Artykuły

Nieprzyjazne wojny

"Porwanie w Tiutiurlistanie" w reż. Ireny Dragan na Scenie Animacji Teatru Jeleniogórskiego. Pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.

"Porwanie w Tiutiurlistanie" to jedna z niewielu polskich bajkowych powieści napisanych z dużym językowym wdziękiem i lekkością, bez dydaktycznych smrodków i niepotrzebnego zadęcia. Na scenie trochę traci, ociosana z niuansów i wielu zabawnych sytuacji. Król Blablacji Cynamon i król Tiutiurlistanu Baryłka są osobami bez przerwy gotowymi do wojny. I właśnie najbardziej żal mi scen wojennych z powieści, w których wrogie armie strzelały do siebie makaronem i czereśniami oraz walczyły na buraki i badyle. W teatrze trudno to zrealizować.

To bajka o bezsensownych wojnach pod byle pretekstem.

Dla dorosłych, oglądających spektakl z pociechami, będzie ironicznym , komentarzem do naszych wojenek politycznych na różnych szczeblach o to, żeby "moje było na wierzchu".

Autor napisał tę opowiastkę w czasie wojny, ale tej światowej, ponad sześćdziesiąt lat temu. Ta skromna historia o wojujących królach i przyjaźni dostała nagrodę im. Hansa Christiana Andersena. Była do niedawna szkolną lekturą.

Jeleniogórscy lalkarze na przedstawieniu, które oglądałem, nie grali jeszcze na pełnych obrotach, a reżyserka nie wycisnęła z nich wszystkich najlepszych soków. Za to bardzo prosta, skromna i funkcjonalna scenografia sprytnie porządkuje akcję. Zabawne są też lalki z wielkimi głowami i maleńkimi korpusikami - spełniają rolę masek, a dynamiki postaciom nadają ciała aktorów, których oglądamy w żywym planie. Parawany, zza których pokazywały się kiedyś lalki, zniknęły z teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji