Artykuły

Teatralna zabawka z klocków

"Cyrulik sewilski" w reżyserii Henryka Baranowskiego to na pewno jeden z ciekawszych spektakli zrealizowanych ostatnio w łódzkiej operze

Na Zachodzie opera uznawana jest obecnie za idealne pole do eksploatowania nowych środków teatralnych i podejmowania eksperymentów formalnych z pogranicza dyscyplin artystycznych. Opera - dzieło totalne, łączące plastykę, muzykę, słowo i ruch idealnie wchłania nowe koncepcje estetyczne, których rozmach z trudem mieści się w ramach teatru dramatycznego.

Dlatego współcześni inscenizatorzy i wizjonerzy teatru sięgają po formę operową, która daje przestrzeń dla rozbuchanej teatralnej wyobraźni. Cieszy, że Teatr Wielki swoją inscenizacją podjął próbę wpisania się w nowoczesne myślenie o sztuce operowej, na przekór obiegowemu traktowaniu opery jako dzieła patetycznego i anachronicznego.

W pierwszej kolejności uwagę zwraca scenografia, która akcję XIX w. opery przenosi do salonu "Cyrulik" - skrzyżowania SPA z zakładem fryzjerskim. Ten zabieg to nie efekciarskie uwspółcześnienie, a przewrotny komentarz do przejęcia roli tradycyjnego cyrulika (nie tylko golibrody, ale też specjalisty od relaksowania ciała wyrywaniem zębów i upuszczaniem krwi) przez salony oferujące różnorodność form duchowo-biologicznej odnowy.

Rozwiązania scenograficzne uruchamiają mnogość skojarzeń plastycznych. Dwupoziomowa scena zawalona pstrokato barwionymi walcami, klocami, kompozycjami z kół, schodków i podestów może być odwołaniem do malarstwa kubistycznego, echem scenografii konstruktywistycznej, ale też prostą aluzją do współczesnego "designerstwa" w wyposażeniu wnętrz. Jednocześnie w tle, na obrazie z rzutnika powstaje rysunek tworzony na żywo przez Piotra Szmitke.

Nieco słabiej wypadają na tym tle aktorzy, którym nie zawsze z równą swobodą udaje się wyłuskać komiczność opery Rossiniego. Trzeba wszak pamiętać, że "Cyrulik..." to wdzięczna opera buffo, której libretto korzysta jeszcze z tradycji włoskiej commedia dell'arte. Jej żywiołowy temperament bezsprzecznie najlepiej wydobyła Joanna Woś, jako piękna Rozyna, wybranka hrabiego Almaviva (Leszek Świdziński) zazdrośnie strzeżona przez starego Doktora Bartolo (Piotr Miciński). Natomiast Figaro Przemysława Reznera to bardziej ekscentryczny stylista niż skoczny Arlekin.

Cały spektakl pozostaje jednak bardzo zmyślną zabawką, momentami zaskakującą i choć nie zawsze dość wartką, to ostatecznie na pewno dla łódzkiej sceny cenną. Może zainteresuje tych, którzy po raz ostatni oglądali operę w podstawówce, zaciągnięci na nią siłą przez miłośników krzewienia na scenie tradycji...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji