Artykuły

Ćwiczenia z Masłowskiej

"Paw królowej" w reż. Łukasza Kosa z PWSFTViT w Łodzi na IX Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

"Paw królowej" Doroty Masłowskiej, w reżyserii Łukasza Kosa - drugi konkursowy spektakl tegorocznych "Interpretacji" - powinien był zostać opatrzony dodatkową informacją: "głównie dla kandydatów do szkół teatralnych". Potencjalny student dostałby ściągę ze wszystkich czekających go zajęć: dykcji, emisji głosu, ruchu scenicznego, konwencji teatralnych, a nawet z popisowego opanowania tzw. przedniego "ł", którego zresztą już się prawie na scenie nie używa. Studenci (dziś absolwenci) łódzkiej Filmów-ki, dla których był to spektakl zaliczeniowy, egzaminy z większości przedmiotów zdali bardzo dobrze. Nie jestem jednak pewna, czy to wystarczający powód, żeby przedstawienie kwalifikować na liczący się festiwal sztuki reżyserskiej. Jeśli z całego kraju do finału "Interpretacji" trafia tylko pięć spektakli, to może jednak warto było się zastanowić...

Spektakl trwa dobrze ponad cztery godziny, Łukasz Kos zinscenizował bowiem książkę Masłowskiej kropka w kropkę. Jeśli ktoś wyszedł z tego przedstawienia obronną ręką, to na pewno właśnie autorka. Pardon - jej metoda twórcza. Fascynująca zabawa z językiem, dość trudna dla niewyrobionego czytelnika, na scenie zyskała na przejrzystości i celności. Wie-

le żartów w interpretacji młodych, utalentowanych aktorów objawiło nagle swój podskórny sens, a żonglowanie pop-wyrażeniami, hasłami reklamowymi i obiegowymi powiedzonkami wywoływało salwy śmiechu. Bo to jest w ogóle zabawny, radosny spektakl, oscylujący na granicy parodii i różnych teatralnych stylistyk. Taka fajna zabawa, mogąca rozruszać największych nawet ponuraków.

Rzecz w tym, że o ile rytmizowana (często rymowana) proza Doroty Masłowskiej kapitalnie przełożyła się na scenę w sensie formalnym, o tyle z sensem znaczeniowym "Pawia królowej" jest w tym przedstawieniu znacznie gorzej. Bo ta książka, choć drwi z telewizyjnych mód, fałszywych proroków (literackich na przykład) i zapatrzenia "Polski C" w ideały z kolorowych bulwarówek, w gruncie rzeczy jest gorzką diagnozą upadku intelektualnego całego społeczeństwa. Tych znaczeń w spektaklu nie ma, bo trudno uznać za protest przeciw płytkości myślenia, scenę końcową, obnażającą mechanizmy robienia kariery na przewrotnym przykładzie samej Doroty Masłowskiej. W fajerwerkach pomysłów, parodii aż do karykatury, mocnej muzyki i popisów warsztatowych, zgubiła się esencja "Pawia królowej".

Do konstrukcji widowiska (to chyba lepsze określenie niż spektakl) Łukasza Kosa też można mieć sporo zastrzeżeń. Pomiędzy scenami naprawdę błyskotliwymi zdarzają się długie minuty scenicznej waty, z której nic dla widza i dla wykonawców nie wynika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji