Artykuły

Młodzi w kulturze

Gdyby nie oni, kulturalne oblicze Białegostoku byłoby blade i nijakie. Chcą dużo, rozpiera ich energia, pomysł goni pomysł. Tworzą niszowy teatr, niszowy film. Pytanie tylko, na ile wystarczy im pasji? Młody kulturalny Białystok to źródło talentów. Miasto musi o nie zadbać, nie odwracać się do nich tyłem. Bo aż strach wyobrazić sobie, co się stanie, gdy źródło któregoś razu wyschnie - pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Mamy w Białymstoku kilka energicznych grupek, które to, co oględnie nazywa się "kulturą w mieście", wznoszą o co najmniej kilka szczebli. To ludzie różni: a) tacy, którzy jeszcze się uczą; b) którzy już naukę skończyli i w życie wprowadzają idealistyczną wizję, skonstruowaną przez nich jeszcze na studiach, póki co nie wiążąc się etatowo z żadną instytucją; c) to wreszcie ci, którzy już pracują w placówkach kulturalnych, ale to, co tam czynią, wykracza grubo poza ich obowiązki.

Filmowy ambasador

Rozwińmy punkt c), na pozór skomplikowany. Znakomitym przedstawicielem tegoż gatunku jest Maciej Rant - pracownik Białostockiego Ośrodka Kultury, kierownik podległego BOK-owi kina Forum. To przykład fuzji, na której korzysta i pracownik, i pracodawca. Ten pierwszy w głowie ma mnóstwo świetnych projektów, których realizację nieco ułatwia mu praca w miejskiej placówce. Ten drugi, ułatwiając, nie przeszkadzając, też korzysta, bo dobre imprezy podkreślają jego markę. Co najważniejsze, korzysta też białostocki miłośnik kina awangardowego. Maciej, jeden z filarów Dyskusyjnego Klubu Filmowego GAG, ściąga najnowsze filmy reżyserów młodego pokolenia, organizuje rozmaite przeglądy (wśród nich Festiwal Polskiej Kultury Niezależnej Underground.pl - prawdziwą gratkę dla wielbicieli kultury offowej i największe tego typu przedsięwzięcie w północno-wschodniej Polsce). Dzięki Rantowi wkraczać możemy też na obszary filmowe, przeciętnemu kinomanowi bliżej nieznane - i oglądać np. krótkometrażowe filmy z Węgier. Trudno sobie wyobrazić, żeby Rant nagle zniknął z Białegostoku, a wraz z nim bogata oferta tego, co awangardowe w polskim i międzynarodowym filmie niezależnym. Rant wymyślił także przegląd Filmowe Podlasie Atakuje! To impreza ważna - promuje niezależne kino z północno-wschodniej Polski, dając możliwość pokazu w profesjonalnej placówce wszystkim tym niezależnym filmowcom z województwa, którzy kręcą filmy. Zarówno tym, których stać na lepszy sprzęt, jak i tym, którzy kręcić dopiero zaczynają, używając do tego rozpadającej się kamery sprzed lat kilkunastu. Rant organizuje przegląd takich twórców, a z najlepszymi jeździ po Polsce i Europie. Tak oto zupełnie niechcący realizując przy okazji swoje pasje, stał się filmowym ambasadorem Podlasia.

Twórcy teatru

Inna kulturalna grupka, bez której nie wyobrażam sobie Białegostoku, to kilkanaścioro absolwentów Akademii Teatralnej działających w kilku grupach teatralnych (m.in. Kompania Doomsday i Akcja Dzrt). Pomysłów na teatr niezależny mają tyle, że założyli Stowarzyszenie Promocji Artystycznej - m.in. po to, by uporządkować swoje pomysły i uprościć procedurę ubiegania się o pieniądze z różnych instytucji. Najbardziej zależy im na teatrze niezależnym. Chcą pokazywać, że w Białymstoku istnieje teatralna alternatywa. Wychodzi im to znakomicie - czy przez ciągle niemal całkowicie społeczną organizację festiwalu teatralnego Białysztuk, czy przez uparte wystawianie własnych spektakli (większość to produkcje tak ożywcze i interesujące, że spokojnie można mówić o nowej jakości w białostockim teatrze). Ta grupa to najczęściej aktorzy i reżyserzy przed trzydziestką. Większość ciągle stara się nie szukać etatów w teatrze zawodowym, chce pozostać niezależna. Tu zagrają gościnnie, tam skorzystają z uprzejmości instytucji i wystawią swój projekt. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że z młodych zaraz zapał opadnie. Twórcy, którzy otwarcie deklarują , że chcą grać w Białymstoku i go promować - za chwilę stąd uciekną. Od dwóch lat walczą o swoje miejsce, najmniejsze, byleby tylko mogliby w nim grać. Magistrat przez długi czas wykazywał całkowitą obojętność, ostatnio dało się wyczuć odrobinkę zainteresowania, ale to ciągle za mało.

Potrzebne zainteresowanie

Białystok ma szczęście do młodych, energicznych, pełnych zapału, którym chce się zakasać rękawy. Gdybyż jeszcze tylko nie marnował tej szansy.

Czasem wystarczy niewiele: odrobina ryzyka, trochę zaufania i wyciągnięcie ręki. Tak jak uczynił to szef Teatru Dramatycznego, który wpuścił do swej instytucji gromadę młodych wprost z ulicy. Efekt? Absolutny hit "Morosophus" - projekt taneczno-muzyczny przygotowany przez ludzi z ulicy w sensie dosłownym (jego twórcy to tancerze, skate'owcy, graficiarze). Sami napisali scenariusz, rozdali role, przygotowali oprawę choreograficzną, teatr zaś użyczył im budynek i fachową pomoc. Spektakl tak rozentuzjazmował publikę, że za każdym razem gotuje twórcom owacje. A przecież, gdyby nie intuicja dyrektora teatru, być może "Morosophusa" u siebie byśmy nie oglądali. Na co dzień tancerze prowadzą własną szkółkę taneczną Fair Play Crew i występują w rozmaitych produkcjach tanecznych w Polsce.

Dodajmy jeszcze studentów Uniwersytetu w Białymstoku, którzy pod kierunkiem otwartych, również młodych wykładowców, też założyli stowarzyszenie i organizują festiwal literatury. Dodajmy mniej znane grupki, które dopiero zaczynają działać...

Młody kulturalny Białystok to źródło talentów. Miasto musi o nie zadbać, nie odwracać się do nich tyłem. Bo aż strach wyobrazić sobie, co się stanie, gdy źródło któregoś razu wyschnie.

Na zdjęciu: "Kąsanie" Stowarzyszenia Promocji Artystycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji