A Tolek chciał ukraść tren królowej
"O Paluszku" w reż. Włodzimierza Fełenczaka w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Takich reakcji widowni, jak na "Paluszku", dawno nie było w Teatrze Andersena. Prostą bajkę zrobiono tak, aby włączyć dzieci w akcję spektaklu.
Ta przyjemna i prosta bajeczka opowiada, jak to techniczni pracownicy teatru marzą, aby stać się prawdziwymi aktorami i bożyszczami teatralnej publiczności. Ale pojawia się dziecko małe jak paluszek, z którym nie wiadomo, co mają zrobić. Zatem jest to konwencja teatru w teatrze i zabawy w teatr, wszystko dzieje się przy odsłoniętej kurtynie, aktorzy wchodzą w role na oczach dzieci. A ponieważ w "O Paluszku" aktorzy występują tuż przy publiczności, na równym z nią terenie - dzieciaki fraternizują się z aktorami i granymi przez nich postaciami natychmiast i natychmiast zaczynają komentować akcję. Tym samym odsłania się kolejny sens konwencji teatru w teatrze: to znakomite miejsce do podglądania najmłodszych widzów, którzy podczas spektaklu wprost szaleją i sami stają się jego częścią (już tylko z tego powodu polecam dorosłym, aby wybrali się na "Paluszka"). Dość powiedzieć, że pewien gość lat może pięć albo i cztery co rusz krzyczał z radości i śmiał się, a inny systematycznie próbował podwędzić księżniczce tren. W tym wyraża się specjalny urok teatru lalkowego, który zdolny jest unieść i dramat, i bezpretensjonalną zabawę z elementem niewymuszonego dydaktyzmu.
Trójka aktorów chyba także dobrze się bawiła, chociaż godzina w nieustannym ruchu to doprawdy ciężka praca. Mirella Rogoza-Biel grała garderobianą Ewę, Konrad Biel - technicznego Piotra, a znakomity Benek Byrski - Piotra technicznego drugiego. Wychodziło im dobrze. To była ostatnia premiera za dyrekcji Włodzimierza Fełenczaka i w jego reżyserii.