandydat zażądał okazania jednego ze złożonych dokumentów i odczytał z niego, że Teatr Ognia i Papieru powstał w Lublinie. Dyskusja w tej części zakończyła się moim stwierdzeniem, że to akurat wiem, ale też niczego mi to w dalszym ciągu nie wyjaśnia.

5) Zarzut pana Grzegorza Kwiecińskiego, że członkowie komisji w czasie przerw prowadzili poufne rozmowy z panem Witoldem Mazurkiewiczem, według mojej wiedzy jest również całkowicie nieprawdziwy. Wynik konkursu świadczy zaś jednoznacznie o tym, że żaden z kandydatów nie był przez komisję z pewnością preferowany.

6) Jawność głosowania, którą kwestionuje pan Grzegorz Kwieciński, wynika z bezwzględnie obowiązujących uregulowań prawnych, a nawet gdyby ją można było wyłączyć, nie da się przecież utajnić prezentowanych ocen i stanowisk. Sposób dochodzenia do rozstrzygnięcia konkursu na dyrektora Teatru Andersena był taki, że najpierw zaprezentowali swoje oceny wszyscy pozostali członkowie komisji, a dopiero na końcu przedstawiciele prezydenta Uchwała komisji została podjęta jednomyślnie. Trudno więc znaleźć jakikolwiek sens w sugestii pana Grzegorza Kwiecińskiego, że wynik konkursu został wymuszony na podległych urzędnikach. Gdyby tak było, reprezentanci prezydenta być może zagłosowaliby wbrew opinii wszystkich pozostałych członków komisji, tymczasem przyłączyli się do niej. Wynikało to wyłącznie z przekonania, że opinia ta jest merytorycznie słuszna. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że zawiedzeni kandydaci mogą mieć na temat zaprezentowanych kwalifikacji inne zdanie, aczkolwiek nie mogę w żadnej mierze zaakceptować sposobu, wj aki publicznie próbują swoje racje prezentować, i mam nadzieję, że Czytelnicy "Gazety" potrafią to właściwie ocenić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji