Artykuły

My ocalimy Twardowskiego

- "Pan Twardowski" ma bogatą tradycję w polskiej historii baletu, ale jest trochę po macoszemu traktowany. Reżyserzy interpretują go dosłownie, tak jak jest napisany, libretto tego baletu jest cale przaśno-ludowe. My postanowiliśmy "Pana Twardowskiego" przenieść w XX wiek, ucywilizować go trochę - mówi choreograf MAREK ZAJĄCZKOWSKI przed premierą baletu w Operze Nova w Bydgoszczy.

W tym spektaklu postacie bohatera tytułowego i szatana będą się przenikać. - Bo diabeł siedzi przecież w każdym z nas - przekonuje Marek Zajączkowski [na zdjęciu], kierownik baletu Opery Nova, który zatańczy przedstawienie "Pan Twardowski" w dniu inauguracji Bydgoskiego Festiwalu Operowego.

Kto tak naprawdę jest bohaterem tego spektaklu: diabeł czy Twardowski?

- Tego nie mogę powiedzieć, zresztą obie te postaci w moim zamyśle mają się przenikać. W pewnym momencie nie wiadomo tak naprawdę, kto jest Twardowskim, a kto diabłem. Te postaci są równorzędne. Szatan nie jest przecież osobną osobą, to jesteśmy my, diabeł mieszka we wnętrzu człowieka. Mam nadzieję, że takie pokazanie postaci, jakie zaproponujemy będzie dla widzów czytelne, dodam, że bardzo trudno tańcem, ruchem pokazać tę jedność. Jeśli oglądający odbiorą jednak Twardowskiego i diabła jako dwie osobne osoby to też będzie dobrze. Jeśli w ich oczach się zleją ze sobą to będzie idealnie.

A co z folklorem tematu, jego baśniowością?

- Będzie baśń i zarazem nie będzie baśni. "Pan Twardowski" ma bogatą tradycję w polskiej historii baletu, ale jest trochę po macoszemu traktowany. Reżyserzy interpretują go dosłownie, tak jak jest napisany, libretto tego baletu jest cale przaśno-ludowe. My postanowiliśmy "Pana Twardowskiego" przenieść w XX wiek, ucywilizować go trochę. Z kilku rzeczy zatem zrezygnowaliśmy.

Nie będzie kogutów, latania?

- Nie, tego nie pokażemy, ale poza tym właściwie jesteśmy zgodni z librettem, trochę je tylko zmodyfikowaliśmy. Poszczególne sceny, a będzie ich dziewięć, przedstawione zostaną w różnych konwencjach. Części baśniowe zatańczymy klasycznie, te współczesne, współcześnie, nowocześnie. Zapotrzebowanie na cepelię już się skończyło, ludzie oczekują innego słownictwa baletowego.

Wiem, że ma Pan na myśli hip-hop, na który przecież zapotrzebowanie też się powoli kończy...

- Ale hip-hop jeszcze nie zaistniał w przedstawieniu baletowym. To zresztą nie będzie czysty hip-hop, jedynie coś w kierunku hip-hopu, jakieś nawiązanie. Wykorzystamy także stylistykę jazzową. Poszczególnym układom są podporządkowane również stroje tancerzy. Kostiumy będą nawiązywały do średniowiecza, klasyki, a wreszcie do współczesności, sięgnęliśmy do stylu mody pręt a porter.

Co nas, przyzwyczajonych do legendy zaskoczy?

- Może to być finał, nad którym właśnie pracujemy. Musi być mocny, musi zrobić wrażenie. Zdradzę, że Twardowski nie trafi w swojej wędrówce do karczmy "Rzym", chociaż ta nazwa padnie jako kasyno "Roma", bo to słowo Rzym jest tu najważniejsze, a nie konkretne miejsce. Twardowski zostanie ocalony, zło przegra, dobro wygra. Nie mogę jednak ujawnić, kto uratuje mistrza. Na koniec pokusiliśmy się o małe przesłanie, mówiące, że zakusy diabla i tak ostatecznie nie mają znaczenia, bo wszyscy skończymy tak samo, wszyscy będziemy równi. Filozofia tego dzieła się nie zmieniła. Od wieków jest tak samo. Diabeł kusi i w obecnych czasach, z tym, że zmieniła się otoczka, są komputery, cywilizacja się rozwija. Banki są też jak diabły, kuszą nas kredytami. W reklamach siedzi diabeł. Ciągle sprzedajemy duszę jakiemuś diabłu. Ostatecznie te wszystkie pokusy okazują się najmniej ważne, albo idziemy do nieba, albo do piekła, albo jesteśmy równi...

Co można powiedzieć o muzyce Ludomira Różyckiego?

- Ludzie ją na pewno zapamiętają, bo zawiera sporo motywów ludowych. Kto nie zna słynnej przyśpiewki "Miała baba koguta"? Ta muzyka jest poza tym lekka, można powiedzieć, że ilustracyjno-filmowa, a jakby nawet musicalowa. Różycki skomponował swoje dzieło w XX-leciu międzywojennym, a to przecież czas, kiedy już rodził się musical.

Czy do udziału w spektaklu zaproszeni zostali tancerze spoza bydgopskiego zespołu operowego?

- Nie, nie było takiej potrzeby, mam bardzo dobry zespół, zresztą byłoby nie w porządku wobec tancerzy, gdybym tak zrobił. Kreacja we własnym zespole daje tancerzom największą satysfakcję. Przydałoby się jednak więcej ludzi. Na scenie pojawi się 40 osób, a byłoby lepiej gdyby tańczyło 60 tancerzy. Jest ich trochę mało, w związku z tym pozostanie mniej czasu na przebieranie się między poszczególnymi scenami, ale myślę, że damy sobie radę.

TECZKA OSOBOWA

Marek Zajączkowski ur. w 1959 r. w Warszawie. Od dwóch lat prowadzi balet bydgoskiej Opery Nova. Zanim zajął się choreografią, przez wiele lat tańczył w najlepszych teatrach muzycznych na całym świecie, m.in., w Operze Paryskiej, moskiewskim Teatrze Bolszoj i mediolańskiej La Scali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji