Hrabia Fredro z Możdżerem w tle
Aleksander Fredro nie zawsze życzliwie przyjmował inscenizacje swoich sztuk. Zaproszony na "Śluby panieńskie" we Lwowie w 1865 roku, kiedy zobaczył, jak jego bohater Albin - ku uciesze publiczności, ze zmoczonej uprzednio chusteczki wyciska wodę - udającą łzy, opuścił salę, a nawet trzasnął drzwiami.
"Śluby panieńskie" są cudowne, są może najpiękniejszą komedią romantyczną. Tylko jak je grać? Stylowo czy w sposób dzisiejszy? I co to znaczy stylowo i co to znaczy współcześnie? - zastanawiał się przed laty Jan Kott.
Podobne pytania zadawał sobie Jan Englert przygotowując spektakl w Teatrze Narodowym. Starał się być wierny tekstowi, a jednak ma ogromną chęć widzów zaskoczyć, oczarować. "Nie demoluję klasyki, ale interpretuję ją po swojemu, czytam przez własną wrażliwość - zapowiada. I nie ukrywa, że do przedstawienia wkradnie się nutka tęsknoty za tym, co minęło. Tekst "Ślubów..." reżyser wzbogacił o fragmenty z innych utworów Aleksandra Fredry: "Trzy po trzy" i "Zapisków starucha". Ten refleksyjny charakter inscenizacji ma podkreślić też muzyka, którą specjalnie na zamówienie teatru stworzył Leszek Możdżer. Zaskoczeniem - jak zapowiadają twórcy - będzie scenografia, której autorką jest Barbara Hanicka.