Artykuły

Dramat najwyższego obowiązku

"Słowo honoru" w reż. Krzysztofa Zaleskiego w Teatrze TV. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Przed rozpoczęciem spektaklu w Teatrze TVP prof. Paweł Wieczorkiewicz, mówiąc o bohaterce "Słowa honoru" Emilii Malessie, stwierdził, iż ten, kto chciałby rzucić w nią kamieniem, okazałby się człowiekiem nie tylko pozbawionym uczuć, ale i wykazującym się brakiem znajomości realiów epoki. To w pewnym sensie nawiązanie do ewangelicznej sceny, gdzie tłum wydał wyrok na kobietę posądzoną o cudzołóstwo i chce ją ukamienować, na co Pan Jezus wypowiada pamiętne słowa: kto jest bez grzechu, niech rzuci w nią kamieniem. I jak wiemy, nikt nie rzucił. Tłum się rozszedł. Przytoczyłam tu ten fragment Ewangelii z powodu owego symbolicznego kamienia.

Takim "kamieniem" dla Emilii Malessy stało się niesłuszne posądzenie ją o zdradę swoich współpracowników, żołnierzy AK, członków organizacji WiN ("Wolność i Niezawisłość"), ludzi, za których - jako kierownik komórki łączności z zagranicą - czuła się odpowiedzialna i w pewnym sensie za których podjęła decyzję o wycofaniu się z walki podziemnej i ujawnieniu się. To dzięki niej podczas okupacji cenne materiały mówiące o sytuacji w kraju docierały na Zachód do aliantów przesyłkami kurierskimi, a po wojnie właśnie dzięki niej rząd polski w Londynie miał łączność z Polskim Państwem Podziemnym. Decyzję o wyjściu z konspiracji i ujawnieniu się ludzi podjęła na rozkaz swego przełożonego, pułkownika Jana Rzepeckiego, dowódcy WiN. Patriotyzm - jak mówi Rzepecki - nie polega na samobójczym działaniu. Podziemie zbrojne należy rozładować i w to miejsce stworzyć opozycję polityczną. Oboje wierzyli, że odbędą się wolne wybory, że Churchill i Roosevelt zagwarantują to Polsce. - Przecież żaden Polak nie zgodzi się na terror Sowietów w Polsce - mówi Malessa.

Ale główny dramat polegał na tym, że ci wielcy, wspaniali patrioci i doświadczeni konspiratorzy, Malessa i Rzepecki, uwierzyli ubeckiemu słowu honoru danemu im przez płk. Józefa Różańskiego, który wielokrotnie zapewniał Malessę, że ujawnionym nie grozi żaden sąd ani aresztowanie, że wszyscy wrócą do domu. - Dysponujemy pełnymi gwarancjami, upoważniam panią do podejmowania decyzji co do dalszych działań - mówi Rzepecki. - Czy zakres ujawniania ma być pełny? - pyta Malessa. - Tak, ma pani na to moją zgodę, to rozkaz - odpowiada dowódca. Trudno było nie uwierzyć, kiedy łagodnym, spokojnym głosem Józef Różański przekonywał panią kapitan Emilię Malessę, że przecież on także jest polskim oficerem, patriotą, nosi taki sam mundur jak ona i że dla niego także najwyższym dobrem jest Ojczyzna. Nie można więc dopuścić do tego, by uczciwi patrioci z Armii Krajowej zginęli. Są przecież potrzebni Ojczyźnie. Niech tylko wyjdą z podziemia i się ujawnią. Nic im nie grozi, pan pułkownik ręczy za to słowem honoru. Skąd Malessa mogła wiedzieć, że to perfidna maska cynizmu. Któż by nie uwierzył takim słowom. Na pewno nie ci, którzy przeżyli później lata pięćdziesiąte i późniejsze i zetknęli się z PRL-owską bezpieką. Ale w 1945 roku, kiedy te rozmowy trwały, trudno było nie uwierzyć. Tym bardziej że dla akowców raz dane słowo honoru było rzeczą świętą. Wkrótce okazało się, że to tylko blaga. Bo jak mówi do Różańskiego jeden z sowieckich oficerów (po rosyjsku): "Dałeś jej swoje słowo honoru. No, to możesz je teraz odebrać, bo to przecież twoje słowo".

Bierutowe darowanie wyroku Malessie tylko pogłębiło jej ból. Jak miała udowodnić, że nie zdradziła, że działała dla dobra Polski, dla zachowania życia ludzi i z rozkazu swego dowódcy. Nikt jej nie wierzył. Bezpieka już postarała się o to, by podważyć, rozbić od wewnątrz legendę Armii Krajowej, by swoi Malessie nie przebaczyli. Ten niezasłużony "kamień" okazał się dla niej ciężarem nie do udźwignięcia. Wybrała śmierć. A to jeszcze większy ciężar dla osoby wierzącej, jaką przecież była.

Przedstawienie oparte na materiałach z IPN ma charakter dokumentalny, oczywiście zinscenizowany zgodnie z wymogami spektaklu teatralnego. Narracja toczy się nieśpiesznie, zasadza się właściwie tylko na rozmowach, aktorstwo jest niezwykle oszczędne w wyrazie, zwłaszcza bohaterki spektaklu, Emilii Malessy. To na pewno niełatwe zadanie aktorskie dla Marii Pakulnis. Właściwie na twarzy jej bohaterki nie uwyraźni się żadne uczucie. Próżno by tam szukać jakichś przeżyć. Na chwilę tylko lekko rozjaśnia się jej twarz, gdy Różański nakłania ją, by zaprzestała głodówki i wystawania pod więzieniem w obronie aresztowanych, bo wszyscy wyjdą na wolność. I chyba znowu mu uwierzyła. Maria Pakulnis gra silną kobietę, żołnierza nieulegającego emocjom. Logicznie jest to uzasadnione, wszak Malessa jest już kobietą dojrzałą i świadomą podejmowanych decyzji i dokonywanych wyborów. Jest zbyt dojrzała na spontaniczne zachowania i świadoma swego położenia. Jednak taka wychłodzona z emocji interpretacja postaci niesie z sobą pewne niebezpieczeństwo, jakim jest brak ze strony widza głębszego współodczuwania z bohaterką jej tragicznego położenia. Nawet tak dramatyczne słowa: "Przegrałam całe moje życie na wszystkich odcinkach", które wypowiada do szefa KEDYW, płk. Rybickiego (Piotr Adamczyk) na dzień przed samobójczą śmiercią - nie wybrzmiewają tu tak przejmująco, jak można by się spodziewać. Niemniej Maria Pakulnis nadzwyczaj konsekwentnie prowadzi swoją rolę.

Natomiast zupełnie nie przekonuje mnie tutaj druga, bardzo ważna postać spektaklu, Józef Różański, oficer NKWD, z nadania sowieckiego szef działu śledczego bezpieki, słynący z okrucieństwa i tortur stosowanych wobec przesłuchiwanych osób. To o nim mówiło się, że w ramach tortur wprowadził wyrywanie paznokci jako skuteczną metodę "przyznania się" ofiary. Cyniczny i inteligentny uchodził za intelektualistę, więc pewnie dlatego w latach pięćdziesiątych zajmował się głównie pisarzami. Choć nie tylko. Reżyser spektaklu Krzysztof Zaleski, nadając tej postaci dobrotliwą, szczerą, miłą i łagodną twarz Jacka Rozenka, a także jego równie miły spokojny, wręcz terapeutycznie brzmiący głos w pewnym sensie łagodzi wizerunek tego potwora - sadysty, którym straszono "niepokornych". Owszem, aby nakłonić Malessę do ujawnienia kontaktów, nie mógł stosować wobec niej tortur, musiał zaskarbić jej zaufanie. Ale można go było pokazać w relacjach z innymi. A ta jedna scenka, gdzie już mniej szarmancko przesłuchuje inną kobietę, kurierkę, pokazana jest zaledwie migawkowo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji