Artykuły

Clint morduje kolejne dziewczyny

"Blask życia" z Teatru im. Jaracza w Łodzi na IX Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

IX konkurs o Laur Konrada rozpoczęto mocnym akcentem - swoje talenty reżyserskie w Katowicach pokazał Mariusz Grzegorzek z łódzkim zespołem Teatru im. Jaracza.

Rebecca Gilman napisała rzecz o morderstwie na amerykańskiej prowincji. Nie tak skrupulatnie, jak słynny Truman Capote dokumentujący zbrodnię w książce "Z zimną krwią", jednak z nie mniejszym naciskiem na pytanie o motywy popełnianego zła. Sama historia autorstwa Gilman nie jest odkrywcza i nie budzi emocji równych chociażby filmowej opowieści Oliviera Stone'a "Urodzeni mordercy". Okazała się jednak otwartą partyturą dla Mariusza Grzegorzka, który stworzył z niej spektakl mistrzowski, przede wszystkim pod względem aktorskim.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam łódzki spektakl "Blask życia" dwa lata temu, byłam porażona. Nie opowieścią o psychopatycznej relacji między Clintem a młodą Lisą, która niczym jego niewolnica przyprowadza mu kolejne kobiety, które on wykorzystuje seksualnie, a następnie każe Lisie je zabijać. Byłam porażona intensywnością kreacji aktorskich. Tym, w jaki sposób Ireneusz Czop zamienia się w niezrównoważonego emocjonalnie Clinta, jak balansuje między skrajnymi uczuciami miłości i nienawiści, jak samym spojrzeniem potrafić wywołać strach w widzu. Tym bardziej że granica bezpieczeństwa między publicznością a światem oglądanym w tym przedstawieniu nie istnieje - widz siedzi nieopodal, bo spektakl grany jest tylko w kameralnej przestrzeni.

Pamiętam swoją fascynację grą Małgorzaty Buczkowskiej (Lisa), która jest najboleśniej skrzywdzoną ofiarą Clinta, który sprowadza tę osiemnastolatkę na krzesło elektryczne. Nie zapomnę, jak Buczkowska nasyca nastoletnią naiwność narastającym, panicznym strachem, jak z nerwowych gestów przygładzania włosów, zakrywania policzków tworzy osobowość niewinnej i zarazem winnej dziewczyny. Nie sposób zapomnieć także o wszystkich rolach epizodycznych, bo każda jest tu kreacją, bez której porażająca i misterna wizja Grzegorzka nie miałaby teatralnego sensu.

Wczoraj Grzegorzek debiutował na katowickich Interpretacjach. I choć łódzki "Blask życia" utracił nieco intensywności, którą pamiętam (szczególnie Czop w roli Clinta nieco przygasł), Grzegorzek nie utracił na tym ani krzty ze swojego reżyserskiego talentu. Odnosi się wrażenie, że to nie z zimną krwią profesjonalisty, ale z fanatycznym zacięciem pracował z łódzkim zespołem nad tym projektem. Że zatracił się w przeciętnej historii, którą przefiltrował przez własną wyobraźnię skażoną filmem, i stworzył kameralne dzieło.

W pojedynku na reżyserskie talenty Grzegorzek m.in. konkuruje z Janem Klatą, który w tym roku na Interpretacjach pojawi się już po raz trzeci. Dziś wieczorem zobaczymy w jego reżyserii "Transfer!" Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Werdykt w sprawie Lauru Konrada poznamy w sobotę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji