Artykuły

Ranne dusze

Ta wojna jest w nas - o "Zbombardowanych" w reż. Mai Kleczewskiej w Starym Teatrze w Krakowie pisze Gabriela Detka z Nowej Siły Krytycznej.

Pokój hotelowy, w którym toczy się akcja dramatu Kane w spektaklu Kleczewskiej wygląda raczej jak poczekalnia. Kilka rzędów różowych skórzanych foteli, kilka dobranych pod kolor stolików, na każdym biały, stylowy telefon i wielki kosz sztucznych róż pod obłożoną lustrami ścianą. Ten słodki, nieco kiczowaty pokój wbrew swojej estetyce za chwilę stanie się poligonem. A może raczej terenem działań wojennych, bo to, co dzieje się między Ianem i Cate, bohaterami "Zbombardowanych", trudno nazwać ćwiczeniami. Miedzy dwojgiem ludzi dochodzi do śmiertelnej i śmiercionośnej próby sił, psychicznej wojny, w której role kata i ofiary zmieniają się w błyskawicznym tempie.

Cate (Sandra Korzeniak) i Ian (Krzysztof Globisz) szukają bliskości, każde na swój sposób w świecie, w którym nie ma już nic oprócz formy. Miłość dawno zanikła, Bóg chyba nie istnieje, nie ma na czym oprzeć życia i umotywować śmierci. Zamiast wartości nadających sens, pozostały tylko puste pojęcia, zużyte, kiczowate i tandetne jak sztuczne hotelowe róże. Wystylizowany pokój, mimo pozornej elegancji jest przestrzenią nieludzką, bezduszną, więzieniem albo fałszywym rajem, z którego wygnano Adama i Ewę, niechlubne i niedoskonałe dzieła Stworzenia. W hotelowym hallu mimo fizycznej obecności, nie dochodzi do intymnego spotkania dwojga ludzi. Dawna miłosna relacja Iana i Cate zamienia się we wzajemny psychiczny terror.

Wojna, która toczy się w świecie "Zbombardowanych" nie pochodzi z zewnątrz, nie jest falą agresji, która może niespodziewanie wtargnąć w ludzkie życie, niszcząc je brutalnie i bez zapowiedzi. To jest wojna, która wybucha najpierw w pojedynczym, upośledzonym emocjonalnie człowieku, a dopiero później rozszerza swój zasięg na innych ludzi. Jedną z przyczyn tej wojny jest język, który w tym świecie nie ma już mocy sprawczej. Skończył się, został jedynie zbiorem klisz, znaków i efektów akustycznych. Słowa, jakie wypowiada mężczyzna, to wyświechtane banały, powtarzane do znudzenia językowe klisze, którymi są zarówno uwagi dotyczące życiowego usamodzielnienia jak i miłosne wyznania. Ian i Cate mówią do siebie, ale nie rozmawiają, bo porozumienie werbalne nie jest już możliwe. Odarci z języka powracają do stanu sprzed kultury, skazując tym samym siebie na dominację instynktów, cielesności, która przeradza się w morze okrucieństwa.

Chęć autodestrukcji w najbardziej namacalny sposób kieruje Żołnierzem (Sebastian Pawlak), który w maniakalnym szale gwałci, zabija i okalecza bez żadnych skrupułów każdego, kogo spotka na swojej drodze. Jest uosobieniem zwierzęcości, nieujarzmionej dzikości tkwiącej w człowieku. Bez wahania odbiera ludziom godność i życie, ale sam śmiertelnie się boi. Można tłumaczyć jego zachowanie nieposkromioną żądzą zemsty za śmierć ukochanej, ale w istocie jest przerażony samym sobą i możliwościami, jakie w nim tkwią. Żołnierz jest produktem wojny, która toczy się w nim samym. Fakt, że może zabijać, niszczyć, upokarzać, wywołuje w nim traumę tak głęboką, że jedyną reakcją na nią jest właśnie zabijanie, upokarzanie i gwałt. Jego autodestrukcyjne zapędy początkowo są kierowane w stronę innych osób - jego ofiar. Ale prawdziwą ofiarą jest on sam, zabija się krok po kroku, powoli, torturując psychicznie, aż nadmiar bólu i przerażenia doprowadza go do rzeczywistego samobójstwa.

Uczuciem najsilniejszym i wszechobecnym w "Zbombardowanych" jest właśnie strach. Determinuje wszystkie działania bohaterów, nieakceptowany wywołuje agresję, chęć zadawania bólu drugiej osobie. Potworny lęk przed byciem zranionym, odrzuconym i samotnym, strach przed swoimi własnymi wspomnieniami, zostaje zamieniony w okrucieństwo. Bohaterowie "Zbombardowanych" prawdziwe lęki i fobie, do których nie chcą się przyznać, tłumią poprzez ich przeciwieństwa. Okrucieństwo jest lekiem na koszmar samotności, gwałt rekompensuje dojmujący brak miłości, szaleńczy pęd ku śmierci zagłusza paniczny strach przed nią. Ian i Cate nie mogą bez siebie żyć, ale ich związek jest toksyczny, przepojony okrucieństwem, a śmiertelny lęk przed odejściem drugiej osoby przeplata się z chęcią całkowitej dominacji. Jeśli relację, jaka zachodzi między nimi można nazwać miłością, ta miłość boli, jest upiorna, straszna, niszcząca. Ich związek opiera się na sile fizycznej, władzę ma ten, kto w danej chwili skieruje lufę pistoletu w głowę kochanka-przeciwnika. Ze strachu przed samotnością Ian, rani ciało Cate brutalnie ją gwałcąc, rani jej duszę nazywając przygłupim ułomem, ale jednocześnie nie pozwala jej wyjść z pokoju. Potrzebuje fizycznej obecności, ciała, dotyku, by czuć się pewnie, bezpiecznie. Momentami jest jak przerażone dziecko. Z jednej strony boi się śmierci, z drugiej pędzi ku niej na oślep, pijąc, paląc bez umiaru, a miłość, czy raczej jej substytut, wymusza celując z nabitej broni w głowę Cate.

W spektaklu Kleczewskiej zagrożenie śmiercią jest stale obecne. Każda prośba, polecenie, każde wyznanie miłosne wypowiadane są z lufą wymierzona w głowę drugiej osoby. Śmierć budzi w bohaterach zarówno paniczny strach, jak i nadzieję na zakończenie psychicznych tortur. Śmierć, która przynosi ulgę staje się taką samą łaską, jaką jest życie. Ale na nią trzeba zasłużyć, nie przychodzi ot, tak, na życzenie. Co więcej, złośliwy demiurg, który kieruje ludzkimi losami oddala śmierć od tych, którzy najbardziej jej pragną. Oślepiony, okaleczony, zgwałcony i upokorzony do granic wytrzymałości Ian, błaga wystylizowaną na kiczowatą Matkę Boską Fatimską Cate, by wzięła go za rękę i chce tylko jednego - umrzeć w spokoju. Ta z premedytacją podsuwa mu nie nabity pistolet i śmieje się z jego rozpaczy histerycznym, demonicznym, przerażającym śmiechem.

Ian przed śmiercią pragnie dotyku, bo tylko on daje pewność upragnionej obecności. Słowa i zapewnienia już nie wystarczają. Bohaterowie "Zbombardowanych" nie wierzą już w skuteczność języka, w wartość wypowiadanych słów. Ian twierdzi, że nie ma Boga, bo boi się Jego prawdziwego nieistnienia. Chociaż swój pogląd z pasją wykrzykuje w stronę Matki Boskiej celującej do niego z pistoletu, cały czas ma nadzieję, że śmierć to jednak nie jest koniec. Nie ufa sobie do końca, podświadomie chciałby się mylić, tkwi w nim paniczne, by jego słowa nie znalazły potwierdzenia. Jego głęboko skrywane marzenia o niebie, realizują się ostatniej scenie. Po traumatycznych przeżyciach przed śmiercią, Ian trafia do dokładnie takiego raju, jaki sobie wymyślił. Pragnienia okazały się boleśnie trywialne. Teraz siedzi, odprężony i spokojny na stosie sztucznych róż w miękkim fotelu, a kobieta w cyrkowym kostiumie dmucha dla niego urodzinowe trąbki i baloniki. Na jego głowę sypie się z nieba złoty pył, sztuczny jeleń wdzięcznie rusza głową, aniołowie w wianuszkach otaczają go ciepłem emanującym z ich ogromnych skrzydeł. Niebiańska muzyka uspokaja, a kiełbasa smakuje naprawdę wybornie.

"Zbombardowanym" Mai Kleczewskiej daleko do teatralnego arcydzieła. Razić może dosłowność przełożenia treści zawartych w tekście na bezpośrednie teatralne działanie, czy mało finezyjne aktorskie środki wyrazu. Ale to niewątpliwie spektakl ważny, odsłaniający tkwiące w nas, głęboko ukryte pragnienia, instynkty i lęki. Wnioski płynące z zawartej w "Zbombardowanych" analizie stosunków międzyludzkich mogą przerazić, budzić niesmak i sprzeciw. I słusznie, bo ta wojna jest w nas, zwłaszcza wtedy, gdy chcemy się do niej przyznać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji