Artykuły

Teatr dla aktora, czy aktor dla teatru?

XLVII Kaliskie Spotkania Teatralne ocenia Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Kaliskie Spotkania Teatralne w tym roku nie rzuciły nikogo na kolana. Nie było tradycyjnych wojen o bilety, szturmu na teatralną kasę czy też oblężenia drzwi wejściowych przez polujących na wolne miejsca. Nawet w dniu inauguracji imprezy nadal jeździł po mieście radiowóz, informując o możliwości zakupu biletów na festiwalowe spektakle. Na widowni (zresztą mocno okrojonej) raz po raz można było zauważyć puste fotele, zwłaszcza po antraktach. Publiczność przyjmowała sceniczne prezentacje grzecznymi brawami. Entuzjastycznych owacji na stojąco tym razem nie było. Ten festiwal najwyraźniej nie trafił w gusta i oczekiwania kaliszan.

Dobra formuła, ale...

To rozminięcie się teatru i widowni można oczywiście tłumaczyć tzw. przyczynami obiektywnymi, jak zmiana na stanowisku dyrektora kaliskiego teatru w połowie sezonu, zbyt mało czasu na przygotowanie optymalnej oferty repertuarowej czy też mocno okrojony budżet festiwalowy (około 400 tys. zł), chyba o połowę mniejszy niż w latach poprzednich. Ale to tylko część prawdy...

Jak się wydaje, na 47 KST przede wszystkim zbyt mocno zaciążyła formuła "festiwalu sztuki aktorskiej". Wymyślona blisko ćwierć wieku temu - jako

riposta na zarzuty o braku profilu kaliskiej imprezy - potem świetnie sprawdzała się przez długie lata, ale też nikt jej zbyt ortodoksyjnie nie przestrzegał. Był to raczej pretekst do zapraszania nad Prosnę najlepszych teatrów i najciekawszych spektakli. Nie tylko uznanych teatrów dramatycznych, lecz także scen eksperymentalnych, poszukujących itp.

W tym roku organizatorzy świadomie wybrali do konkursu spektakle typowo aktorskie - kameralne, małoobsadowe, pozbawione bogatszej scenicznej oprawy, dla szerszej publiczności raczej mało atrakcyjne - w większości zrealizowane na scenach offowych i dość podobne do siebie. Zabrakło więc renomowanych zespołów i wielkich gwiazd, prawdziwych widowisk teatralnych, a przede wszystkim... różnorodności.

Smutny obraz świata

Z festiwalowego repertuaru wyłonił się po raz kolejny dość smętny obraz świata, ulegającego systematycznej erozji i wyraźnie zmierzającego ku totalnej destrukcji. Wraz z pełnym katalogiem społecznych patologii i psychicznych dewiacji, a także całą galerią zagubionych postaci, które nie mogą odnaleźć swego miejsca w życiu. Reżyserzy (w większości młodego pokolenia), z wyraźnym upodobaniem kreujący taki wizerunek rzeczywistości, nie odkryli jednak żadnych nowych prawd, ani też nie zaproponowali ciekawszych form scenicznych, powielając w nieskończoność te same schematy. Szczególnie modnym chwytem w tym sezonie stały się wstawki filmowe, nader wygodne dla aktorów (taki teatralny play-beck). Nadal też obowiązuje epatowanie agresją, brutalnością, seksem, golizną itd.

Spośród konkursowych propozycji jury obsypało nagrodami łódzki spektakl "Blask życia", wyróżniający się chyba tylko tym, że reżyser nie miał żadnych pomysłów inscenizacyjnych i zdał się całkowicie na aktorów. Aż pięć nagród dla młodych artystów to jednak lekka przesada - zwłaszcza, że porównywalnych kreacji znalazłoby się aż nadto! Starsze pokolenie aktorskie jurorzy docenili w warszawskim spektaklu "Absynt", także nie wyrastającym ponad poziom festiwalu. Jak można przypuszczać, takie decyzje podyktowane zostały również zbyt doktrynalnym traktowaniem formuły "festiwalu sztuki aktorskiej". W efekcie zniknęły z pola widzenia ambitniejsze i głębsze propozycje sceniczne, jak ciekawy opolski "Baal", bardzo aktualnie brzmiąca "Miarka za miarkę" czy te jedyny optymistyczny akcent festiwalowy "Elling".

I wygrał... Cieślak

A wracając do pytania postawionego w tytule, które znacznie wyraziściej brzmi w sarmackiej wersji: "Nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa?" - to jednoznaczną odpowiedź na tę kwestię przyniosło towarzyszące 47 KST spotkanie z kadrą naukową Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. A szczególnie dwa pokazane wówczas filmy, poświęcone najwybitniejszemu aktorowi teatru Grotowskiego, Ryszardowi Cieślakowi, do niedawna kompletnie nieznanemu w rodzinnym mieście, Kaliszu. Zarówno dokumentalny film zbudowany ze wspomnień o aktorze, jak i audiowizualna rekonstrukcja spektaklu "Książę Niezłomny", w którym grał on główną rolę, uświadomiły pewne podstawowe prawdy o aktorze i teatrze. Ile ciężkiej pracy, cierpienia, wyrzeczeń musiał włożyć ten człowiek, aby stworzyć takie kreacje; a także jak ważną rolę odegrał w tym procesie jego mistrz. Bez Cieślaka teatr Grotowskiego na pewno byłby uboższy, ale bez teatru Grotowskiego Cieślak nigdy by nie zaistniał.

To mocno spóźnione spotkanie z Ryszardem Cieślakiem było chyba najmocniejszym przeżyciem festiwalowym. I to właśnie on wygrał ten festiwal! Tylko mało kto to zauważył...

***

Z festiwalowych kuluarów

Druga młodość?

Kaliskim Spotkaniom Teatralnym - jak co o roku -towarzyszyła aura wspomnień, sentymentalnych powrotów Prosnę; serdecznych spotkań za starymi znajomymi, którzy jak ptaki zlatują się w maju nad Prosną.

Ten szczególny klimat wykreował już w dniu inauguracji festiwalu nowy dyrektor kalis kiej sceny, Igor Michalski, który ćwierć wieku temu debiutował w Kaliszu jako aktor: - Kalisz to był czas mojej młodości. Przez lata wspominałem potem kwit nące kasztany i rzekę Prosnę, ten piękny teatr i festiwal sztuki aktorskiej. I teraz ta młodość się przedłuża!

Tę "drugą młodość" dyrektora musiał dostrzec także goszczący na festiwalu minister kultury, Kazimierz Ujazdowski, co skomentował krótko lecz obiecująco: - Dyrektor Mkhalski przeżywa teraz w Kaliszu swoje miodowe miesiące, a młodym małżeństwom trzeba pomagać...

Wobec powyższego, życzymy panu ministrowi, aby jak najdłużej był panem ministrem.

Zjazd dyrektorów

Wśród festiwalowych gości sporo uwagi zwracali dawni dyrektorzy kaliskiej sceny. Wiecznie młoda Alina Obidniak, która dzielnie wytrwała cały teatralny maraton od początku do końca. Waldemar Wilhelm i Jan Buchwald, także wdzięcznie zapisani w pamięci kaliszan. Przyjechał nawet Jan No-wara, który rozstawał się z Kaliszem w nie najlepszej atmosferze, ale przecież czas leczy rany... Zabrakło Izabeli Cywiń-skiej i Zbigniewa Lesienia. Ale najbardziej rzucała się w oczy nieobecność Roberta Czechowskiego, który jeszcze kilka miesięcy temu rządził w teatrze nad Prosną i nadal przebywa w Kaliszu. Podobno nie otrzymał zaproszenia na festiwal.

No cóż, kulturalne rozwody to duża sztuka! Może nawet większa niż sztuka teatru?

Sojusz nauki i sztuki

Licznie i ślicznie reprezentowany był też świat nauki - w osobach m.in. prof. Anny Kuli-gowskiej-Korzeniwskiej z Łodzi, prof. Dobrochny Ratajczak z Poznania czy też prof. Janusza Deglera z Wrocławia. Ten ostatni podczas uroczystości odsłonięcia tablicy pamięci Ryszarda Cieślaka wygłosił piękny i wzruszający wykład o tym niezwykłym artyście, który zamknął życzeniami pod adresem wszystkich aktorów 47 KST: - Życzę aktorom, aby nie goniąc za łatwym sukcesem i pozornym powodzeniem, dążyli do tego, co udab się osiągnąć Cieślakowi -do owej "świetlistości" i "stanu łaski".

Niewykluczone, że w rewanżu za te idealistyczne życzenia, gospodarze zaprosili cały obecny na festiwalu świat nauki, a także kilku innych (Bogu ducha winnych!) delikwentów do honorowego komitetu budowy pomnika Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Niech teraz zejdą na ziemię i martwią się, skąd tu wziąć kasę na monument "ojca sceny narodowej".

Na zdjęciu: tablica poświęcona Ryszardowi Cieślakowi w foyer Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji