Artykuły

Kulawe pół na pół

"Nieprzytomnie" w reż. Piotra Waligórskiego w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze, gościnnie w Łaźni Nowej w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Przez pierwszą godzinę (i pierwszą połowę) "Nieprzytomnie" brnie się z trudem i zniecierpliwieniem. Druga jest znacznie lepsza, choć też kulawa.

Początek (a właściwie połowa spektaklu) jest oniryczna, surrealistyczna itd. A raczej chciałaby taką być, ale się to nie udaje. To zestaw mocno przyprawionych projekcjami i muzyką scenek usilnie i pracowicie dziwnych. Na biegnącym przez środek sali czarnym podeście przedzielającym widownię - przy szumie morza z głośników i morzu wyświetlanym na ścianie - rozkłada się plażowo rodzina. Pani w średnim wieku (Maria Weigelt), mały chłopiec i gruby młodzieniec (Marcin Wiśniewski). Morze szumi głośno, oni mówią w nieznanym języku. Pojawia się tajemniczy chudy mężczyzna w białej koszuli (Jacek Krautforst). Człowiek albo nieczłowiek, bo nie wie, co zrobić z chipsem, którym częstuje go spłoszony młodzieniec.

Chudy pojawi się jeszcze kilka razy, zachowuje się dziwnie, wygina się i stroi miny, ale w jakim celu? W jakim celu na czarnym podeście dziwnie zachowuje się jeszcze parę osób? Być może to dręczące Teresę (Paulina Napora) przywidzenia, ucieleśnione objawy jest choroby (depresja? schizofrenia?). Na scenie pojawia się bowiem szpitalne łóżko i Teresa w nocnej koszuli. Może. Ale aktorskie działania dręczą głównie widzów, nie bohaterkę - nie dość że nie wiadomo, czemu służą, to jeszcze ich wykonanie jest - delikatnie mówiąc - mizerne.

Potem jest lepiej, bo po pierwsze pojawia się temat, a po drugie Paulina Napora wreszcie może coś zagrać. Tematem jest śmierć, a właściwie samobójstwo, na które zdecydowała się chora Teresa. Zamówiła sobie śmierć u Tomasza (Robert Gulaczyk), który pojawia się u niej z Aleksem (Marcin Wiśniewski, ów gruby młodzieniec), winem i śmiertelną dawką narkotyku. Paulina Napora jest niewątpliwie najlepszą aktorką w tym spektaklu; to głównie dzięki niej - i umiejętnościom Piotra Waligórskiego zagęszczania sytuacji i wydobywaniu absurdalności ze zwyczajnych zdarzeń - spektakl zaczyna wreszcie interesować. Co prawda Robert Gulaczyk mógłby mieć więcej zaufania do widzów i nie pokazywać ze wszystkich sił, że gra poskręcanego wewnętrznie psychopatę rodem z taniego horroru... Ale na szczęście można patrzeć na Teresę, jej radosną, podszytą niepokojem determinację w dążeniu do śmierci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji