Artykuły

Wiecznie aktualne "Wesele"

"Wesele" w reż. Ryszarda Peryta w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Tych, którzy zastanawiają się, czy najpierw zabrzmi oberek, czy krakowiak, spotka rozczarowanie. Uwerturą do "Wesela" jest zasłaniająca scenę ponura i wieszcząca malarska impresja na temat obrazu Wyspiańskiego "Chochoły". Ten wstęp dobitnie wprowadza w nastrój rozgrywki z sumieniem, z tym, "co się w duszy komu gra...".

Minęło 100 lat od premiery, a "Wesele" wciąż czyta się na nowo i ciągle jest ważne, gdy w narodowej kadzi nieustannie się mąci.

Na różne sposoby interpretowano zawarte w nim symbole. Bywało dramatem niemal satyrycznym, gdy akcenty kładziono na to, co Wyspiański nazywa "narodową szopką", ale jeszcze częściej szukano w nim wskazań ideowych.

W Teatrze Nowym reżyser Ryszard Peryt czyta je dziś z intelektualną rozwagą, z wielką wrażliwością na słowa i znaki. Jego "Wesele" nie gubi przy tym niczego z wartości uniwersalnych. To przejmująca rozmowa z sumieniem - co dobitnie zaznacza wprowadzając Sumienie upostaciowane (Maria Białobrzeska) - prowadzona z Matką Boską Częstochowską w tle, menorą w ręce, wódką na stole, z szablami i patriotycznymi malowidłami na ścianie.

Może właśnie tak - spotkaniem z sobą - należy rozliczać się z przeszłością? Ale idąc krok w krok za Wyspiańskim, zostawiając w dalekim tle nastrój zbiorowej biesiady, Peryt pokazuje, czym to się kończy. A kończy się wiecznym roztrząsaniem i rozprawianiem. Dramaturg sprawdza na rodakach dość kiepski model włączenia się w nurt życia: oto ktoś daje sygnał, niby wszyscy rozumieją słuszne racje, ale zaklęty krąg wciąga - krążą w nim duchy i żywi. Przeszłość boli, a wizja przyszłości... Chocholi taniec trwa.

Gospodarz (wyśmienita, wieloznaczna, bogata wewnętrznie rola Dymitra Hołówki) ma poczucie narodowego obowiązku, czuje się wezwany, ale honorowa powinność jakoś zatraca się w gadulstwie, pozorach działania i w końcu wycisza w spokojnej drzemce. Postać i głos Wernyhory (celnie obsadzony w tej roli Ireneusz Kaskiewicz) na krótko go uskrzydla. Peryt mocno zaznaczył miejsce młodych. Paweł Audykowski (duże brawa!) jako Pan Młody jest uosobieniem człowieka, który najlepiej czuje się we własnym świecie. Próbuje cieszyć się młodością krążąc wśród tych, którzy wygłaszają słuszne racje i mają wizje. Radości życia i chłopskiej rozwagi dowodzi Panna Młoda - urodziwa, ujmująca prawdą Malwina Irek. W swojej niepewności co do życiowych wyborów miota się mroczny Poeta (Marek Lipski). Kim właściwie chce się okazać Dziennikarz, niestety nie dowiódł Przemysław Wasilkowski. Rozczarowuje nijaka Rachela Bogusławy Jantos.

Obraz wesela, kiedy to "temperamenta grają", Peryt łączy w inscenizacji w jedną całość ze spotkaniem z widmami, by po przerwie podsumować przebieg zdarzeń i obraz stanu ducha zgromadzonych. Doskonałym tłem staje się teraz muzyka Zygmunta Koniecznego. Niepokój narasta. Trudno mieć złudzenia, że dojdzie do jakiegoś zrywu, że coś się zmieni. A gdy zaczyna się ów wieczny taniec postaci oraz zjaw i wszyscy - krążąc na jałowym biegu - mają pełne usta swoich racji, słyszą tylko siebie, zostaje lęk, ale i magiczna nadzieja, że zły czar pryśnie i nie zostanie "jeno sznur".

"Wesele" w Nowym, w nierozpraszającej uwagi oprawie plastycznej Ewy i Andrzeja Przybyłów, zobaczyć trzeba, a zadumać się nad nim warto. Do tego młodzież będzie zadowolona z programu (pod redakcją Bożenny Jędrzejczak), bo informacji w nim wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji