Artykuły

Małe udreki copywritera

"SPOT!" w reż. Szymona Turkiewicza w Teatrze Zakład Krawiecki we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku.

Mimo barwnych pretekstów spektakl Turkiewicza jest nijaki. Nikogo nie czaruje ani nie chłoszcze. Szef wrocławskiego Zakładu Krawieckiego miewał doprawdy doskonałe pomysły, kiedy interpretował cudze rzeczy. Tym razem jednak sam ułożył komediodramę o ludziach poddanych strumieniowi reklam, lecz nie wzbudził między aktorem a widzem takiego napięcia, które ożywia teatr. Nie rozśmieszył, nie zaczarował, ani nie wzruszył. W postindustrialnej przestrzeni wrocławskiego Browaru Mieszczańskiego oglądamy ni to musical, ni to dramatyczny kabaret o nieprzekonujących smutkach copywritera opowiadanych przez cztery osoby. Oczywiście, w odgrywanych przez Magdalenę Engełmajer-Turkiewicz, Kalinę Hlimi-Pawlukiewicz, Ernesta Nitę i Piotra Charczuka historyjkach są grepsy, zdarzenia i piosenki w miarę dowcipne i dobrze zagrane. Zespół wrocławskiego teatru radzi sobie z postaciami, z ich niby-namiętnościami czy niewyrazistym emploi. Tylko że postaci ze "Spotu!" to papierowe wycinanki. Nie mają biografii ani uczuć. Wszystko na scenie jest skarlałe, pokraczne niczym gipsowe krasnale w przydrożnych składzikach. Bez szyderstwa z magii reklamy czy choćby małej furii w obnażaniu fałszu mediów rzeczywistość sceny wydaje się banalna. Irytacje sprzedawców turystycznych rajów ("Zareklamuj swoje życie, choć to będzie bardzo trudne, no bo jak tu dynamicznie sprzedać coś, co bywa nudne") są równie blade jak analiza napięć społecznych ("O twojepsychiczne zdrowie zadbają gierki komputerowe"). Nawet próba współczesnego dekalogu pokolenia uwikłanego w konsumeryzm brzmi jak piosenka przedszkolaków. "Okłam wszystkich i oszukaj, wtedy się najlepiej sprzedasz" - to jednak żadna rewelacja. Złoszczę się, ale Zakład Krawiecki przyzwyczaił widzów do pomysłowego, świetnego inscenizacyjnie, dynamicznego zmagania się z blichtrem, głupstwem czy pokracznością emocjonalną. A tu nic.

"Spot!" został także kiepsko oprawiony scenograficznie. Ni to poczekalnia, ni to kafejka internetowa, nijak ma się do zdarzeń. Scenka do odśpiewania pseudo protest songów rozpłaszcza się obok tej kafejki bez żadnej artystycznej intencji. Więc aktorzy bite półtorej godziny skaczą bez ładu i składu jak pasikoniki między dwiema przestrzeniami. Za mało udręki i goryczy realu w tym "Spocie!", za słabe żarty z ludzi spragnionych promocji, by uwierzyć i cokolwiek w sobie zmienić. Od teatru spodziewam się jednak, że nie będzie mówił o tym, czy mam wyjechać z kraju, czy w nim zostać językiem "Przyjaciółki". Jeśli już, to niech to będą chociaż "Przyjaciele".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji