Lepszy chłopiec niż dziewczyna
W twórczości Tadeusza Bradeckiego zasadą obowiązującą jest obnażanie teatralności pokazywanego dzieła. Nie mogło więc to ominąć także {#au#136}Szekspirowskiej{/#} komedii, tym bardziej, że takie tworzywo stosunkowo łatwo poddaje się podobnym zabiegom. "Jak wam się podoba" w Starym Teatrze jest więc teatralizacją teatralności. Jak deus ex machina przy końcu I aktu pojawia się na scenie sufler, żeby zastąpić księdza, który ma udzielić ślubu błaznowi i pasterce, a w finale prosto z widowni przybywa na scenę trzeci syn wygnanego Księcia Seniora, żeby zwiastować szczęśliwe zakończenie całej historii. Te zabiegi mają niby usprawiedliwić wszystkie nieprawdopodobieństwa fabuły, ale w ostatecznym rozrachunku raczej oddają złą przysługę całemu przedstawieniu.
W takiej sytuacji bowiem wybór tłumaczenia Szekspirowskiego tekstu staje się trochę niekonsekwentny. Jeżeli Bradecki chciał tak mocno eksponować teatralność, to dlaczego wybrał przekład Słomczyńskiego, który stara się być bardziej wierny wszystkim dwuznacznościom tekstu oryginalnego, a nie Barańczaka, skoro to on bardziej troszczy się o sceniczną efektowność słowa.
Przeciętnemu połykaczowi książek komedia ta kojarzy się przede wszystkim z Lasem Ardeńskim i wszelkimi miłosnymi swawolami, które miejsce to wyzwala. Nieliczni pamiętają, że ci, którzy się w tym Lesie znaleźli są w większości wygnańcami złych książąt. Dla reżysera jednak fakt ten stał się pretekstem do komponowania całego przedstawienia na kontraście czerni i bieli. Pomysł ten jednak nieco drażni jawnym schematyzmem. Dwory złych książąt bowiem giną w mrokach czarnych kulis za wysoką kratą, natomiast Ardeński Las wolnych ludzi rozświetla nieskażona biel miękkich kotar. Poza tym taka kompozycja wymogła zachowanie przynajmniej do pewnego momentu równowagi między mroczną, a jasną rzeczywistością, co sprawiło, że dworski wstęp nabrał zbyt pokaźnych rozmiarów. Złośliwie w tej części przedstawienia, późniejsza jego gwiazda, piękna Rozalinda (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), wypadła całkiem niepięknie. Trudno dociec, czemuż to młody Orlando (Szymon Kuśmider) od pierwszego wejrzenia zakochał się w sekutnicy. Dopiero, kiedy ta sama Rozalinda przywdziewa męskie szaty i wyglądając jak mały Robin Hoodzik, staje się Ganimedem, historia nabiera rumieńców, ale... Jednocześnie dwie inne, nie mniej ważne postaci, tracą swój koloryt. Kuzynka i przyjaciółka Rozalindy, piękna Celia (Anna Radwan) staje się bladym cieniem, a zakochany Orlando traci rezon, nie umiejąc podjąć dwuznacznych erotycznych gierek Rozalindy-Ganimeda. Ustępując wręcz z pola gry zwraca swe zainteresowanie, ku pozostającej w cieniu Celii. Widać to tym wyraźniej, że Rozalinda o wiele pewniej czuje się w spodniach niż w spódnicy i jest w stanie zawładnąć całą sceną. Dorównuje jej tylko Probierek (Jerzy Święch) - błazen książęcy - którego postać reżyser ubrał w konwencję rodem z komedii dell'arte. Zawadiacki, swobodny, demagogiczny i uroczy czaruje wszystkich zarówno na scenie, jak i na widowni.