Sztuka kuszenia
Można nie lubić Tomasza Manna, sztuk biograficznych albo współczesnego teatru. Dramat Jerzego Łukosza jednak zobaczyć warto. Czegoś takiego na bydgoskiej scenie nie było. Oglądamy polską prapremierę, warszawskich aktorów, świetną scenogrfię.
Zaczyna się niewinnie. Zwykła sztuka salonowa - myślimy. Mann (Henryk Machalica) rozmawia z żoną (Ewa Dałkowska). Żartują, piją herbatę, szukają okularów... Czasy III Rzeszy, radio gra marsze i pieśni niemieckie. Czy interesuje Państwa los niemieckiego pisarza, którego dyktatura pozbawiła domu, samochodów, kontaktu z przyjaciółmi? I który siedzi teraz i narzeka na Wodza? Być może nie. Tymczasem okazuje się, że wielki pisarz kryształowy nie jest. Adolf Hitler przemawia do Manna we śnie. Obiecuje mu władzę, zaszczyty, pieniądze. A wszystko to za poparcie nowej polityki... Wybór nie jest taki prosty.
Zastanawiające, jak funkcjonalna może być skromna scenografia, złożona z trzech półprzeźroczystych ścian. Akcja rozgrywa się z przodu, przy stoliku oraz w głębi. Widać palmę obok której przechadza się Katia - żona Tomasza Manna. Kiedy indziej tiul jest ogrodowym płotem albo ścianą hotelową. Poszczególne sceny ożywia światło - czerwone, błękitne, zielone.
Szkoda tylko, że większość naprawdę ciekawych pomysłów inscenizacyjnych reżyser umieścił w drugiej części przedstawienia. Pierwsza sprawia wrażenie statycznej. Jest tu, co prawda jedna świetna scena, chyba najlepsza spośród wszystkich w spektaklu. Mann narzeka na atmosferę panującą w Niemczech, ciągłe okrzyki, które naród skanduje na cześć Wodza. Przez radio dobiegają wiwaty tłumów. Fryzjer (Zdzisław Wardejn) staje na krześle, zaczyna krzyczeć razem z ludźmi zgromadzonymi na stadionie. Unosi ręce, jakby dyrygował. Mały pokoik zamienia się w wielki wiec. Wyobrażamy sobie setki, tysiące ludzi ogarniętych euforią.
Druga część jest znacznie bardziej dynamiczna. Akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, trzydzieści lat później. Panowie tańczą przy dźwiękach amerykańskich standardów, przez ogrodowy parkan wlatuje mnóstwo kartek gratulacyjnych dla pisarza, Katia śpiewa, a fryzjer recytuje przez mikrofon fragmenty powieści.
Fryzjer jest chyba najbardziej wyrazistą postacią. Wesoły, prosty facet. Potrafi rozbawić nawet tych opornych. Mann, też nie pozbawiony poczucia humoru, to despota i egoista. Katia natomiast, bezustannie pozostająca w cieniu sławnego męża, niczym nie przypomina kury domowej. Cała ta trójka gra z takim zaangażowaniem, że ani przez chwilę nie czujemy się znużeni.
Czasem tylko odnosimy wrażenie, że scena Obok jest trochę za mała. Zdarza się, że aktorzy nie mogą się ruszyć. Wykonują rozpaczliwe ruchy, zrywają się z krzesła, na które natychmiast padają. Albo przestępują z nogi na nogę, popijając herbatę, bo na spacer nie ma miejsca...