Spowiedź cmentarnej sprzątaczki
Szanse na sukces są w tekście. Bo czyż nie najbardziej wiarygodnym miejscem jest dno, a najsilniej fascynującymi dla obserwatorów czyjeś próby od owego dna odbicia? Takim dnem jest na pewno życie Genowefy Szczur, bohaterki monodramu Andrzeja Lenartowskiego "WIELKI PIĄTEK, CZYLI KOBIETA DEMON", zawartego w książce "Listy z grobów dziecinnych". Rzecz jest wkomponowana w całość na zasadzie krótkiego utworu scenicznego, napisanego przez jednego z bohaterów - kierownika cmentarzy komunalnych, mistrza ceremonii pogrzebowych - Bolesława Pocieszkę. Jeśli to opowieść o życiu, które już u zarania napiętnowane zostaje tragicznym znamieniem, opowieść o człowieku, którego psychika, kształtowana w mrocznej epoce stalinizmu i deformowana przez demoralizującą ideologie, na zawsze już pozostaje chora. Donosicielstwo, prostytucja, dzieciobójstwo nie czynią mimo wszystko z bohaterki postaci zdecydowanie negatywnej. Ta, zdawałoby się wynaturzona istota, zdobywa się na ludzki odruch odwiedzenia w wigilijny wieczór córki. Odrzucona, pisze list do... Boga. List będący jakby spowiedzią życia.
I tęudramatyzowaną spowiedź oglądamy właśnie na scenie kameralnej Teatru Polskiego w wykonaniu Barbary Zgorzalewicz. Aktorka posiada dość wewnętrznej siły, by przez prawie półtorej godziny skupiać na sobie uwagę widzów. Dość dobrze interpretuje też tę postać, do właściwych na ogół sięga środków wyrazu. Chociaż w niektórych momentach - miast płaczliwego zawodzenia, przydałoby się więcej dystansu, czy nawet jakiegoś prymitywnego cynizmu. To poczucie krzywdy, o którym tak często mowa jest w tekście, na scenie wypada zbyt dosłownie.
Nie mam zastrzeżeń do reżyserii Józefa Fryźlewicza. Oszczędna nie narzucająca się scenografia Mariusza Napierały pozwala widzowi skoncentrować się na grze artystki. Po co jednak owe pretensjonalne ozdobniki z przemarszem przez foyer konduktu żałobnego? Zbyt mało koresponduje to z przesłaniem samego monodramu.