Artykuły

Cieszą mnie drobiazgi

- Aktorstwo to najdłuższe samobójstwo świata. Gwałcimy własny organizm, doprowadzamy się do lekkiej paranoi, wyzwalając w sobie ekstremalne emocje. Ale po spektaklu zmywamy makijaż i próbujemy się wyciszyć sobie tylko znanymi sposobami - mówi warszawska aktorka EWA SZYKULSKA.

Od lat jako Helena Bogacka bawi widzów w serialu "Sąsiedzi".

Niedawno przeżyła Pani dramat - śmierć matki. Czy w takich momentach sprawdzają się przyjaciele?

- Przyjaciele to zazwyczaj ludzie, którzy nas otulają swoją obecnością, gdy dzieje się z nami coś złego. Większość z nas przeżywa cierpienie w samotności. Nie dzieli się swoimi tragediami. Ja należę do osób, które rozmawiają o swoim bólu. Może to egoizm, ale wtedy łatwiej to wszystko znoszę.

Coraz więcej osób publicznych odważa się mówić o swoich chorobach. Czy to słuszne?

- Gdy znani ludzie zaczynają głośno mówić o chorobie, dają siłę innym. Ci z kolei rozumieją wtedy, że nie są sami, że ktoś też przeżywa tragedie i się z nimi mocuje. Więź dotycząca wszystkich - tych sławnych i całkiem zwykłych - jest tym większa, gdy okazuje się, że mamy takie same problemy.

Utarło się przekonanie, że aktorom łatwiej przychodzi oswojenie się ze śmiercią, bo czasem wielokrotnie przeżywają ją na scenie?

- Wciąż powtarzam, że aktorstwo to najdłuższe samobójstwo świata. Gwałcimy własny organizm, doprowadzamy się do lekkiej paranoi, wyzwalając w sobie ekstremalne emocje. Ale po spektaklu zmywamy makijaż i próbujemy się wyciszyć sobie tylko znanymi sposobami. W kinie czy w teatrze, wielokrotnie zmagamy się ze śmiercią. Niestety, w prawdziwym życiu dane nam jest zagrać tylko jeden dubel.

Jak dawała Pani sobie z tym radę? Na planie sitcomu musiała się Pani śmiać, a podczas zdjęć do innego serialu płakać? Co było trudniejsze?

- Oczywiście, że wcześniej zaplanowane rzeczy musiałam kręcić. I o dziwo, gdy w stanie lekkiego odrętwienia wchodziłam na plan naszego sitcomu, było prościej. Ten orzeźwiający uśmiech w scenariuszu powodował, że chcąc, nie chcąc, musiałam choć na chwilę oderwać się od świata realnego. I to nie było wcale takie złe. Nie zapominasz, ale czujesz się dobrze w atmosferze zadowolenia i radości. Tego doświadczyłam w "Sąsiadach". Natomiast na drugim planie - serialu "Królowie Śródmieścia" zagranie bólu i smutku nie przychodziło łatwo. Ale pomagała mi cała fantastyczna ekipa realizatorów.

Zawsze jest jednak Pani uśmiechnięta, pełna optymizmu. Skąd czerpie Pani taką siłę?

- Rzeczywiście jestem osobą, która cieszy się z każdego drobiazgu i której bardzo niewiele potrzeba do szczęścia. Może mam małe wymagania w stosunku do życia? Mnie to jednak wystarcza. Z jednej strony jestem zachłanna, z drugiej niesłychanie pokorna. Potrafię cieszyć się, że wstaję z łóżka, "pożeram" śniadanie, gram w teatrze. Cieszy mnie, jak pada śnieg, na który długo czekałam i, że za chwilę posadzę prymulę, bo przyszła wiosna. Powoli wracam do równowagi. Chybotliwie stałam na jednej nodze, teraz staram się stanąć obiema na ziemi i pogapić w niebo. Jest ładnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji