Artykuły

Jurorzy Interpretacji lustrują Śląsk

Takich gwiazd w jednym miejscu Śląsk dawno nie widział. Zasiedli w jednym rzędzie podczas IX Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje. Zapytaliśmy ich, jak widzą Śląsk i jak - ich zdaniem - powinien się rozwijać. Z Eustachym Rylskim, Jerzym Kaliną, Janem Kantym Pawluśkiewiczem, Januszem Głowackim i Jerzym Trelą rozmawia Jacek Madeja z Gazety Wyborczej - Katowice.

Eustachy Rylski - pisarz, dramaturg, scenarzysta

Pamięta Pan swoją pierwszą podróż na Śląsk?

- To było w latach 60. Wtedy zapamiętałem Katowice jako ponure górnicze miasto, ale też poczułem się o jedną nutę gorszy. Tutaj było widać ciężką, wręcz katorżniczą pracę. I to się czuło przez skórę.

Teraz też tak jest?

- Teraz już nie mam tego wrażenia. Pod tym względem Śląsk się upodobnił do reszty kraju. To, co mnie obecnie zastanowiło, to fakt, że właściwie kilkanaście kilometrów za Częstochową zaczyna się jedno wielkie nieprzerwane miasto, aż do samych Katowic. I to nie jest zbyt ładne miasto.

Dlaczego?

- Widać, że duża część mieszkańców ma elementarne problemy bytowe. Tu wyraźnie czuje się niezamożność. Jest dokładnie odwrotnie niż przed kilkudziesięciu laty, kiedy to właśnie na Śląsku był kapitał. Wtedy to reszta kraju odstawała od was. Teraz jest odwrotnie. Trzeba uważać, żeby Śląsk nie podzielił losów północnej Anglii. Tam też wielki organizm miejski wokół Manchesteru, o podobnym charakterze, na długie lata pogrążył się w stagnacji. To może wywołać u Ślązaków pewien rodzaj zawiści i frustracji, że Polska pozostawiła ich samych sobie.

Co zrobić, żeby tak się nie stało?

- Śląsk trzeba na nowo oswoić. Może powinniście iść całkowicie pod prąd. Zrobić coś, czego nikt się spodziewa, i postawić na kulturę. W kilkunastu miastach macie doskonałe zaplecze ku temu. Tak jak kiedyś ludzie z całej Polski przyjeżdżali tutaj na mecze. Sam pamiętam, jak przyjeżdżałem na mecze Górnika czy Szombierek, teraz niech będą to teatry, koncerty i wydarzenia kulturalne.

* * *

Jerzy Kalina - rzeźbiarz, twórca scenografii filmowych i teatralnych

Zamiast artystą o mały włos nie został Pan górnikiem...

- Przez trzy tygodnie chodziłem do szkoły górniczej w Murckach, ale dałem sobie spokój. W ogóle Śląsk to nie jest dla mnie ziemia nieznana. Mój dziadek był przed wojną zarządcą kopalni, co prawda bliżej Częstochowy, ale związki ze Śląskiem zawsze utrzymywaliśmy. Pamiętam z dzieciństwa i okresu młodzieńczego jedno wielkie miasto. I charakterystyczne kolorowe ościeżnice okien. Zapamiętałem, że wszystkie te okna były zawsze pozamykane.

A później?

- Tak naprawdę Śląsk zobaczyłem dopiero w połowie lat 90., kiedy współpracowałem z Teatrem Nowym w Zabrzu. To był smutny moment degeneracji Śląska, który bardzo podupadł. Ludzie w milczeniu stali w bramach, jakby na coś czekali. I to ogromne zacięcie na twarzach. Czuło się bezrobocie i stagnację. Teraz zachowanie jest już inne. Widać, że nastąpił moment powolnego odbijania.

Co teraz zrobić z nieczynnymi kopalniami?

- Teraz śląskie kopalnie, czyli to, co kiedyś było wizytówką i źródłem utrzymania regionu, nie są pod ziemią, tylko na górze. Trudno to sobie uświadomić komuś, kto tu mieszka od lat, że stare hale, zakłady, sztolnie mogą być atrakcją, ale tak jest. Architektura poprzemysłowa staje się powoli architekturą sakralną. Kilkakrotnie byłem w Zagłębiu Ruhry, które zawsze w Polsce jest stawiane za przykład pozytywnych przemian terenów przemysłowych. Oni tam dla odmiany są zafascynowani tym, co jest na Śląsku. Tutaj historia okresu industrializacji jest zapisana na każdym kroku. Narracja historii w niezmienionej formie jest widoczna z okien pociągu. To się bardzo rzadko zdarza i powinniście to wykorzystać.

* * *

Jan Kanty Pawluśkiewicz - kompozytor, malarz

Kiedyś powiedział Pan, że powinien dostać stały meldunek na Śląsku...

- Oczywiście ja to podtrzymuję, ale nikt mi nie chce go dać. Jak grochem o ścianę (śmiech). Śląsk to bardzo bliski mi region. Moje wizyty w Katowicach, Chorzowie, Bytomiu czy Gliwicach można liczyć w setkach. To miejsce, które zawsze daje inspirację do pracy, choćby malarstwo Jerzego Dudy-Gracza. To właśnie na Śląsku odbyła się prapremiera mojego najważniejszego oratorium "Droga, Życie, Miłość".

Co takiego magicznego jest tutaj?

- Ktoś, kto tu przyjeżdża, od razu czuje niezwykłą życzliwość i chęć słuchania. Nie ma żadnego początkowego oporu. Taka otwartość jest bardzo ważna. Powoduje, że od razu można przejść do kwestii trudniejszych. A druga rzecz to niesamowita architektura. To jest ogromny atut Katowic. Macie kilka perełek, które ludzie już wkrótce będą przyjeżdżać oglądać.

Trudno uwierzyć, że to nie jest kokieteria ze strony kogoś, kto na co dzień mieszka w Krakowie.

- Kamienice w centrum Katowic są absolutnie niepowtarzalne. Tworzyli je wielcy architekci z tamtego okresu. W okresie powojennym miasto zostało upokorzone, ale teraz znów się odradza. Można tylko narzekać, że to przebiega zbyt powoli. Takim pierwszym sygnałem jest hotel Monopol, który jest teraz unikatem na europejską skalę. Pamiętam, że w latach 70., kiedy w nim mieszkałem, to było strasznie zapyziałe miejsce. Teraz drugiego takiego można szukać w Paryżu czy handlowej dzielnicy Mediolanu.

Ale sam Monopol ładnego śródmieścia nie zrobi.

- To dopiero początek. Wystarczy spojrzeć naprzeciwko, na budynek starego dworca. Już pojawił się pomysł, żeby go wyremontować i zaadaptować na sklepy i galerie. To już wkrótce może być, oczywiście z zachowaniem proporcji, śląskie Muzeum d'Orsay. Taki budynek daje ogromne możliwości, z zewnątrz stara architektura - w środku najnowocześniejsze instalacje. Wokół tego zacznie się tworzyć eleganckie centrum, choć można powiedzieć, że to już się dzieje. Następnym krokiem będzie stworzenie pozytywnego snobizmu na Katowice, bo nie ma lepszej siły, która przyciągnie ludzi.

* * *

Janusz Głowacki - pisarz i dramaturg [na zdjęciu]

Jak prezentuje się Śląsk z perspektywy Nowego Jorku, gdzie na co dzień Pan mieszka?

- Nie wiem, czy w ogóle powinienem się wypowiadać na temat Śląska. Właściwie jestem tutaj drugi albo trzeci raz w życiu. Pierwszy raz byłem tu przejazdem. Jechaliśmy wtedy do Zakopanego. Pamiętam czarne, karłowate drzewka i opowieści o rodzajach pylicy, na którą chorują górnicy. Na to wszystko nakładał się obraz z telewizora: pompatyczne barbórki i złowróżbne przemówienia Gierka o tym, że śląska woda pogruchocze kości wszystkim, którzy wystąpią przeciwko Polsce Ludowej. To wszystko razem nie było zbyt zachęcające.

A jak to wygląda po latach?

- Bez porównania. Teraz Katowice przypominają normalne europejskie miasto. Oczywiście nie jest to kurort wypoczynkowy, ale jest mnóstwo ładnych kawiarni i sklepów. Można tu miło spędzić czas, wypić dobrą kawę. Kamienice wokół dworca są podobne do zabudowy, którą widziałem w Brukseli. Tylko sam dworzec jest przerażający. Kiedy wysiadłem, zobaczyłem miejsce pełne ponurych i smutnych ludzi. Po takim przywitaniu trudno później to wrażenie zmienić.

To nasz główny problem?

- Mówię tylko o tym, co widziałem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że na Śląsku jest ogromnie dużo biedy, ale tak jest w każdym mieście. Tak samo w Nowym Jorku ekskluzywne dzielnice są poprzecinane slumsami. Póki co mój obraz Śląska jest niepełny. Być może już za niedługo to się zmieni, kiedy przyjadę wystawiać moją sztukę w Teatrze Śląskim. Będę miał wtedy okazję poznać ciemną stronę regionu.

* * *

Jerzy Trela - aktor

Grał Pan górnika w "Śmierci jak kromka chleba" i sztygara w "Białej wizytówce". Trudno uwierzyć, że nie jest Pan stąd.

- Grałem jeszcze Wojciecha Korfantego, przywódcę powstań śląskich. Taki jest zawód aktora, ale trzeba przyznać, że role Ślązaków łatwiej mi się przyswaja. To na pewno przez liczne kontakty zawodowe, które utrzymuję ze Śląskiem od kilkudziesięciu lat. Na dodatek wyrosłem w rodzinie, która utrzymywała się z ciężkiej fizycznej pracy, tak jak duża część Ślązaków. Ojciec był maszynistą.

Pamięta Pan pierwszy pobyt na Śląsku?

- Byłem w liceum. Pojechałem odwiedzić kolegę w Mysłowicach. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem hałdy, a co najdziwniejsze - wśród nich był zagubiony las. Tak jakby bronił się przed tym wszystkim, ale to była nierówna walka. To był niesamowicie niepokojący krajobraz.

Czy teraz śląski krajobraz jest równie niepokojący?

- Jak się wjeżdża samochodem do Katowic, to widać ogromne zmiany. Jechałem tunelem pod rondem i nie mogłem uwierzyć, że tyle dróg powstało przez ostatnich kilka lat. Widać, że układ komunikacyjny się polepszył. Kiedyś to była czarna dziura. Jak się wjechało, to trudno było wyjechać z tej plątaniny miast. Pamiętam, jaką katorgą były podróże z Krakowa do Wrocławia. Problemem jest to, że poza Katowicami, na śląskiej prowincji, jest bardzo ciężko.

Jest aż tak źle?

- Część ludzi żyje w strasznych warunkach. I to widać. Widać też, że cały region powoli zaczyna sobie uświadamiać swoją tożsamość. Ludzie zaczynają się usamodzielniać. Biorąc pod uwagę, że Polska daje im za mało, Śląsk musi znaleźć jakąś siłę motoryczną, która da mu napęd. Najpewniej ta siła jest w samych Ślązakach. Nie wątpię, że macie tyle zacięcia i uporu, że będziecie potrafili zmieniać region na lepsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji