Prapremiera bez premiera
Przedstawienia w prowincjonalnych ośrodkach rzadko budzą tak wielkie zainteresowanie jak premiera sztuki Macieja Kowalewskiego "Obywatel M. - historyja" w Legnicy.
Od paru dni w Teatrze im. H. Modrzejewskiej urywają się telefony. Sobotniego wieczoru teatr przeżywa najazd dziennikarzy i władz. Są krytycy z komisji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, do którego - śladem "Ballady o Zakaczawiu", laureata I nagrody w ub.r., zgłoszono "Obywatela M.". W foyer błyskają flesze.
Magnesem jest bohater spektaklu. Na scenie oglądamy osadzoną w szarej scenerii PRL-u historię kariery Ludwika M., który w dzieciństwie jest ministrantem, a w finale opowieści - szefem Rady Ministrów. Po drodze pokonuje kolejne szczeble, czerpiąc z mądrości wpajanych przez otoczenie. Że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Że kto zrozumie prąd, ten wszystko w życiu osiągnie.
Na popremierowym spotkaniu, przy stołach zastawionych przez sponsora kaszanką i chlebem ze smalcem, nie ma reżysera i dyrektora teatru. Jacek Głomb trafił do szpitala.
W kuluarach można usłyszeć, że przypłacił chorobą nie tylko wyczerpującą pracę nad spektaklem. "Skandal w teatrze" - tuż przed premierą prasa donosi, że teatr, który odnosi sukcesy artystyczne, nie znalazł uznania kontrolerów z Urzędu Miejskiego. Dyrektorowi polecono "dostosować zamierzenia, w tym również artystyczne do możliwości finansowych teatru oraz organizatora, tj. miasta Legnica".
Zdaniem J. Głomba zalecenia znaczą: nie rób "Ballady o Zakaczawiu" (obsypane nagrodami przedstawienie wkrótce zobaczymy w Zielonej Górze - dop. D.P.), nie rób "Hamleta" i "Obywatela M."; projektów, które rozsławiają Legnicę.
- To nie znaczy: nie rób, ale może rób taniej - pada odpowiedź z Ratusza.
Wbrew zapowiedziom w sobotniej premierze nie uczestniczył premier Leszek Miller, który tegoż dnia brał udział w debacie "Szansa dla kultury". Nie mógł więc zobaczyć szans kultury w konfrontacji z konkretnymi realiami.