Artykuły

Poznański ład w góralskim sercu

Rozmowa z krakowskimi aktorami MAJĄ BAREŁKOWSKĄ-CYRWUS I PIOTREM CYRWUSEM o ich rodzinnych korzeniach (poznaniaka i góral), miłości i zazdrości, grze u Kieślowskiego i w "Klanie".

Kto lepiej jeździ na nartach?

Maja: - Zdecydowanie Piotr, w końcu jest góralem z Waksmundu.

To jemu pewnie nie, ale Tobie zdarza się przewrócić na stoku?

M.: -Teraz już raczej nie, ale kiedyś to robiłam dość często.

Piotr: - Starzy górale mawiają: Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.

Uczyłeś Majkę jeździć na nartach?

P. - Tak, ale własnej żony ani własnych dzieci nikt nie jest w stanie nauczyć ani jeździć na nartach, ani pływać. Dlatego tak naprawdę Majkę nauczył jeździć nasz przyjaciel z Nowego Targu, Wiesio. Miał więcej cierpliwości dla kogoś, kto pochodzi z Poznania.

A co to znaczy pochodzić z Poznania?

M. - To bardzo wiele znaczy, a im człowiek jest starszy, to tym więcej. W Poznaniu mam wspaniałą rodzinę, która zawsze bardzo mocno się z sobą trzymała i która zawsze była strażniczką pewnych zasad. Moi krewni organizują zjazdy rodzinne, niedawno odbył się trzeci, na którym zjawiło się prawie trzysta osób. Mamy swoje drzewo genealogiczne. To są bardzo porządni ludzie, skłonni do bezinteresownej pomocy, co się sprawdziło już nieraz w trudnych sytuacjach. Jeżeli dadzą słowo, że coś zrobią, to można być pewnym, że tak się stanie.

A co to znaczy być góralem?

P. - Ze mną jest tak jak z Majką. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam miejsce, z którego pochodzę. Kiedyś zapytałem księdza profesora Józefa Tischnera, za co on tych górali tak lubi i on mi odpowiedział: "No, Piotruś, ja ich dopiero po czterdziestce polubiłem". Ja czterdziestkę mam już za sobą i zaczynam to rozumieć. Wcześniej drażniła mnie mentalność góralska. W szkole teatralnej byłem zły nawet na to, że się tam urodziłem, bo musiałem uczyć się prawidłowej dykcji, poprawnego języka polskiego. Ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że to jest mój kapitał, moje korzenie. Mój ojciec hoduje w Waksmundzie gołębie. Jak je wypuści, to one wzbijają się tak wyżej i wyżej, robią dziwne koła, ósemki. Nagle gdy w swoich gołębich sercach poczują tęsknotę, to lotem ukośnym spadają na dach gołębnika. Ja też na początku bardzo chciałem tak jak one wznieść się w górę, wyrwać z Podhala, ale teraz zaczynam doceniać, skąd pochodzę.

A jak to jest, gdy mentalność góralska spotyka się z mentalnością poznańską?

P. - No, nie zawsze jest łatwo. Kiedy byliśmy młodym małżeństwem, Maja poprosiła mnie, żebym przyniósł z łazienki "porannik". A ja nie miałem pojęcia, że chodzi jej o szlafrok. Trudno było też porozumieć się naszym rodzicom. Mój ojciec mówi gwarą, więc mama Majki nie zawsze wiedziała, o co mu chodzi. Całkiem zabawnie było, gdy się spotkali przed naszym ślubem, żeby omówić najważniejsze rzeczy. Ale tak serio mówiąc, ja lubię w życiu mieć ład. I Maja wnosi go w moje życie.

M. - Przecież nie pozwalasz mi sprzątać twoich papierów.

P. - A, to co innego. Potem nie mogę niczego znaleźć.

Od początku szkoły teatralnej zaczęłaś wnosić ład w życie Piotrka?

M. - Nie, najpierw nie zwracałam na niego uwagi, choć byliśmy na tym samym roku.

P. - Majka w szkole była prymuską, a ja miotałem się gdzieś tam na przedostatnim miejscu. Nic więc dziwnego, że na pierwszym roku nawet na mnie nie spojrzała. Poza tym to jest zazwyczaj tak w szkole teatralnej, że dziewczyny patrzą raczej na kolegów z wyższych lat. A panowie z pierwszego roku czekają na młodsze roczniki.

M. - Ty już nie zdążyłeś doczekać się na nowy rocznik, bo na początku drugiego roku zostałeś przeze mnie zaaresztowany.

Jak to było?

P. - Majka była wtedy w okresie hipisowskim. Nosiła długie spódnice, flanelowe koszule po dziadku i okularki, tzw. lenonki. Ubierała się w ciuchy, delikatnie mówiąc, raczej niezbyt podkreślające jej wdzięki. Ale mnie się i tak spodobała.

M. - A mnie Piotrek wpadł w oko, kiedy po wakacjach wrócił ze Stanów, gdzie jak na górala przystało, pojechał coś zarobić. Miał na sobie skórzaną, lotniczą kurtkę i kowbojskie buty. Przyznam się, że choć go już długo znałam, to jak go wtedy zobaczyłam, zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Od razu zaprosiłam go na kolację. Byłam tak niecierpliwa, że czekałam na niego na przystanku tramwajowym. Po prostu miałam już wtedy pierwsze objawy zakochania. Chodziłam tam i z powrotem wokół tego przystanku, tuż pod mało romantyczną fabryką kabli, a on się spóźniał. To było w październiku, a już w lipcu byliśmy małżeństwem. Dość szybko nam poszło.

P. - Od tego czasu już się nie spóźniam.

Po szkole teatralnej wylądowaliście w Teatrze Polskim w Warszawie. Ale tam niedługo zagrzaliście miejsce.

P. - Po roku przenieśliśmy się do Teatru Jaracza w Łodzi, bo w Warszawie na swoją szansę musielibyśmy zbyt długo czekać. Majka w Teatrze Polskim niewiele grała. Zaszła w ciążę, a to tam nie było najlepiej widziane. Ale za to świetny okres zaczęła mieć w Łodzi. W tym czasie ja gotowałem zupki, zwiedzałem z synem tamtejsze parki. I tylko czasami jeździłem do krakowskiej telewizji, gdzie angażowano wtedy chętnie młodych aktorów.

Kiedy byliście w Łodzi, Krzysztof Kieślowski zaproponował Majce rolę w siódmej części "Dekalogu". To chyba było coś niesamowitego dla młodej aktorki?

M. - Nigdy tego nie zapomnę. W domu, w którym mieszkaliśmy, telefon był na korytarzu. Ktoś mnie do niego zawołał i w słuchawce usłyszałam głos asystenta pana Krzysztofa Kieślowskiego, który powiedział, że reżyser proponuje mi główną rolę. Pamiętam, że byłam wtedy cała upaprana zupką, trzymałam na ręku roczne dziecko. Dobrze, że syn to przeżył, bo o mały włos z wrażenia nie upuściłam go na ziemię. Pan Kieślowski zaprosił mnie na rozmowę do Warszawy. To było niesamowite. Potraktował mnie jak kogoś ważnego. Tak ze mną rozmawiał, jakby to on mnie prosił, żebym zagrała w "Dekalogu". A przecież to była moja życiowa szansa.

Po paru latach w Łodzi wróciliście do Krakowa.

M. - Zaangażował nas Krzysztof Jasiński do Teatru STU. To był bardzo fajny czas, kiedy graliśmy w jednym teatrze. Ale gdy doszło do jego reorganizacji, musieliśmy odejść. Piotrek wylądował w Starym Teatrze, a ja zostałam bez pracy. To były dla mnie bardzo trudne cztery lata, które nauczyły mnie pokory. No, ale, jak to mówi Holoubek, w tym zawodzie najważniejsze jest, by przetrwać. I ja przetrwałam. Choć bardzo cierpiałam, kiedy Piotrek wychodził na kolejną próbę, a ja zostawałam w domu z dziećmi, obiadem, sprzątaniem... W tym czasie skończyłam jednak kolejne studia, europeistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim.

P. - Kiedy myślałem już, że będę mężem dyplomatki, na przykład w Brukseli, Maja nagle zaczęła dostawać coraz więcej propozycji. No i gra w teatrze, czego jej zazdroszczę, bo Maja jak już gra, to przeważnie główne role. Podziwiam ją za to.

A Ty za co podziwiasz Piotrka?

M. - Przede wszystkim za to, że w kluczowych momentach naszego życia okazuje się prawdziwym facetem. Kiedy nie wiem, co robić, on potrafi trzasnąć pięścią w stół i powiedzieć: będzie tak i tak. I zawsze są to słuszne decyzje. Jak choćby z domem. Zobaczyłam starą, walącą się ruinę i pomyślałam sobie, że z tego nic nie będzie. No a od paru lat mieszkamy w fajnie wyremontowanym domu z ogrodem. Cenię w Piotrku jeszcze to, że nie jest egoistą. Nie zapomina o tym, że jest ojcem i mężem i że musi utrzymać rodzinę. Dlatego stara się łączyć swoje ambicje artystyczne z innymi rzeczami.

Na przykład z rolą Rysia w "Klanie"?

P. - Wiesz, ja początkowo nawet tak o tym nie myślałem. Pojechałem po prostu na zdjęcia próbne do filmu, który miał mieć kilka odcinków. To było dziesięć lat temu.

M. - A na dodatek Piotrek nigdy w telewizji nie oglądał seriali. A tu przewrotność losu sprawiła, że wylądował w telenoweli.

P. - A wracając do życiowych wyborów, to pytany o to, często opowiadam taką anegdotę o angielskim serialowym aktorze, który o godzinie 19 podchodzi do swojego barku, wyciąga whisky, zapala cygaro i mówi: "Och, teraz moi koledzy grają w teatrze, jak im zazdroszczę". Ja nie muszę tak mówić, bo gram w teatrze, a równocześnie stworzyłem całkiem fajną, kultową rolę w najpopularniejszym serialu w Polsce.

Dzięki temu jesteś rozpoznawalny. Podchodzą do Ciebie kobiety, proszą o autografy. Nie jesteś w takich sytuacjach zazdrosna o Piotrka?

M. - Nie, choć czasami mnie denerwuje to, że on nie ma czasu ze mną porozmawiać, a dla obcych kobiet zawsze go znajduje.

P. - I na dodatek jestem miły.

A Ty bywasz zazdrosny o Majkę?

P. - To, że powinienem cały czas być o nią zazdrosny, uświadomiła mi moja koleżanka Iwona Konieczkowska, z którą razem gram w "Ławeczce". Podczas prób do spektaklu powiedziałem do niej, że powinniśmy "się parę razy dość mocno pocałować, na co ona stwierdziła, że to nie powinien być dla mnie żaden problem, bo przecież moja żona w kilku spektaklach całuje się ze swoimi partnerami. I pewnie Iwona ma rację. Ale rano często pytam Maję, dla kogo dziś tak ładnie się ubiera. To chyba jest oznaka zazdrości?

M. - A ja ci odpowiadam, że dla ciebie.

Ciekawe, co to znaczy?

M. i P. - No właśnie.

***

Maja Barełkowska-Cyrwus

Występowała w Teatrze Polskim w Warszawie, w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi i w Teatrze STU w Krakowie. Od 1997 aktorka Teatru Ludowego. Zagrała m.in. w takich filmach jak "Dekalog" "Śmierć jak kromka chleba". Przygotowuje się obecnie do roli w "Biesach", które reżyseruje Krzysztof Jasiński.

Piotr Cyrwus

Aktor teatrów: Polskiego w Warszawie, im. S. Jaracza w Łodzi, STU w Krakowie. Od 1992 roku jest aktorem Starego Teatru. W filmie wystąpił m.in. w "Panu Tadeuszu" "Historii filozofii po góralsku wg ks. Tischnera". Na co dzień możemy go oglądać w telenoweli "Klan" gdzie wciela się w rolę Ryszarda Lubicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji