Artykuły

Warszawa. Józefowicz sfilmuje "Metro"?

W Hollywood musicale po liftingu od kilku lat gwarantują twórcom Oscary i zyski. Janusz Józefowicz liczy, że co najmniej milion widzów, którzy obejrzeli jego "Metro" na scenie, zechce zobaczyć je w kinie.

Schodami w górę, na scenę przedwojennego wodewilu, lub schodami w dół, w podziemia metra, gdzie o swoje marzenia walczą młodzi ludzie - pójdzie już wkrótce Janusz Józefowicz.

W ciągu najbliższych dni podejmie decyzję, czy jako pierwszy przeniesie na ekran własny musicalowy przebój z lat 90. "Metro" czy też zajmie się realizacją filmu wg scenariusza Marka Grońskiego, którego akcja rozgrywa się w barwnych latach 20. minionego wieku.

W obu przypadkach zadebiutuje jako filmowy reżyser. Na pierwszy projekt już dostał od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej 100 tys. zł.

Forman w Kosmosie

Józefowicz zapewnia, że pomysł przeniesienia "Metra" do kina nie jest wykalkulowany. Nie wynika z sukcesu, jaki od kilku lat świętują odświeżone na ekranie broadwayowskie przeboje. Inspiracji nie dostarczyło mu ani przypomniane ostatnio przez Billa Condona "Dreamgirls", które w wersji scenicznej święciło triumfy 25 lat temu, ani wcześniejszy o dekadę musical "Chicago", który po sfilmowaniu przez Roba Marshalla zgarnął sześć Oscarów.

- Początek mojej przygody z filmem muzycznym wyznacza "Hair" Miloša Formana. To była największa inspiracja - zapewnia Józefowicz, wspominając projekcję w lubelskim kinie Kosmos.

Było to prawdziwie kosmiczne doświadczenie. A jeśli chodzi o język kina, to bliższe jest mu "Moulin Rouge" niż "Chicago". I tak raczej widziałby swoją filmowo-muzyczną wypowiedź.

Do reżyserskiego debiutu na ekranie przygotowuje się od dawna, bo, jak zapewnia, od dawna myśli o polskim filmie muzycznym. Dlatego pracował już z kamerą i uczył się filmowej techniki montażu.

- Chciałem na tyle ten język poznać, by sobie poradzić na planie - mówi.

Już cieszy się na myśl o szerokiej perspektywie, jaką zapewni mu kino. Czy rozleglejszej niż Boadway, którego nie udało się "Metru" podbić? To zostawia bez komentarza.

- Nie ma w Polsce odpowiednio dużej sceny, by zrealizować wszystkie moje pomysły - mówi.

Co prawda akcja scenicznego "Metra" rozgrywa się w podziemiach, ale jak widać, i tę dość wąską perspektywę tuneli i stacji można postrzegać odpowiednio szeroko. Z rozmachem.

Józefowicz nie wyklucza pojawienia się na ekranie gwiazd scenicznego "Metra" - spektaklu, który od premiery w 1991 roku wychował muzycznie co najmniej kilkadziesiąt osób, a i wypromował parę głośnych dziś nazwisk, choćby Edytę Górniak, Roberta Janowskiego czy Katarzynę Groniec. Ale dawni aktorzy, jeśli zaistnieją w filmie, to tylko na chwilę. Na zasadzie przypomnienia, żartu.

Zmieni się też nieco znana fanom "Metra" historia. Za przerabianie libretta sióstr Miklaszewskich zabrał się Radosław Figura, podsunięty przez producenta Akson Studio scenarzysta, sprawdzony przy serialu "Magda M".

- Film, jak spektakl, będzie opowiadał o marzeniach młodych ludzi i próbach ich zrealizowania, ale musi zostać przełożony na język kina - tłumaczy Józefowicz.

Niezmienione pozostaną muzyka i piosenki. - Zarzucano Stokłosie różne rzeczy, ale jego utwory przetrwały próbę czasu, bo nie poddawał się obowiązującym trendom - komentuje twórca "Metra".

Lata współczesne czy 20.

Jako startujący w filmie reżyser, Józefowicz bardzo liczy na dawnych fanów musicalu. Ów milion, który obejrzał spektakl w czasie jego największej świetności. Ale stawia też na nowych, którzy - jak zapewnia - z wypiekami na twarzy śledzą rozwój uczucia między Anką i Janem, chłonąc historię grupy podziemnych artystów. Dla nich musi znaleźć nowe talenty.

Jeśli pierwsze zrealizuje filmowe "Metro", castingi odbędą się już wkrótce, by zdjęcia mogły ruszyć latem.

Jednak równolegle z propozycją nakręcenia "Metra" Józefowicz otrzymał ofertę od firmy Vision Film - dystrybutora i współproducenta polskich filmów (np. "Pana Tadeusza", ale i "Kariery Nikosia Dyzmy"). Ten projekt - na razie bez tytułu - łączy zabawną historię kryminalną z artystycznym klimatem międzywojennej Warszawy, ale, jak zapewnia Józefowicz, znacznie więcej będzie w nim muzyki niż w filmach "Hallo, Szpicbródka..." i "Lata dwudzieste, lata trzydzieste".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji