Artykuły

Dążymy w stronę szlachetniejszego kruszcu

- Lubię komedie, ale pewnie zrobiłem ich więcej, niż bym chciał. Takie są wymogi rynku. W trakcie negocjacji z dyrekcją teatru nagle się okazuje, że "albo komedia, albo nic". A nie robienie niczego w moim zawodzie to też koszmar. Słowo "kompromis" jest wręcz podstawą w pracy reżysera - mówi reżyser TOMASZ OBARA przed premierą "Daru z nieba" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Rozmowa z Tomaszem Obarą* (na zdjęciu), który w Teatrze Wybrzeże reżyseruje "Dar z nieba" Alana Ayckbourna:

Ma Pan w swoim dorobku reżyserskim sporo komedii. Skąd u Pana pociąg do tego gatunku?

- Oczywiście, lubię komedie; lubię je realizować i lubię oglądać jako widz. Choć rzadko mam okazję oglądać coś, co mnie naprawdę śmieszy, co nie jest oparte wyłącznie na robieniu min. Świat burleski zupełnie mnie nie interesuje. Lubię, kiedy aktorzy grają komediowo z całkowitą powagą i robią z siebie kretynów z całkowitą powagą. Wtedy jest to naprawdę śmieszne. Natomiast wielu aktorów i reżyserów w Polsce rozumie jako granie komedii przekrzywianie gęby. A to mnie kompletnie nie śmieszy. Tak więc lubię komedie, ale pewnie zrobiłem ich więcej, niż bym chciał. Takie są wymogi rynku. W trakcie negocjacji z dyrekcją teatru nagle się okazuje, że "albo komedia, albo nic". A nie robienie niczego w moim zawodzie to też koszmar. Słowo "kompromis" jest wręcz podstawą w pracy reżysera.

Czy "Dar z nieba" Alana Ayckbourna jest takim kompromisem?

- Tak, jest kompromisem.

W jednym z wywiadów mówił Pan, że nie cierpi fars. A "Dar z nieba" w stronę farsy bezlitośnie ciąży. Przed Panem więc trudne zadanie...

- Nie gramy "Daru z nieba" jako farsę. Absolutnie. Ale ma pan racje, "Dar z nieba" ciąży w stronę farsy, lecz my robimy wszystko, aby grać go jak najszlachetniej, jak najpoważniej. Tak, aby była to po prostu komedia, a nie robienie min. Gdy pan zapyta o "Dar z nieba" dyrekcję Wybrzeża, to usłyszy pan, że to nie farsa, ale fantastyczna komedia. Więc są różne punkty widzenia.

Na próbach dążymy w stronę szlachetniejszego kruszcu, staramy się, by spektakl o czymś mówił. Chcemy, żeby tematy, które w tekście są czasem śladowo lub wyraźnie zaznaczone - mówiące o człowieku, o jego wyborach złych i dobrych - w komediowej konwencji przebij na widownię. Chcemy zostawić widza z jakąś refleksją, a nie wykrzywioną twarzą, bo zobaczył właśnie coś głupszego niż zwykle.

O jakich konkretnie poważnych sprawach będzie mówił "Dar z nieba" w Pana reżyserii?

- Jeśli przyjąć, że miłość jest sprawą poważną, to o miłości na przykład. Choć, oczywiście, spotka pan wiele osób, które spytają "czy w ogóle istnieje coś takiego, jak miłość?". I poda sto dwadzieścia przykładów na to, że nie istnieje. A tak naprawdę jest to sztuka o zagubionych ludziach, którzy nie mają łutu szczęścia, który od razu pchnąłby ich na drogę, na której spotykają odpowiednich ludzi i zdarzają im się same przyjemne rzeczy. To jest tekst o ludziach, w których życiu dzieje się dokładnie odwrotnie. I w pewnym momencie dopiero następują zwroty akcji, które mogą dawać pewną nadzieję, że coś się odmieni na lepsze.

* Tomasz Obara jest absolwentem wydziału aktorskiego (w 1985 roku) i reżyserii (1991) krakowskiej szkoły teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji