Artykuły

Czekolada tańca

Wieczór taneczny Complexions Contemporary Ballet z Nowego Jorku podczas XI Krakowskiej Wiosny Baletowej. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Tancerz o skórze barwy skorupy kokosowego orzecha nagle w geście sytego niemowlaka pakuje sobie w usta duży palec prawej nogi, na którą pod najświętszą przysięgą i bez cienia wahania donieść muszę, iż nie posiada kości. Chrząstek też nie. Co zatem posiada? Co ją trzyma w kupie? Co jest pod skórą? Jaki sekret?

Że kokosowy dżentelmen ssie kokosowy palec - to detal marny. Tylko tyle rzec, to nic nie rzec. By pojąć wszystko, trzeba wiedzieć, trzeba zobaczyć i nie uwierzyć oczom, że tuż przed gestem sytego niemowlaka kokosowy tancerz nogą bez kości oplótł skośnooką tancerkę troskliwie tak, jak sznurówka oplata rozcięcie na grzbiecie buta. Co skośnooka na to? Niewiele. Przed chwilą wygięła udo na swej szyi, frunąc lekko od lewej ku prawej kulisie wielkiej, dwadzieścia kroków wzdłuż i wszerz liczącej sceny Teatru im. Juliusza Słowackiego, teraz więc patrzy na kokosowego pana z wyrozumiałością. Lśni cicho. XI Krakowska Wiosna Baletowa - rozpoczęła się.

Wystąpił Complexions Contemporary Ballet z Nowego Jorku - i jedenasty raz z rzędu zaczął się coroczny czas teatralnej ulgi w kilku odsłonach. Twórcy Wiosen Baletowych - Grażyna Karaś i Przemysław Śliwa - jedenasty raz zakontraktowali na świecie kilka trup tanecznych i ich krakowskie występy rozrzucili w czasie między majem a październikiem. Jedenasty raz powtórzy się rytuał.

Przyjdziesz na występ nowoczesnej trupy pląsającej, na wieczór baletu współczesnego, bądź na seans ultra-aktualnego teatru tańca - i pozytywnie zdębiejesz, bo okaże się, że te przyczółki scenicznej nowoczesności, współczesności, aktualności, w istocie nie mają nic, doskonale nic wspólnego z nowoczesnością, współczesnością, aktualnością twojej ulicy, twego placu, twego lęku, twoich problemów, twoich traum, twoich polityków i twojej ojczyzny. Odsapniesz. Spadnie ci ołów z karku, bo teatr nie będzie cię zmuszał do rozstrzygania, na czym polegają podobieństwa między akcją sceniczną a akcją twej egzystencji we współczesności.

Czy kto widział kiedy, jak ciemnoskóry chłop żółtoskórą babę giętką nogą oplata niczym sznurówką, po czym ciamka paluch, a baba lśni cicho? Nikt nigdy. Co to ma wspólnego z żyćkiem naszym aktualnym? Nic. Żadnego więc kalkowania prawdy życia, żadnego portretowania problemów współczesności, żadnych zwierciadeł, przechadzających się po gościńcach? Żadnych. Żadnej sztuki typu "stary fotograf", co szczebioce do ciebie: uwaga, uśmiech, bo jak tu ptaszek wyleci - będziemy uwiecznieni z uśmiechem, uwaga... Nie.

Wiosny Baletowe to uroczy szlaban dla Jana Klaty i klatopodobnych wirtuozów ulicznego żebractwa. Ulga Wiosen jest ulgą bycia oko w oko z teatrem, w którym nie wylatuje żaden ptaszek i nikt nie plecie, że zobaczysz na scenie - siebie. Ulga Wiosen to kojąca nieobecność uwieczniania przez sztukę. W takim razie - o co chodzi? Czym to się je? Na czym polega rewelacja? Na byciu blisko znaków scenicznych lekkich lekkością, dajmy na to, niczemu nie służących, społecznie bezużytecznych sentencji Oscara Wilde'a.

Wirtuozi Complexions Contemporary Ballet, żółto, ciemno, białoskórzy wirtuozi gestu, skoku, wirowania, przez 90 minut gesty, skoki, wirowania zamieniali w pulsujące epifanie, w migotliwe suity taneczne. Nie było mowy o fabule, o snuciu jakiejś historii przy pomocy języka baletu. Nie było szans na prolog, rozwinięcie tematu i epilog. Seans wirtuozów z Nowego Jorku składał się z samych punktów kulminacyjnych akcji, której nigdy nie było. W tych punktach nawet szmer paznokcia, co podczas kręcenia piruetu ciął powietrze, był konieczną cząstką piękna bardzo, ale to bardzo sensualnego.

I tak, przy muzyce Niny Simone, Duke'a Ellingtona, Prince'a, Chopina i Jana Sebastiana Bacha, na kompletnie pustej, zamkniętej czarnym horyzontem scenie, pulsowali zawrotnie między nutą a paznokciem. I doskonałość swego tanecznego pulsowania zawsze brali w nieoczekiwany nawias trywialności. Pan o skórze barwy skorupy kokosowego orzecha nagle ciamkał duży palec u nogi. Ktoś inny znienacka dyndał ręką jakby uschniętą. Troje, pięcioro, ośmioro w pół piruetu złaziło ze sceny krokiem tak szarym, jak twój, gdy człapiesz na piwo bez grosza przy duszy, a w gardle masz po wczorajszym - płomienie nie z tej ziemi.

Własną doskonałość wciąż łamali nagłymi tandetami. W nawias iście sztubackich żartów brali wiszące nad nimi widmo strzelistego artyzmu. Błyskotliwą nieudolnością gestu - przekłuwali balony własnej tanecznej maestrii. Byli obok, wciąż na marginesie samych siebie. I jakby wciąż mówili: nie przesadzaj z zachwytem, uspokój się, to potrwa tylko chwilę, jak pstryknięcie, i nie zmieni świata... Po czym się uśmiechali. Ot, dzieci nad czekoladą tańca.

Niezwykłe, kolorowe dzieci nad czekoladą zdumiewającego tańca. Po czym to co zwykle - koniec wirowania, bo przecież nie da się bez przerwy. Brak tańca, za to sałatki w knajpie "Pod Chochołami" - pycha! Więc zwyczajny brak tańca i zwyczajne człapanie w za dużych adidasach. Od śledziowej do greckiej, od tej z majonezem do tej z oliwą extra vergin. A jutro? Taniec czy nie taniec? W Dublinie czy Moskwie? Jutro się zobaczy. Dziś zmrożona wódka cieknie po kokosowych brodach, bo skośnooka znów opowiedziała stary dowcip. Są teraz. Są tu. Zamiast kości mają radość. Oto cały ich sekret.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji