Artykuły

Polscy artyści ponieśli klęskę

XVII Festiwal Teatralny Kontakt w Toruniu podsumowuje Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Na tegorocznym festiwalu nie było nic bulwersującego. Brutalna estetyka europejskiego teatru przełomu XX i XXI wieku zdążyła spowszednieć. Przedstawienia, które budziły ze zdrowego snu zadowolonego z siebie mieszczucha, manifesty nonkonformizmu - dziś stają się seryjnym popkulturowym produktem. Nie są już wyrazem nonkonformizmu. Odwrotnie - stają sie manifestem artystycznego bezpieczeństwa i braku chęci ponoszenia ryzyka.

Jeśli po Kontakcie 2007 pozostanie jakaś refleksja na temat kondycji europejskiego teatru - to będzie to z pewnością spostrzeżenie, że tak dłużej teatru robić się nie da.

Wszystkie przedstawienia były do siebie niesłychanie podobne. "Baala" z Opola mógłby podpisać nie Marek Fiedor, a Kleczewska, Kania albo ktokolwiek inny z modnych ostatnio reżyserów młodego pokolenia. Ten teatr ewidentnie zatrzymał się w rozwoju. Mimo iż coraz sprawniejszy warsztatowo ("Makbet" Kleczewskiej przy Fiedorowym "Baalu" to szczyt amatorszczyzny!) - nie frapuje, nie bulwersuje. Pozostawia niedosyt i obojętność. Podobnie jak modny do niedawna teatr z Litwy. "Faust" Nekrosiusa pokazany na inaugurację był przykrym rozczarowaniem.

Nasi reżyserzy nie otrzymali w Toruniu żadnego wyróżnienia. Zapatrzeni w niemieckie wzory nie są już w stanie stworzyć nic oryginalnego.

Nic też dziwnego, że gwiazdą Kontaktu stał się Alvis Hermanis i jego kameralne przedstawienie "Sonia", spektakl odwołujący się do tego, co w teatrze najistotniejsze - elementarnego ludzkiego wzruszenia nad człowieczym losem, nad potrzebą miłości, poświęcenia dla drugiego człowieka. Łotysze zaimponowali aktorstwem i warsztatową sprawnością, o którą na scenie - zwłaszcza naszej - ostatnio coraz trudniej. Gundars Abolins stał się bohaterem tegorocznego Kontaktu. Jego Sonia z przedstawienia Hermanisa, rola piekielnie trudna, wymagająca psychofizycznej przemiany w sentymentalną kobietę ujęła wszystkich - także i jury. Abolins wyjechał z Torunia jako triumfator.

Tegoroczny werdykt toruńskiego jury pominął milczeniem przedstawienia z naszego kraju. Ani wychwalana "Miarka za miarkę" Augustynowicz, ani "Baal" Fiedora, ani pokazany na koniec "Blackbird" Kani nie zwróciły uwagi jurorów. To któryś już z kolei Kontakt, na którym nad przedstawieniami z Polski przechodzi się do porządku dziennego. Polski teatr, ten zapatrzony w niemieckie wzory, nie jest widać w stanie wytworzyć własnej wartości, uderzyć w ton, który byłby własny i łatwo rozpoznawalny. Tak jak - cokolwiek o tym sądzimy - rozpoznawalny jest niemiecki idiom w nagrodzonej II miejscem "Śmierci komiwojażera" Luka Percevala z Berlina.

Werdykt toruńskiego jury pomijający całkowicie dotychczasowego ulubieńca Kontaktu, z rozdania niejako otrzymującego nagrody, czyli Eimuntasa Nekrosiusa, jest także sygnałem ostrzegawczym dla teatru litewskiego, tak ostatnimi laty modnego i wychwalanego - jakże często ponad artystyczną wartość. Pominięto w tym roku całkowicie teatr węgierski doceniany na niemal każdym festiwalu w ciągu kilku ostatnich lat. Trochę żal, bo "Śmierć Dantona" z Kesckemet było przedstawieniem, któremu warto było oddać szacunek i uznanie.

Pierwsza nagroda przypomniała stare dobre czasy, gdy werdyktom jury towarzyszyły oklaski walczące z pomrukami niezadowolenia. Tak też przyjęto grand prix dla widowiska tanecznego "vsprs" z Gandawy w reżyserii Alaine'a Platela.

Na zdjęciu: "Śmierć komiwojażera", reż. Luk Perceval, Schaubühne am Lehniner Platz, Berlin, Niemcy (II nagroda).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji