Artykuły

Słowo nie zaiskrzyło

Teatr Polski przygotował kolejną pre­mierę. Tym razem była to sztuka pol­skiego dramatopisarza, ukrywające­go się pod pseudonimem Tomasz Man. Monodram "Historia pewnej mitości" w reżyserii autora zobaczyć było można w środowy wieczór w Galerii Teatru Polskiego.

Nieprzypadkowy był wybór miejsca. Kilkanaście dosłownie krzeseł roz­stawionych w podłużnej przestrzeni Galerii stanowiło jedyny element wskazujący na to, że coś się ma w niej wydarzyć. Scenografia której nie było, albo inaczej - scenografia, która okazała się wnętrzem Galerii była pierwszym zwiastunem, że bę­dziemy mieli do czynienia ze sztuką zintegrowaną w pełni z życiem. Tak mocno, że i życie, i sztuka w zamie­rzeniu twórców miały stanowić jed­no. Potwierdził to aktor, który wśli­znął się na salę, niczym spóźniony widz.

"Historia pewnej mitości" jest opo­wieścią o spotkaniu dwojga ludzi, którzy się ze sobą związali. Nie byli to ludzie stworzeni dla siebie. On - czterdziestolatek "zwykły" aż do przesady, ona kilkanaście lat młodsza, romantyczna introwertyczka, którą można by posądzić nawet o lekkie zaburzenia psychiczne. Opis gorzkiego życia, pełnego niezrozu­mienia i izolacji, co wiadomo od po­czątku, zmierza do smutnego końca.

Gdy czytałem kilka miesięcy temu tekst sztuki Mana, liczyłem na to, że człowiek, który zagra w tej sztuce, ożywi ją, nada jej ludzkiego brzmie­nia, zamieni opowieść w przejmującą historię o niezrozumieniu i smutku. Niestety, nie było "tego czegoś", tej iskry, która budzi tekst i każe zasta­nawiać się nad każdym powiedzia­nym słowem. Grzegorz Młudzik grał, ale czegoś w tym monodramie brakowało. Tekst wychodził i ginął, sło­wo po słowie, tak szybko jak ginąć mogą słowa mówione do kogoś, kto nie kocha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji