Wciśnięty w szufladę
ARTUR ŻMIJEWSKI zmienia wizerunek. W filmie "Ławeczka" gra łajdaka...
Agnieszka Kądziela: - Trudno było się panu wcielić w rolę Piotra - filmowego drania i uwodziciela?
Artur Żmijewski: - Nigdy nie jest łatwo zagrać kogoś innego, niż osoba, którą się jest, ale na tym polega trudność naszego zawodu. To nas skłania do tego, żeby go wykonywać. Przez to znajdujemy w sobie takie cechy, których rzeczywiście lub pozornie nie mamy. Musiałem je znaleźć, aby uwiarygodnić postać. Co prawda, na ławeczce nie przesiaduję, chyba że na tej przed domem, ale w zupełnie innych okolicznościach.
- Czy próbował się pan sugerować rolą Janusza Gajosa w Teatrze TV?
- Przedstawienie Macieja Woj-tyszki było fantastyczne, widziałem je
wielokrotnie i w tym sensie sugerowałem się nim, żeby się nie sugerować.
Uważam, że jest to najgorsza sytuacja z możliwych. Można sobie przypomnieć
coś, co było świetnie zagrane, próbpwać obmyślić jakieś wariacje na ten temat,
natomiast sugerowanie się jakąś rolą, żeby zagrać rolę podobną, jest głupie i
nieodpowiedzialne. Zawsze trzeba szukać czegoś przez pryzmat własnych
doświadczeń, swojego myślenia, a nie próbować odwzorowywać coś, co już
zostało zagrane. Czym innym jest świat teatru, role wykreowane przez Janusza
Gajosa i Joannę Żółkowską, czym innym świat filmowy. To wielka różnica.
- Czy znajduje pan jakieś podobieństwo do roli Adama z poprzedniego filmu
Nigdy w życiu!?
- Takiego porównania, poza tym, że oba te filmy traktują o miłości, nie
znajduję.
- Pańskie pięć minut trwa nieprzerwanie od kilku lat. Czy sposobem na
utrzymanie się na fali jest ciągła zmiana scenicznego wizerunku? Od romantyka,
amanta we wczesnych pana filmach, poprzez gangstera w Psach, doktora w serialu, do łajdaka w Ławeczce.
- Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest świadomość samokreacji
człowieka, który ma 20 lat i właśnie kończy szkołę teatralną? On nie ma żadnej świadomości. Taki człowiek wie, że chciałby grywać jakieś role, ale nie ma żadnego pojęcia o tym, co to znaczy wykreować samego siebie. Jestem o tym głęboko przekonany, bo sam się z tym spotkałem. Wciśnięto mnie w jakąś szufladę wbrew moim intencjom. Nigdy nie chciałem się zamykać w grywaniu jakichś typów ról, bo to najnudniejsze na świecie. Dlatego nie zostałem urzędnikiem w biurze. Moja ciągła zmiana wizerunku jest dla mnie walką o to, abym mógł odnajdywać coraz to nowe kolory w swoim życiu i sobie samym. Każdy musi się o sobie czegoś dowiadywać. Ja opowiadam ludziom o świecie tak, jak go sobie wyobrażam, w sposób przypisany danemu etapowi życia, w którym się znajduję.
- Zgodzi się pan ze mną, że wpływa to na pana popularność.
- Nie podejmę się takiej oceny, niech mnie pani do tego nie namawia.
- To nie jest zarzut...
- Nie mam tegojypu motywacji, tzn. przyjmując jakąś rolę, nigdy nie kalkuluję,
czy przyniesie mi ona popularność czy nie. Jeśli ocena moralna Piotra, bohatera
Ławeczki, jest raczej negatywna, to sama pani widzi, że nie unikam takich
sytuacji, ale staram się w nie wdeptywać. Może mi to przynieść zimny prysznic na
głowę.
- Skąd zatem aktor czerpie inspirację?
- Z życia. Chodzę po ulicach, rzadko co prawda ostatnio, obserwuję ludzi,
myślę. Poza talentem trzeba mieć trochę wyobraźni. Jest to podstawowa
zdolność, jaką trzeba się wykazać w tym zawodzie: wyobrażać sobie siebie w
różnych sytuacjach, myśleć, co zrobić, aby być wiarygodnym albo
niewiarygodnym, jeśli jest taka konieczność.
- Pod wpływem kolejnych ról nabiera pan do siebie dystansu?
- Zdecydowanie coraz większego, ale też odnajduję pokłady różnych energii, o
które się nie podejrzewałem. To jest fantastyczne.
- Który z filmów tego sezonu podobał się panu najbardziej?
- W tym sezonie, przyznam się szczerze, nie oglądałem niczego poza
Ławeczką. Widziałem natomiast wszystkie filmy ubiegłego sezonu, z których
najbardziej przypadł mi do gustu Zmruż oczy. Jest najpełniejszy, najlepiej
skomponowany, dobrze zagrany.
- Ale to film niezależny...
- To, okazuje się, nie ma żadnego znaczenia.
- Pytam o kondycję polskiego kina.
- W tej kwestii wolałbym się nie wypowiadać.
- Wróćmy więc do aktorstwa.
- Kondycja polskiego aktorstwa jest znakomita. Popatrzmy na to, co robią moi koledzy, w jakich warunkach pracują i jakie mają osiągnięcia. Naprawdę ich gra jest fantastyczna, zarówno w kinie, jak i w teatrze.
Artur Żmijewski
urodził się 10 kwietnia 1966 roku w Radzyminie
skończył PWST w Warszawie
zadebiutował w teatrze 24 stycznia 1991 roku
filmy: Na dobre i na złe, Psy- dwie części, Demony wojny, Ostatnia
misja, Słodko-gorzki, Przystań, Nigdy wżyciu, Ławeczka".
Na zdjęciu kadr z filmu "Ławeczka