Artykuły

Noweletka

Goszcząca w czwartek w Teatrze na Świebodzkim jednoaktówka "Hauptmann" znalazła się w fina­le konkursu na wystawienie polskiej sztuki współczesnej.

Trochę mi głupio, nominacja robi wrażenie, ale pięć kwadransów "Hauptmanna" oglądałem jak od­cinek "Czterech pancernych", nie jak komediodramat - choć tak prowadził sztukę Jerzego Łukosza z aktorami jeleniogór­skiego Teatru im. Norwida Waldemar Krzystek.

Historia prawdziwa

Anegdota jest arcyciekawa. Schorowa­ny Gerhart Hauptmann czeka w swym do­mu w Jagniątkowie właściwie już tylko na Rosjan i na śmierć. Pułkownik Soko­łow, oficer NKWD, otacza pisarza opie­ką, gdyż - dowiadujemy się pod koniec sztuki - Stalin upatrywał w nim przyszłe­go politycznego lidera zdenazyfikowanych Niemiec. Pisarz musiał jednak uzy­skać przebaczenie Sowietów, skoro po 1933 r. flirtował z ekipą Hitlera. Żelazny list Stalina otrzymuje w zamian za ujaw­nienie osobistego listu Lenina, który - jak popijając bimber, mówi bohater wieczo­ru - czytał "Tkaczy" Nadieżdzie Krup­skiej do poduszki.

Po śmierci pisarza Margarete, żona, po­stanowiła pochować pisarza w Niemczech - na wysepce Hiddensee. Przez siedem tygodni ciało noblisty stało w salonie okryte jedliną, aż dopięła swego i specjal­nym pociągiem wywiozła trumnę i rze­czy osobiste z domu w Jagniątkowie.

Anegdota ciekawa, lecz wystarczająca na słuchowisko radiowe. W teatrze niezwykle wątłe partie monologów Margarety, dys­put Sokołowa, intryg służącego Paula, nieumotywowanych pijatyk sołdatów powo­dują, że prawdopodobieństwo wszystkich zdarzeń i zachowań bohaterów przypomi­na scenariusz "Czterech pancernych", w którym życzenia autora zastępują histo­rię. Po "Tomaszu Mannie" i "Hauptmannie" widać, że Łukosz ugrzązł na dobre w sytuacji wielki pisarz - żona - sługa - władza i machnął ręką na psychologię.

Historia zmyślona

Scenografka Ewa Beata Wodecka posa­dziła aktorów i widzów w miniaturze ja gniątkowskiego salonu. Są stare meble, lampy, bibeloty, obrazy, ale jest też ściana-zastawka z namalowanym w manierze naiwistów pejzażem Karkonoszy - dla Hauptmanna jedynego zwierciadła życia. Gdy podczas kolacji z.Sokołowem pisarz wspomina ducha Liczyrzepy, mówi o su­rowej, metafizycznej prawdzie, której nie znalazł wśród ludzi. Żył złudzeniami o sła­wie, często kłamstwem i zdradą w miło­ści, w oparach alkoholu, w pogardzie dla ludzi i dla własnego obolałego ciała. - Tyl­ko dom i góry - wskazuje Sokołowowi je­dynych świadków swego nonkonformizmu. - I Margarete, moja druga żona - do­daje. Wszystko inne jest nieistotne.

Zaszczyty, sława, Nagroda Nobla, wy­dania książek są iluzją. Hauptmann Zyg­munta Bielawskiego to alkoholik i stetryczały fantasta. Wciąż jest pisarzem, umie kłamać w żywe oczy, konfabuluje, prze­inacza rzeczywistość, byle tylko nie po­godzić się z brutalną prawdą, że wypalił się do cna, nikomu nie są potrzebne jego dzieła, a on nie umie kochać. Bielawski chwilami szarżował, czyniąc ze swego bo­hatera błazna. Ale - jak zawsze - pano­wał nad detalami, świetnie składał postać z banalnych na pozór gestów: skinienia rę­ką, sposobu użycia laski, kiedy chwycił nią Paula jak psa na smycz. Jednak tekst Łukosza z trudem pozwala uwierzyć, że to nie marionetka, a człowiek. Znakomi­ta teatralnie scena, w której Hauptmann wręcza Sokołowowi rewolwer, by ten go zastrzelił, wzniecając legendę pisarza, po­jawia się wśród zbioru skeczów i anegdo­tek, które nie stają się wzruszeniem - po­zostają skeczami, anegdotkami.

Konfrontacja

To wina dramaturga, że postaci Marga­rete (Irmina Babińska), Sokołowa (Tade­usz Wnuk), Paula (Piotr Makarski) mają niewiele do powiedzenia. Ani pisarzowi, ani reżyserowi nie udało się zbudować at­mosfery wojennego osaczenia. Musimy wierzyć na słowo, że coś z bohaterami się dzieje. Że oglądamy problem pisarza, któ­ry flirtując z władzą, płaci upokorzeniem.

Waldemar Krzystek zmieszał dwa toki czasowe. Pogawędki i kolacyjki z Sokołowem przeplatają się ze scenami, w któ­rych Hauptmann poleguje w trumnie. Me­tafizyki od tego nie przybywa, rodzi się bałagan. Zauważyłem, że gdy inscenizator nie ma wiele do powiedzenia, podczas spektaklu obsługa techniczna porządkuje dekoracje i rekwizyty. W "Hauptmannie" ciągle coś wnoszą i wynoszą, zamiast po­wiedzieć w tym czasie kilka ciekawych zdań. W sumie coś dla fanów historycz­nych seriali TVP.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji