Artykuły

Polityczna bomba pod Placem Broni

"Chłopcy z Placu Broni" w reż. Michała Zadary w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Chłopcy z Placu Broni" [zdjęcie z próby], warszawska udana premiera Michała Zadary, to opowieść o władzy, która degeneruje i niszczy na wszystkich poziomach: moralnym, emocjonalnym, fizycznym.

30-letni reżyser, który zbudował swoją pozycję na spektaklach realizowanych poza Warszawą, wystąpił niedawno z taką oto receptą dla polskiego teatru: "dydaktyzm z ludzką twarzą". Zawiłe teorie dla wykształciuchów postanowił przemycać w lekkich, komediowych formach. Dlatego jego pierwsza warszawska produkcja - "Chłopcy z Placu Broni" według Ferenca Molnára (1878-1952) - łączy to, co nowoczesne, intelektualne, metateatralne, z sentymentalizmem, żartem i grą prywatnymi wizerunkami aktorów.

Szeregowiec Solarz

Starsi aktorzy mają dorobek i wspomnienia, młody - kiepską pozycję w zespole. Podobnie w książce Molnára, w której szeregowy Nemeczek (drobny, chłopięcy Wojciech Solarz) musi cierpliwie znosić upokorzenia i zasłużyć na akceptację. Reżyser, obsadzając gwiazdy Teatru Narodowego (Marek Barbasiewicz, Andrzej Blumenfeld, Emilian Kamiński, Waldemar Kownacki, Maciej Kozłowski, Henryk Talar, Krzysztof Wakuliński), opowiedział także o stosunkach młodzi - starzy panujących w większości teatrów.

Spektakl zaczyna się od sceny, gdy tuzy zespołu wspominają lata swoich debiutów. Rozsiadają się na tle płotu i zaczynają bufetowe pogawędki. Ktoś przekradał się po gzymsie obok gabinetu dyrektora Hanuszkiewicza, ktoś doznawał patriotycznych uniesień na koncercie Kaczmarskiego, ktoś pamięta, jak Eichlerówna próbowała wyłudzić od Gierka korek do termosu. Wszyscy pomstują na pomysł likwidacji po 35 latach Teatru Małego i postawienia w jego miejsce delikatesów.

Młodszy o kilka dekad Solarz nie ma takich wspomnień. Z miejsca wciela się więc w rolę 11-letniego Ernesta Nemeczka, czyli rolę ofiary. Naiwny, rozbiegany, po dziecięcemu fanatyczny nie pasuje do zdystansowanych kolegów. On tańczy z radości czardasza - Kamiński udziela publiczności encyklopedycznych informacji o tym węgierskim tańcu. On kilkakrotnie ląduje w basenie z wodą - Blumenfeld i Kownacki moczą zaledwie stopy. On wypowiada tekst z siłą, miłością, rozpaczą - panowie bawią się kwestiami, czekając na podpowiedź obecnej na scenie suflerki. Fikcja miesza się z rzeczywistością. Ale w spektaklu Zadary listę poziomów można ciągnąć bez końca.

Pod flagą biało-czerwoną

Nie ma ostrej politycznej satyry, są za to subtelne sygnały. I nawet jeśli wszelkie podobieństwo do zdarzeń i osób było czysto przypadkowe, to przypadek powinien zostać wpisany obok Zadary w rubryce "reżyser". Przypadek zadecydował, że flaga, jaką wybierają na swój symbol chłopcy, okazuje się biało-czerwona (zielono-czerwoną ukradł lider Czerwonych Koszul Feri Acz). Przypadkowe są rozmowy o odchodzeniu do wrogich stronnictw, zdradzie, "lojalności lepszej niż wierność", "władzy, której nie oddamy". Zadarze udało się bez nachalnej jednoznaczności nakreślić typowe schematy funkcjonowania w polityce. Negocjacje, populizm, przekupstwa pokazane przez pryzmat dziecięcych zabaw mają w sobie zarazem grozę i komizm. W scenie wyborów na generała Boka Janosz (Blumenfeld) wyciąga z kapelusza-urny nie kilka głosów, lecz kilkanaście. Oczywiście prawie wszystkie oddane na niego. Tylko kilka (dla zachowania pozorów demokracji) padło na kolegę, który pomógł mu w oszustwie.

Niepokojąco śmiesznie wypada fragment o dekonspiracji związku kitowców (kradli z okien kit i go potem żuli). Chłopcy prześcigają się w denuncjacjach, byle zasłużyć na poklask profesora (władzy). Zadara w ciepły, momentami irytująco sentymentalny spektakl o dziecięcych marzeniach wmontował bombę: kąśliwą ocenę wszelkich układów politycznych opartych na opozycji my - oni. Wedle tej diagnozy nie istnieje coś takiego jak wierność i zdrada - zależą one od chwilowych interesów związku. Wiadomo też, że w razie klęski odpowiedzialność spada na najsłabszych, a nie na liderów.

Sukces Zadary polega jednak przede wszystkim na rozruszaniu aktorów, skonfrontowaniu ich z nową estetyką teatralną, zmuszeniu do nowych zadań. Czy takich eksperymentów nie przydałoby się przeprowadzić w innych warszawskich teatrach?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji