Artykuły

Nie grozi mi już woda sodowa

- Kiedyś, do teatru przysłała list pewna pani, której naprawdę było bardzo ciężko. Pisała, że sztuka, na której była, wiele wniosła do jej życia. Dzięki niej nagle zaczęła myśleć pozytywnie. Na ogół takie głosy są bardzo zaskakujące. Pozytywnie. Bo nagle dochodzi do ciebie, że to co robisz może mieć aż taki duży wpływ na ludzi - mówi BORYS SZYC, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.

Po roli w "Oficerze" zachłysnął się sławą. Mówiono o nim hulaka i beztroski uwodziciel. Ale to już przeszłość.

SUPER TV Co to znaczy być "prawdziwym mężczyzną"?

BORYS SZYC Nie wiem, trzeba by zapytać prawdziwego mężczyznę. W życiu miałem mało wzorów, bo wychowywała mnie tylko mama. Może więc jestem pod tym względem lekko spaczony. Miałem za to zawsze starszych kolegów, to w nich szukałem tej męskości.

Niedawno zagrałeś świetną rolę w "Testosteronie". Jak ci się podobała praca na planie?

- Ta praca była połączona z zabawą. Przez kilka tygodni mieszkaliśmy razem w jednym miejscu. Nie miałem co prawda aż takich wakacji jak np. Czarek Kosiński, który zabrał tam swoją rodzinę, grilla i gitarę. Musiałem trochę krążyć; grałem wtedy równocześnie w "Oficerach" i w teatrze. Czasem byliśmy zmęczeni, bo niektóre ujęcia nagrywaliśmy późnym wieczorem, nocą albo o świcie, ale w sumie było bardzo sympatycznie.

Jesteś ostatnio bardzo zapracowany. Z dnia na dzień stałeś się popularny. Jak Ci się z tym żyje?

- To efekt uboczny tego, co robię. Popularność nie była moim celem, ale nie ma co udawać, że jest ona jakoś wyjątkowo uciążliwa. Bywa taka, kiedy paparazzi jeżdżą za mną po mieście, albo nie pozwalają mi spokojnie siedzieć w knajpie i palić papierosa, bo robią przez szyby przypadkowe zdjęcia. Potem do takich zdjęć dopisywane są intencje, które w ogóle nie miały miejsca. Jestem pod obstrzałem i musiałem troszkę zmienić sposób życia i myślenia. Tak naprawdę tylko to zainteresowanie "szmatławców" jest uciążliwe. Reszta jest bardzo miła.

Co na przykład?

- Najprzyjemniej jest wtedy, kiedy ludzie doceniają twoją pracę. Kiedy mówią, że coś im się podobało. Dostaję dużo listów, maili. Kiedyś, do teatru przysłała list pewna pani, której naprawdę było bardzo ciężko. Pisała, że sztuka, na której była, wiele wniosła do jej życia. Dzięki niej nagle zaczęła myśleć pozytywnie. Na ogół takie głosy są bardzo zaskakujące. Pozytywnie. Bo nagle dochodzi do ciebie, że to co robisz może mieć aż taki duży wpływ na ludzi. Na co dzień się nad tym nie zastanawiasz, po prostu pracujesz, i tyle. Ale ponieważ aktorstwo jest też moją pasją, takie sygnały od widzów są dla mnie najbardziej wartościowe.

Jesteś mężczyzną spełnionym?

- Nie! Uważam, że to nawet niedobrze poczuć się spełnionym. Wtedy człowiek przestaje być twórczy.

Jakie masz piany na przyszłość?

- Zagram w filmie Łukasza Karwowskiego, "Expectinglove", gdzie znowu spotkam się na planie z Agnieszką Grochowską (graliśmy razem u Karwowskiego w "Południe-Północ"). Żeby było ciekawiej, tym razem będę grał geja (w "Południe-Północ" grałem księdza). Zgłosił się też do mnie włoski reżyser, Alessandro Leone. Jego scenarzystka, po obejrzeniu "Vinci" napisała role specjalnie dla mnie i Roberta Więckiewicza. To jest bardzo miłe. Tak więc w przyszłym roku czeka mnie podróż do Rzymu, a nawet kurs włoskiego. Chciałbym, żeby takie zagraniczne propozycje pojawiały się jak najczęściej.

Jesteś jeszcze bardzo młody, a już tak doceniany. Nie uderzyła Ci do głowy woda sodowa?

- Nie jestem już wcale taki młody. Za rok stuknie mi 30-tka. Co mi miało uderzyć, to już uderzyło. Zdążyłem ochłonąć i przyzwyczaić się do tego, co dzieje się w moim życiu. Choć nadal mam wielką ochotę na kolejne wyzwania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji