Artykuły

Wymusić błogosławieństwo

Jeżeli ktoś szczególnie ortodoksyjnie pojmujący kwestie wiary oskarży młodych reżyserów o bluźnierstwo, powinien zauważyć, że jest to bluźnierstwo Don Juana, który pragnie sprawdzić, czyjego gest ma jeszcze siłę zdolną poruszyć ludzkie sumienia - pisze Anna R. Burzyńska w Dzienniku.

W warszawskim Instytucie Teatralnym trwają Rekolekcje Teatralne (najbliższe 26 marca i 2 kwietnia). Upadek i dążenie do zbawienia to temat młodego teatru. Wybór tekstów, jakie wystawiają tacy reżyserzy, jak Jan Klata, Maja Kleczewska czy Michał Zadara, świadczy, że bliższa jest im postawa Jakuba walczącego z Bogiem, by wymusić na nim błogosławieństwo, niż cyniczna zgoda na to, co dzieje się wokół. Młodych reżyserów z reguły nie interesuje społeczny wymiar religii; wyjątkiem jest wczesna twórczość Jana Klaty. W jego teatrze spotykają się ze sobą dwie drogi - wiary i religii. O religii i jej kryzysie opowiadał już autorski "Uśmiech grejpruta" (Teatr Polski, Wrocław 2002): makabryczna political fiction, w której opisuje się moment oczekiwania na śmierć papieża. Traktatem o wynaturzaniu się religijności była adaptacja "Lochów Watykanu" Gide'a (Teatr Współczesny, Wrocław 2004) [na zdjęciu scena ze spektaklu]. Klata z satyrycznym zacięciem obnażył płytką religijność "na pokaz", umieszczając na scenie odpustowe Matki Boskie i wygrywając nieznośny kicz oazowych melodii, a także wyśmiał absurdalne fobie i teorie spiskowe, wątek uwięzienia papieża przekształcając w rodzaj gry komputerowej. Ale nie był to spektakl antyreligijny. Klata w walce pomiędzy korzystającymi bezwzględnie z przemocy nihilistami a naiwnymi katolikami stanął po stronie tych drugich. Teza o śmierci uczuć metafizycznych powraca raz po raz w spektaklach młodych reżyserów.

W Szekspirowskim "Makbecie" Mai Kleczewskiej (Teatr im. Jana Kochanowskiego, Opole 2004) trzy wiedźmy to wulgarny i hałaśliwy tercet składający się z dwóch transwestytów i podstarzałej prostytutki, którzy podają swoje okraszone piosenkami proroctwa w formie show uświetniającego mafijne przyjęcie. U Jana Klaty w "Orestei" Ajschylosa (Stary Teatr, Kraków 2007) Apollo pojawia się w ciele Robbiego Williamsa śpiewającego swój największy przebój "Feel", Atena to odziana w złoto prezenterka teleturnieju, zaś Erynie to trzyosobowy girlsband, który nie tyle dręczy, co uwodzi matkobójcę. Wszystko to, co niewyjaśnione, przerażające, niepojęte, zyskuje efektowny popkulturowy kształt. A jednak tęsknota za transcendencją, wyższym porządkiem i autentycznymi wartościami ukrytymi poza zasięgiem ludzkiego rozumu jest wciąż żywotna. Nie dziwi więc, że szczególnym zainteresowaniem najmłodszej generacji inscenizatorów cieszy się autor w polskim teatrze niezbyt popularny - Jean Racine. Dramatyczny rozdźwięk pomiędzy tym, co racjonalne, a tym, co irracjonalne, chłód, symetria i porządek, które maskują rozpacz, chaos i bezsens egzystencji - te kwestie poruszane w szczególnie przejmujący sposób w dramatach francuskiego klasyka sprawiły, że "Fedrę" w niedługim czasie wystawili zarówno Michał Zadara, jak Maja Kleczewska W "Fedrze" bogów (ani Boga) nie widzimy, ale efekty jego działań (lub też ich braku) są aż nazbyt widoczne Maja Kleczewska w swojej inscenizacji (Teatr Narodowy, Warszawa 2006) ukazała wizję świata bez Boga, czarną dziurę, która wciąga poddanych swoim namiętnościom bohaterów. Nawet piekło już nie istnieje. Inaczej przeczytał tragedię Racine'a Michał Zadara (Stary Teatr, Kraków 2006).

W jego spektaklu Bóg jest reżyserem - i to wyjątkowo konsekwentnie inscenizującym sztukę o upadku potężnej władczyni i rozpadzie jej rodu. Przerażająco racjonalnym manipulatorem, który z nieludzką precyzją wykreśla trajektorie, po których będą podążać bohaterowie sztuki. To, co powinno nieść zbawienie - miłość i wiara - prowadzi do zguby, prawo naturalne i prawo państwowe wchodzą ze sobą w tragiczną kolizję, ludzka wolna wola i rozum okazują się niczym w starciu z przeznaczeniem. Okrutna to wizja, ale do głębi wstrząsająca. Topos teatru świata powraca w spektaklach młodych reżyserów zadziwiająco często. W inscenizacji "Woyzecka" Georga Buchnera (Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego, Kalisz 2005) Maja Kleczewska ujęła historię bohaterów w ramy moralitetu rozgrywającego się w przestrzeni pomiędzy prowincjonalnym zakładem fryzjerskim, salonem tandetnych sukni ślubnych i wspaniałym barokowym ołtarzem. Reżyserka w niezwykły sposób nasyciła spektakl metaforyką religijną - jakże daleką od oleodrukowych obrazków z aniołkami przeprowadzającymi dzieci nad przepaścią! Koncentrując się na kilku wątkach sztuki Buchnera, stworzyła dialektyczny obraz świata, gdzie brud, zło i ohyda nieustannie się zderzają z pięknem i świętością. W koszmarnym małomiasteczkowym świecie bezmózgich gangsterów i tandetnych dziwek wyróżnia się para głównych bohaterów. Z pozoru wcale niewiele lepszych od otoczenia, jednak w Marii (Agnieszka Kubies/Aleksandra Bożek) i Woyzecku (Sebastian Pawlak) od początku tkwi pierwiastek bożej łaski, której bohaterowie mogli pozwolić działać - albo zagłuszyć głos sumienia. Bity i poniewierany przez bandytów Woyzeck o długich włosach i ciele umęczonego Chrystusa, grzeszna Maria, schylająca ogoloną głowę nad ofiarą i czytająca fragment o tym, jak pokutująca Maria Magdalena umyła stopy Zbawiciela łzami i wytarła je swoimi włosami - to teatralne obrazy, które trudno zapomnieć. Podobnie jak finał, w którym morderstwo - utopienie Marii przez zdradzonego Woyzecka - staje się równocześnie chrztem u stóp ołtarza. Chrztem i złożeniem ofiary, która być może niczym jedyny sprawiedliwy ocali Babilon przed gniewem Boga. Oglądając spektakle Kleczewskiej, Zadary czy Klaty, trudno nie zauważyć, że istota ich twórczości znacznie odbiega od przypisywanej im przez media chęci szokowania i epatowania widzów okrucieństwem, wulgarnością i spektakularną widowiskowością. Jest to świat, w którym z reguły efektowne i głośne zło tryumfuje nad szarym i nieśmiałym dobrem, o sacrum mówi się nie na klęczkach, lecz krzykiem, a obraz Boga znacznie odbiega od tego, czego uczy się podczas katechezy. Jeżeli ktoś szczególnie ortodoksyjnie pojmujący kwestie wiary oskarży młodych reżyserów o bluźnierstwo, powinien zauważyć, że jest to bluźnierstwo Don Juana, który pragnie sprawdzić, czyjego gest ma jeszcze siłę zdolną poruszyć ludzkie sumienia.

Tekst napisany na potrzeby Instytutu Teatralnego. Skróty pochodzą od redakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji