Artykuły

Strzeżone osiedla naszych serc

"Habitat" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Recenzja na www.reymont.pl.

Komu podobał się "Lew na ulicy", może śmiało wybrać się na "Habitat". Ta sama autorka (Judith Thompson), ten sam reżyser (Mariusz Grzegorzek), ten sam duszny klimat i ta sama epizodyczna struktura tekstu. Nawet Marieta Żukowska gra w ten sam sposób - skrajne emocje objawia napiętymi do granic możliwości mięśniami, spazmatycznie oddycha, kładzie się i zwija w kłębek, odsuwając od siebie znienawidzony świat. Gra szesnastoletnią dziewczynę, której umiera matka. Skłócona z ojcem, ląduje w rodzinnym domu dziecka, założonym przez pedagoga idealistę (Bronisław Wrocławski) na strzeżonym osiedlu. Odtąd oprócz rodzinnych tragedii śledzimy spór bogatych mieszkańców ze społecznością wyrzutków i ich charyzmatycznym przywódcą. Oczywiście bogaci są nieczuli, samolubni i grają nie fair. Oczywiście, gdyż sztuka opiera się na schematach lewackiej publicystyki. Być może klasa średnia to zbiorowisko snobistycznych egoistów, a prawdziwe uczucia są częstsze wśród odrzuconej młodzieży z ubogich dzielnic, ale jeśli w dodatku wszyscy ojcowie w całej historii okazują się źli i brutalni, a jedyny mężczyzna o ludzkich odruchach jest gejem, to zaczyna to pachnieć literaturą tendencyjną.

Na szczęście oprócz warstwy obyczajowej jest jeszcze psychologiczna, w której okazuje się, że niezależnie od majątku i pozycji społecznej wszyscy mamy podobne problemy w relacjach rodzinnych. Od matki (ojca?) nie da się uciec, a nasze traumatyczne przeżycia i nierozwiązane konflikty z dzieciństwa będziemy przenosić na następne pokolenia. Nadzieja tkwi w pogodzeniu się ze sobą poprzez zrozumienie swoich relacji z rodzicami, swoich korzeni, zauważeniu powietrza, którym oddychamy od pierwszych dni życia. Szkoda tylko, że czasami trzeba wspólnie skrzywdzić kogoś trzeciego, by odnaleźć drogę do tych odkryć.

Znakomita rola Małgorzaty Buczkowskiej, grającej młodą prawniczkę usiłującą zasłużyć na miłość znerwicowanej matki, jest ozdobą spektaklu.

W warstwie muzycznej mieszanka od Bacha po Boney M - na ogół niestety puszczana za głośno. Piękny fragment kantaty dudni basami, a wejścia nowszej muzyki podrywają z foteli zbyt wrażliwych widzów. W ogóle nie jest to spektakl dla ludzi o słabych nerwach ani dla chcących spędzić miły wieczór w teatrze. W sam raz dla masochistycznie nastawionych mieszkańców zamkniętych osiedli, którzy chętnie posłuchają zarzutów pod swoim adresem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji