Artykuły

Hauptmann jakiego nie znamy?

Rozmowa z WALDEMAREM KRZYSTKIEM, reżyserem teatralnym i fil­mowym, realizującym w Teatrze Norwida w Jeleniej Górze premie­rę sztuki Jerzego Łukosza pt. "Hauptmann".

- Prapremiera sztuki Jerzego Łuko-sza "Hauptmann" w pana reżyserii już w najbliższą sobotę. Podobno to pan namówił Jerzego Łukosza do napisa­nia sztuki...

Sztuka ma rzeczywiście długą hi­storię. O ostatnich latach i okoliczno­ściach śmierci Hauptmanna, a także o wkroczeniu do willi niemieckiego pisa­rza w Agnetendorf (późniejszym Jagniątkowie) 9 maja 1945 roku przedsta­wicieli sztabu Żukowa i specjalnym po­traktowaniu noblisty przez Rosjan - głównie dla jego sztuki "Tkacze", którą cenił Lenin - usłyszałem przed laty na wrocławskiej polonistyce podczas wy­kładów z literatury niemieckiej od pro­fesora Mariana Szyrockiego, nawiasem mówiąc, niezwykłego człowieka, huma­nisty. Gdy zapoznałem się po latach ze sztuką Jerzego Łukosza pt. "Tomasz Mann", od razu pomyślałem, że może go zainteresować również postać Hauptmanna. Namawiałem go raz i dru­gi do podjęcia tematu. W końcu zadzwo­nił do mnie i powiedział: "Możesz uznać, że mnie wynająłeś"... Tak powstała pierwsza wersja sztuki, nad którą póź­niej pracowaliśmy razem.

- Wszystkie postaci i zdarzenia, ja­kie pojawiają się w sztuce, są auten­tyczne?

- Tak, wszystkie fakty, których używał Jurek czy później ja, robiąc adaptację jego tekstu, łącznie z dość dramatycznym po­czątkiem (którego nie chcę zdradzać przed premierą), miały miejsce w willi Hauptmanna pomiędzy 9 maja 1945 roku a latem 1946 roku. Oczywiście zostały one przetworzone artystycznie, wydoby­te są z nich pewne konsekwencje, za­uważone rozmaite paradoksy, śmieszno­ści i wielkość... Ale są to bezsprzecznie fakty. Czasem tak zaskakujące, że trud­no w nie uwierzyć. Dowodzi to tylko jed­nego: Hauptmann był niezwykłą posta­cią, a zaskakujący koniec - podsumowa­niem tego, co go w życiu spotkało.

- Walor poznawczy jest głównym atutem sztuki?

- Niewątpliwie ważnym. O Hauptmannie coś wiedzą miąszkańcy tego regionu, może Wrocławia. Ale już choćby w Kra­kowie panuje przekonanie, że to jakaś lokalna sprawa, lokalny bohater. A prze­cież nie można tak mówić o laureacie Nagrody Nobla i związkach Hauptmannów z Polską. Nie myślę tu oczywiście o fakcie, iż Agnetendorf leży dziś w grani­cach Polski, bo to wyrok wyłącznie histo­rii. Ale o związkach z kulturą polską. Dzię­ki korekcie w niemieckim wydaniu "Chłopów" autorstwa brata naszego bohatera, tak dobrym, że przeczytano go w Szwe­cji, Reymont dostał Nagrodę Nobla... kto o tym dziś pamięta... Warstwa poznaw­cza sztuki na pewno jest istotna. Ale na tej bazie autor próbuje pokazać meandry psychiki pisarza. I to jest głos nie tylko muzealno-historyczny. Każdy artysta, któ­ry próbuje "gierek" z władzą, skazany jest na klęskę. Targi, jak wykorzystać Haupt­manna, trwały i po jego śmierci.

- Prapremiera fragmentu sztuki "Hauptmann" Jerzego Łukosza z Igorem Przegrodzkim gościnnie grającym tytułową rolę, odbyła się 1 września w willi Hauptmanna w Jagniątkowie. Czy od początku myślał pan o wykorzysta­niu w spektaklu autentycznej scenerii?

- Nie, sztuka po­wstała z myślą o te­atrze telewizji. Nadal mamy taki zamiar. Czynimy starania, aby redakcja teatral­na zainteresowała się tematem i prze­konała do tego, że nie jest to lokalna sprawa i lokalny bohater. Jeżeli wystawia się sztuki pokazujące choćby Dietrich czy Piaf "od podszewki", to ten rodzaj sztuki, jaką napisał Jurek, znakomicie mieści się w tym nurcie. Pretekstem do wystawienia "Hauptmanna" w Jagniątkowie było otwar­cie Domu Hauptmanna i spotkanie pre­mierów polskiego i niemieckiego. W spek­taklu prawdziwe są postaci i zdarzenia, scenografia musi być umowna, aby wy­stawiać sztukę w teatrach. Nie możemy się silić na wierne odtworzenie wnętrza domu Hauptmanna na scenie, a raczej dać temu teatralne wyobrażenie, znaki.

- Najważniejszą postacią, tytułową, jest oczywiście Hauptmann. Inne po­staci to tylko wątki poboczne?

- Haupmann, jego żona i służący peł­niący funkcję sekretarza (prawdopodob­nie wysłany przez NSDAP), a także ofi­cer rosyjski, który przybył do willi wła­śnie 9 maja 1945 roku, aby przeprowa­dzić rozmowę decydującą o dalszym lo­sie bohatera. Otoczenie wielkiego pisa­rza jest ważne. Choćby oficer. Podczas rozmowy, w pewnym momencie ten sta­rzec zaczyna mu imponować, choć wi­dzi, że to trochę kabotyn, trochę śmiesz­ny, że kłamie, popisuje się, ale w swej starości jest trochę zagubiony, żałosny i... ale nie chcę zdradzać zbyt wiele przed premierą.

- Rolę Hauptmanna powierzył pan Zygmuntowi Bielawskiemu, aktorowi Te­atru Polskiego z Wrocławia, który na początku lat dziewięćdziesiątych był... dyrektorem jeleniogórskiego teatru.

- ...a który początkowo bronił się przed tą rolą. Zastosowaliśmy jednak wspólnie z kompozytorem sztuki i z dyrektorem jeleniogórskiego teatru manewry oskrzy­dlające, wykonaliśmy odwierty i... udało się. Żonę Hauptmanna gra Irmina Babiń­ska, oficera Sokołowa - Tadeusz Wnuk, a służącego - Piotr Makarski, absolwent wrocławskiej szkoły teatralnej, od tego sezonu aktor Teatru Norwida.

- Premiera w sobotę. Czy to będzie koniec, czy dopiero początek współpra­cy z autorem sztuki Jerzym Łukaszem?

- Jeżeli spotyka się autora, z którym dobrze się porozumiewa, którego poru­szają i obchodzą te same sprawy, to może się udać dalsza współpraca. Na­mawiam go teraz, aby napisał sztukę o Ingeborg Bachmann, niezwykłej niemiec­kiej pisarce, którą na trzy dni przed po­pełnieniem samobójstwa spotkał profe­sor Marian Szyrocki. O niej profesor rów­nie ciekawie opowiadał...

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji