Artykuły

Czarnoksiężnik w Gdyni

Jerzy Bielunas wie jak zrobić przedstawienie, które spodoba się dzieciom i jak pokazać kontrast między dobrem a złem w taki sposób, aby zło nie tyle przerażało, co śmieszyło - o "Czarnoksiężniku z krainy Oz" w reż. Jerzego Bielunasa w Teatrze Miejskim w Gdyni pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Bajka w teatrze traktowana jest najczęściej jako sztuka drugiej kategorii. Repertuar teatralny dla młodych widzów nie wytrzymuje konkurencji z rozpanoszonymi w każdym większym mieście kinoplexami. Właściciele kin dużo szybciej dostrzegli, że warto inwestować w najmłodszych, ponieważ z dzieckiem zazwyczaj przychodzą jego rodzice. Są zyski z biletów, dzieci mają co oglądać... wszyscy są zadowoleni. W teatrach na najmłodszych patrzy się podejrzliwie i nieufnie. Wypycha się ich z największych teatrów do takich miejsc, gdzie dorosły sympatyk Melpomeny zagląda sporadycznie i to zazwyczaj tylko ze swoją pociechą. Na szczęście Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni do takich teatrów nie należy.

"Czarnoksiężnik z Krainy Oz" to trzecia adaptacja bajkowej klasyki w wykonaniu gdyńskiego teatru w ciągu ostatnich dwóch lat i druga wyreżyserowana przez Jerzego Bielunasa. Dotychczasowe przedstawienia ("101 dalmatyńczyków", "Piękna i Bestia") pokazały, że jest to słuszny kierunek. Dzieci chętnie oglądają kolejne propozycje gdyńskiej sceny, a ich jakość nie pozostawia wiele do życzenia.

Jerzy Bielunas jest specjalistą od teatru dla dzieci. Gdyński "Czarnoksiężnik..." to nie pierwszy kontakt tego reżysera z twórczością Luisa Franka Bauma i losami uroczej Dorotki oraz jej przyjaciół. Przed jedenastu laty zrealizował on telewizyjną adaptację tej bajki.

Gdyńska premiera zgromadziła w Teatrze Miejskim całe rzesze małych widzów. Zobaczyli ciekawe przedstawienie, pełne dynamizmu, piosenek i barwnych postaci (świetne kostiumy Elżbiety Pietkiewicz). Sympatię zyskały myszy ze swoją królową na czele (w tej roli Olga Barbara Długońska), intrygował Oz (Mariusz Żarnecki), wzbudzając podziw podczas pokazu sztuczek magicznych, straszyły wrony. Chwile grozy przeżyli najmłodsi, widząc Czarownicę Bezgłową (Ewa Andruszkiewicz-Guzińska), zmieniającą jedną głowę na drugą. Dziewczynki zachwycały się piękną, połyskującą białą suknią Czarownicy Szeptów i Szelestów (Beata Buczek-Żarnecka). Na scenie było dużo ruchu, biegania i tańca. Nie zabrakło również momentów bardziej statycznych, kiedy najmłodsi szybko zapominali o bajce i wymieniali uwagi między sobą bądź z rodzicami.

Mocną stroną przedstawienia były piosenki (napisane przez reżysera) - rytmiczne, skoczne, przyjemne dla ucha. Zresztą muzyka (autorstwa Mateusza Pospieszalskiego) jest niezwykle istotnym środkiem wyrazu w tej sztuce i buduje niemal cały nastrój. Niemal cały, ponieważ tego zadania nie spełnia scenografia Sebastiana Pietkiewicza. Ta jest zupełnie "niedziecięca" - białe tekturowe plansze z tyłu sceny oświetlane różnokolorowymi reflektorami. Zabrakło dosłowności, tak potrzebnej w teatrze dla dzieci. Niczym nieuzasadniona oszczędność scenografii utrudniała odbiór przedstawienia - szczerze wątpię, by dzieci dostrzegły na tych planszach maki podczas jednej z najbardziej dramatycznych scen, gdy Tchórzliwy Lew zasypia na Polu Maków i uchodzi z życiem dzięki pomocy myszy. Aż prosiło się o jakieś rekwizyty, aby uzmysłowić zdezorientowanym dzieciom, dlaczego Lew nagle pada na scenie, zasypia i może umrzeć. Dobrym pomysłem było natomiast wielofunkcyjne wykorzystanie ruchomych schodów, które bez problemu "przemieniają się" m.in. w skałę podczas przechodzenia po linie nad przepaścią. Także porwanie Dorotki przez trąbę powietrzną, ucieczka Oza balonem i powrót dziewczynki do rodzinnego Kansas wypadły bardzo efektownie.

Sama historia Dorotki i trójki przyjaciół oraz ich podróż przez Krainę Oz nie są najważniejsze. Na pierwszym planie reżyser umieścił postacie, ich problemy i dążenia. I słusznie. Bielunas sięga po tekst, wydobywając z niego istotę, czyli wartości, których poszukują Strach na Wróble (rozum), Blaszany Dral (serce) i Tchórzliwy Lew (odwaga). W bardzo przystępny sposób pokazuje, że poszukują oni tego, co mają w sobie od początku. Trójka pomocników Dorotki zagrała bardzo przekonująco - Blaszany Drwal (Piotr Michalski) wzbudza salwy śmiechu podczas oliwienia stawów, Strach na Wróble (Grzegorz Wolf) jest naprawdę słomiany, a Tchórzliwy Lew (Rafał Kowal) uroczo trzęsie się ze strachu. Na ich tle blado wypadła Dorotka (praca dyplomowa studentki wrocławskiej PWST Katarzyny Bieniek), która jest w cieniu swoich pomocników. Katarzyna Bieniek "ginie" z oczu nie tylko dlatego, że ubrana jest w niepozorną, pastelową zielonkawo-niebieską sukienkę, a jej towarzysze mają kolorowe, efektowe stroje - w stworzonej przez nią kreacji brakuje wyrazistości i ekspresji. Jednak i tak wszystkich przyćmiła Wroniasta (Zła Czarownica z Zachodu) - ta epizodyczna rola Elżbiety Mrozińskiej zachwyciła najmłodszych i każde pojawienie się Wroniastej na scenie wywoływało pisk radości.

Najnowsza bajka Teatru Miejskiego jest przedsięwzięciem udanym. Jerzy Bielunas wie jak zrobić przedstawienie, które spodoba się dzieciom i jak pokazać kontrast między dobrem a złem w taki sposób, aby zło nie tyle przerażało, co śmieszyło. Nie brak widowiskowości i czaru niezbędnego w kreowaniu bajkowego świata. Nawet fakt, że sztuka trwa dwie godziny (z przerwą), zamiast siedemdziesięciu pięciu minut bez przerwy, jak ją zaanonsowano w marcowym repertuarze, nie powoduje zmęczenia wśród najmłodszych. A skoro dzieci oglądały ją z zainteresowaniem, to znaczy, że było warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji