Przychylne muzy
Koszalińskie Instytucie artystyczne koleiny raz dostarczyły dowodów na to, że także w powiatowym Koszalinie nie ma powodów do nudy, a spragnieni przeżyć wyższego rzędu mogą i tutaj znaleźć po temu okazję.
W piątkowy wieczór Koszalińska Filharmonia zaprosiła na koncert, który kolejny raz w tym sezonie koncertowym poprowadził gościnnie Tadeusz Wojciechowski. Współpracujący na stałe z teatrami operowymi w Kopenhadze, Oslo i Sztokholmie, a także słynnymi scenami Teatro la Fenice w Wenecji i Teatro Felice w Genui znakomicie poprowadził wykonanie uwertury "Karnawał" Antoniego Dworzaka, "Wariacji na tematy rokokowe" Piotra Czajkowskiego, poematu symfonicznego "Preludia" Franciszka Liszta, a nade wszystko "Tańców połowieckich" z opery "Kniaź Igor" Aleksandra Borodina. Jeśli regułą jest aplauz skłaniający do bisowania solistów, o tyle rzadkością są bisy samej orkiestry. Tym razem na życzenie publiczności filharmonicy powtórzyli końcowy fragment "Tańców połowieckich". Ale też nie obyło się bez bisu młodego, ale robiącego już światową karierę wiolonczelisty Rafała Kwiatkowskiego. Po mistrzowsku zagrał on z towarzyszeniem orkiestry dzieło Piotra Czajkowskiego.
Teatromani natomiast podczas minionego weekendu mieli możność obcowania z maestrią aktorską, oglądając sztukę Jerzego Łukosza "Mann" w reżyserii Aleksandra Berlina. Autora "Czarodziejskiej góry" zagrał Henryk Machalica, jego żonę Katię - Ewa Dałkowska, w fikcyjną postać fryzjera-konfidenta Franka wcielił się Zdzisław Wardejn. O ile można by mieć zastrzeżenia, że w interpretacji Henryka Machalicy Tomasz Mann jest nazbyt miłym starszym panem, podczas gdy w rzeczywistości był mało sympatycznym egocentrykiem balansującym na krawędzi psychicznego zdrowia, o tyle o kreacjach Ewy Dałkowskiej i Zdzisława Wardejna można wypowiadać się w samych superlatywach - dla lekkości i finezji gry i ładunku prawdy o postaciach scenicznych. Sztuka J. Łukosza odwołuje się do emigracyjnego okresu życia Tomasza Manna - w pierwszym akcie bohaterowie są w Szwajcarii, w drugim - już w Ameryce. W biograficzną prawdę o T. Mannie autor sztuki wplótł wyimaginowane - ale przecież prawdopodobne - rozmowy i sny pisarza przeżywającego na emigracji głęboki kryzys. Dzięki stworzeniu postaci fryzjera-konfidenta przedstawiony obraz nie ma zbędnego patosu, a tragizm sąsiaduje z absurdalnym humorem. Zwłaszcza w drugiej części dialogi są błyskotliwe, a monolog Katii - powiedziany przez Ewę Dałkowską z wielką prostotą - wzruszający.