Artykuły

Chciałabym być słodką blondynką

- Z przykrością muszę stwierdzić, że reżyserzy sugerują się jedynie moim donośnym głosem, długimi nogami, dużym biustem i tym, że jestem wysoka. To wystarczy, by powierzyć mi rolę silnej kobiety - mówi warszawska aktorka ANNA KORCZ.

Kobieta po przejściach, ale aż tryska energią. Po pięciu latach od rozstania z mężem aktorka Anna Korcz znalazła nową miłość. Razem z córkami szesnastoletnią Anią i jedenastoletnią Kasią zaangażowała się w kampanię społeczną "Chroń życie przed rakiem szyjki macicy".

Wygląda pani kwitnąco. Czy słusznie myślę, że to zasługa miłości?

- Mężczyzna i miłość są dla mnie najważniejsi na świecie i dają mi napęd do życia. Oddaję im się bez reszty. Od kiedy spotykam się z nowym partnerem, tylko raz widziałam się z przyjaciółką.

Czy miłość może zmienić życie świadomej siebie kobiety? Czy teraz czuje się pani bardziej dojrzała niż w poprzednim związku?

- Nauczyłam się żyć dla drugiego człowieka. Kochać i nie oczekiwać rewanżu. To frajda dbać o niego. Pozwolić, aby był w centrum zainteresowania. To dla mnie duża zmiana, bo do tej pory wydawało mi się, że to ja jestem najważniejsza. Wychowywałam się bez ojca, więc mama i mój dziadunio rozpieszczali mnie. Myślałam więc, że do końca życia tak będzie i że wszyscy będą o mnie zabiegać. Jak bardzo się myliłam!

Nie popada pani ze skrajności w skrajność?

- Staram się postępować tak, aby nie mieć sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie wiem, czy daję z siebie za dużo czy zbyt mało. Nie mam niestety gotowej recepty na udany związek.

Zmieniła pani stosunek do partnera, ale czy kobieta po przejściach przewartościowuje cały swój świat?

- Wprowadziłam w życie nowe zasady. Pierwsza: umiesz liczyć, licz na siebie. Wiem już, że muszę sama na siebie zarabiać. Często kobiety wychodzą za mąż, aby podnieść sobie standard życia, chcą mieć bezpieczeństwo materialne. Dla mnie nie to było najważniejsze. Zasada numer dwa: "otwarte drzwi". Jeżeli zdarzy się, że mój partner będzie chciał spędzać czas w innym niż moje towarzystwie, będzie to dla mnie sygnał, że czas zwrócić mu wolność. Być może za rogiem czeka na niego kolejna, fantastyczna przygoda. Jeżeli kiedykolwiek się dowiem, że mój mężczyzna mnie zdradził, następnego dnia bez słowa - odejdę! Żadnych awantur ani oskarżania. Bo powodem nie będzie ani złość, ani nienawiść, tylko przykra świadomość, że on potrzebuje już innego ciała, innej duszy, zapachu innej kobiety.

Gdyby można było cofnąć czas, co zmieniłaby pani w relacjach z mężczyznami?

- Po złych doświadczeniach, nie umiałabym już chyba poprosić mężczyzny, żeby ze mną został. Walczyłam o męża tylko dlatego, że bałam się zostać sama i myślałam, że tak będzie lepiej dla dzieci. Z perspektywy czasu wiem, że nawet gdyby wtedy został, ja wystąpiłabym o rozwód. Nie mogłabym żyć z mężczyzną, który mnie zdradził. Nigdy bym mu już nie umiała zaufać.

W jednym wywiadzie mówi pani, że jest optymistką, w innym, że często wpada w depresję. Raz, że jest samotna, kiedy indziej, że ma mnóstwo przyjaciół. Jak to z panią jest naprawdę?

- Nie umiem jednoznacznie powiedzieć, kim naprawdę jestem. Bywam szczęśliwa, ale bywam i nieszczęśliwa. Samotność dopada mnie zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma przy mnie mężczyzny. Ale to nie znaczy, że rezygnuję ze spotkań z przyjaciółmi. Mam ich przecież mnóstwo. Depresja? Kiedy byłam mała, często słyszałam zarzuty, że wciąż mam zły humor. Podejrzewam, że już wtedy miałam pierwsze objawy depresji. Moje samopoczucie w dużym stopniu zależy od aury, ludzi, którzy mnie otaczają, miejsc, w których przebywam. Głęboko w środku jestem fatalistką, ale potrafię wykrzesać w sobie dużo optymizmu. Kocham życie, kocham ludzi, kocham żyć.

Czy to prawda, że jest pani kobietą luksusową, przyzwyczajoną do przepychu?

- Uwielbiam brylanty i futra, i byłabym zakłamana, gdybym powiedziała, że tak nie jest. Zgadzam się z Marilyn Monroe, że diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety. Ale to nie znaczy, że nie umiem bez nich radzić sobie w życiu. Tak naprawdę to media uczyniły ze mnie kobietę luksusową. Nigdy się za taką nie uważałam.

Reżyserzy obsadzają panią w rolach kobiet pewnych siebie, niezależnych, które idą przez życie jak burza.

- Z przykrością muszę stwierdzić, że reżyserzy sugerują się jedynie moim donośnym głosem, długimi nogami, dużym biustem i tym, że jestem wysoka. To wystarczy, by powierzyć mi rolę silnej kobiety. Poza tym ja zawsze wiedziałam, czego chcę, miałam radykalne poglądy, organizowałam dom, mimo iż na niego nie zarabiałam. Pewnie dlatego również w zawodzie postrzega się mnie jako niebywale hardą.

Chciałaby pani grać słabe kobietki?

- Marzę, aby być potulną blondynką, która we wszystkim przytakuje mężowi i jak kot jest przez niego głaskana. Rola silnej kobiety już mi się znudziła. Jestem bardzo zmęczona życiem.

Dlaczego?

- Jak nikt zdaję sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie życie. Mam niebywałą świadomość wszystkiego, co mnie otacza, wielką wrażliwość. Moją głowę zaśmiecają smaki, zapachy, gesty. Przeżywam niektóre sytuacje sto razy bardziej niż inni ludzie. Jestem pełna empatii... Jest we mnie wiele sprzeczności. Nie zgadzam się ze światem, a najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić, by był lepszy.... To zupełnie jak bicie głową w szybę, za którą nic już nie ma. Dobrze, że czasem potrafię o tym zapomnieć. Inaczej chyba bym zwariowała!

Jednak znalazła pani siłę, by zaangażować się w kampanię "Chroń życie przed rakiem szyjki macicy". Razem z panią akcję poparły pani córki.

- Wszystkie trzy zaszczepiłyśmy się przeciwko wirusowi HPV, który powoduje raka szyjki macicy. Naszym zadaniem jest propagowanie wiedzy na temat tej choroby. Kobiety muszą sobie uświadomić, że jeśli nie będą regularnie się badać i raz w roku robić cytologii, mogą śmiertelnie zachorować. A przecież wspólna wizyta u ginekologa może być ważnym przeżyciem dla matki i córki. Kiedy Ania poprosiła, żebym podczas jej pierwszego badania została w gabinecie, wzruszyłam się. Byłam zaszczycona, że darzy mnie takim zaufaniem.

Matki boją się zaprowadzić córki do ginekologa, bo obawiają się, że zostanie to odczytane jako przyzwolenie na rozpoczęcie życia seksualnego.

- Polacy niestety wstydzą się dyskutować o sprawach intymnych. A rozmowa o tym, że możemy zachorować na raka szyjki macicy powinna być podobnie ważna jak kupowanie dżinsów czy mycie zębów. Gdyby matki wiedziały, w jak okrutny sposób objawia się rak szyjki macicy, szybko pozbyłyby się chorych dylematów. Dzieci powinny czuć się bezpiecznie, powinniśmy budować w nich bezwzględne poczucie własnej wartości. Mamy wówczas pewność, że przyjdą do nas z każdym problemem i poradzą sobie w życiu.

Córki są dla pani bardzo ważne, mimo to nie przestała pani szukać miłości.

- Zawsze miałam wyrzuty sumienia, że rozglądam się za miłością, zamiast skupić się na wychowywaniu córek. Kamień spadł mi z serca, kiedy przeczytałam wypowiedź Paulo Coelho, że nie żyjemy dla dzieci, ale dzięki nim. Zrozumiałam wówczas, że jeśli ja będę szczęśliwa, to również szczęśliwe będą moje córki. Poza tym nawet w Biblii jest napisane, że człowiek ma obowiązek dążyć do szczęścia.

Wierzy pani w Boga i korzysta z porad wróżki. Czy to się nie wyklucza?

- To, co zapisane jest w gwiazdach, to przeznaczenie, a przeznaczenie to Pan Bóg. Wróżka przekazuje mi prezent od Boga - mogę poczytać o moim życiu w jego księgach. Niedostępny jest dla mnie jedynie epilog. Proszę jednak pamiętać, że również ona może różnie interpretować zdarzenia. Poza tym oprócz przepowiedni człowiek ma jeszcze wolną wolę i może wybrać drogę, która odmieni jego los. Musi być jednak gotowy na konsekwencje swoich decyzji.

Nie zrezygnowała pani z tych wizyt, mimo iż spełniła się niemiła przepowiednia?

- A czy przestałaby pani chodzić do lekarza tylko dlatego, że powiedział, że jest pani chora?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji