Artykuły

Szekspir jest wymagający

- Szekspir jest wymagający. Do jego formy trzeba życiowo dorosnąć. Kreujemy przecież obraz człowieka, a nie postaci z muzeum - mówi IRENEUSZ CZOP, aktor Teatru im. Jaracza w Łodzi.

Szekspirowski Petruchio w "Poskromieniu złośnicy", które premierowo pokaże Teatr Jaracza w sobotę o godz. 19.

Ireneusz Czop (rocznik 1969) - ukończył aktorstwo w łódzkiej Filmówce. Grał w Teatrze Powszechnym, Nowym, a obecnie w Teatrze Jaracza. Zagrał kilkanaście ról teatralnych i filmowych m.in. u Jana Jakuba Kolskiego czy Władysława Pasikowskiego. Był dwukrotnie wyróżniony Złotą Maską, ma na koncie indywidualne nagrody aktorskie.

Monika Wasilewska: Niektórym widzom "Poskromienie złośnicy" zawsze będzie przywoływać w pamięci twarze Elizabeth Taylor i Richarda Burtona z głośnej ekranizacji Franco Zeffirelliego. Czy inscenizacja w Teatrze Jaracza ma coś wspólnego z tym filmem?

Ireneusz Czop: Bezpośrednio nie, choć inspiracja nie musi być prostą kalką. Każdy czas ma własny język, dzisiejszy nie musi dobrze współgrać z tym sprzed 40 lat. W filmie jest inny typ postaci. Burton kreuje faceta po przejściach. Szalejąca Taylor różni się od naszej młodzieńczej Kasi. Na pewno wspólne jest mówienie o naturze kobiety i mężczyzny, o tym, co jest między nimi.

A co jest między nimi?

- Starcie, walka intelektu, namiętności, momenty, w których się spotykamy, by za chwilę się rozminąć.

Gdzie się Pana zdaniem spotykamy, a gdzie rozmijamy?

- Zapędziliśmy się w kozi róg. Umysły i charaktery mężczyzn i kobiet rozjeżdżają się w kompletnie różne strony. Każdy ma swoje zdanie i twardo go broni, a tymczasem hormony buzują i choć się opieramy intelektem, w końcu wygrywa biologia. I nie wiemy, dlaczego ulegamy. To mocowanie się jest fascynujące. Potem rodzi się namiętność, która może się mienić rożnymi odcieniami. Gdy partnerzy mają żywy temperament, chęć zabawy i radości, to ich związek i seks też inaczej się układają. Czasem chciałbym zepchnąć w kąt nasz "intelektualizm" i zbliżyć się witalnością do człowieka epoki kamienia.

Czy w życiu prywatnym jest Pan Petruchiem, czy woli nie wchodzić w drogę złośnicom?

- Różnie. Oczywiście zakładamy maski, gramy przed sobą role płci. Złość też jest maską. Przecież mówi się: "jak pięknie się złościsz". To jest przynęta, nęcenie mężczyzny.

A więc ta cała złość to tylko flirt?

- Chyba tak. Nawet najbardziej rozsądne kobiety mają ambicję, żeby trochę się pozłościć, nie dopuścić mężczyzny do swojej przestrzeni, podkreślić niezależność, prowokować, a jednocześnie nie oddalać się. To duże wyzwanie dla mężczyzny.

Widzę, że nie ma możliwości, żeby was zniechęcić...

- Mam nadzieję (śmiech). Taniec godowy między ludźmi nie jest przecież ciągłym układaniem się na "tak". Im więcej piórka się stroszą, tym lepiej.

Jak to wygląda na próbach? Łatwo poskromić Katarzynę Cynke czy to ona Pana poskramia?

- To jest zasadnicze pytanie tej sztuki: kto kogo naprawdę poskramia. Czy to Kasia myśli, że Petruchio jest całkiem interesujący i mu ulegnie - choć oczywiście niezbyt szybko i łatwo? A może jego nęci ta charakterna dziewucha? Balansowanie sił przenosi się na próby, bo przecież cech, które pokazujemy na scenie, szukamy w sobie.

Są światopoglądowe spięcia miedzy aktorami i aktorkami?

- No pewnie, że są. Przecież faceci myślą trochę inaczej niż kobiety.

To jak myślą faceci?

- Chyba bardziej wprost. Czasami to, co u mężczyzn jest grą, kobiety interpretują jako rodzaj agresji. A to jest wyłącznie bycze fukanie, chęć postraszenia toreadora w spódnicy. Kobieta jest bardziej cierpliwa, więcej zniesie, jest szalenie czujna. Temperament na pewno nas różni.

O czym jest wasz spektakl? O walce płci czy o miłości?

- O miłości. Bo walka na serio nie ma sensu. Poskramianie kogoś dla kaprysu i ambicji jest głupie. Oni zostali obezwładnieni przez miłość i pożądanie, choć z początku nie chcieli się do tego przyznać.

Jest tam jeden zwycięzca?

- Tak. Jest nim miłość, która z nich eksploduje. Oni nie chcą tylko razem prać, sprzątać i wychowywać dzieci. Chcą jazdy na maksa! Już nie wiadomo, kto to wszystko prowadzi. W szaleńczej zabawie w życie naprawdę można się zapomnieć. Byle wspólnie.

Dzisiaj tekst Szekspira wydaje się kontrowersyjny. Czy Pana zdaniem jest seksistowski?

- Jest tam taki rys. W inscenizacji staraliśmy się go pominąć. Jeśli się "Poskromienie..." potraktuje bez miłości i ciepła, to będzie niezłe gestapo. Dla nas ważniejsze jest uczucie. Nie wierzę w poskramianie kobiet dla zasady. To są jakieś policyjne metody.

Jaki jest Pana Petruchio?

- Docenia kobiety z charakterem, z wyrobionym światopoglądem i własnym zdaniem. Kasi nikt inny nie rozumie. Mówią o niej "jędza", a ona się buntuje przeciw głupocie świata, plastikowym stereotypom o wiotkiej i łagodnej kobiecości z supermarketu, przeciw głupiemu mieszczaństwu, które w nas siedzi.

Jak interpretujecie finał sztuki - wprost czy ironicznie?

- Dla mnie najważniejszym momentem są słowa: "Kasiu, daj buziaka." To jest przyznanie się do miłości, porzucenie wstydu. Nie wstydzić się miłości to nie bać się bycia jednocześnie jej panem i niewolnikiem.

Lubi Pan swoją postać? Może się wydawać dość niesympatyczna...

- Coraz bardziej ją lubię. Na początku to taki chłopek-roztropek, co chce paroma sztuczkami zrobić z dziewczyny uległą kurkę domową. Ale w trakcie okazuje się, że jest młody duchem, chce zaryzykować dla uczucia i ufa swojej męskiej intuicji.

Wcześniej grał Pan w szekspirowskiej "Komedii omyłek" i "Hamlecie". Czy te doświadczenia pomagają Panu?

- Na pewno, choć Petruchio jest inny. Szekspir pisał bardzo krwiste postaci, one wciąż zaskakują. Nagle okrywam, że ten tekst jest o mnie, o moim pokoleniu, kolegach, rodzicach, żonie. Że pokazuje istotę człowieka i istotę przeciwieństw. Jest tu strach i odwaga, jest rodzaj zapamiętania, a z drugiej strony czułość i miękkość. Szekspirowskie role są nie do porównania. To są różni ludzie i różne emocje.

Czy po trudnych rolach w repertuarze współczesnym, postać szekspirowska jest dla Pana odpoczynkiem?

- To rzeczywiście nowa jakość, ale praca jest ciężka. Choć inaczej. Szekspir jest wymagający. Do jego formy trzeba życiowo dorosnąć. Kreujemy przecież obraz człowieka, a nie postaci z muzeum. Cieszę się, że dotykam klasyki, właśnie po współczesnym repertuarze, bo widzę jak aktualny może być Szekspir.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji