Artykuły

Skupieni na mszy

Nietolerancja - jeden z naj­cięższych grzechów, burzy ład serca i jasność rozumu, międzyludzką jedność i spokój spo­łeczny łatwo zamienia w przestęp­stwo, zbrodnię, wojnę. Argument siły pięści przedkłada nad siłę argu­mentów myśli. A wszystko to w imię jedynej słusznej idei, tak jakby prawda absolutna znana była komukolwiek - poza Panem Bo­giem. Nietolerancja ma swój ponu­ry ciąg historyczny, płonące stosy i krzyże, obozy zagłady i łagry, wojny religijne. Ale nietolerancja jest dotykalna także tu i teraz, koty i fala w wojsku (obyczaje przeno­szone niestety i do szkół), pseudo­kibice wyjący z nienawiści do ob­cych, graffiti "zabić skina sukinsy­na", "ppp - punka pałą punkuj". Także, maniery części tzw. klasy politycznej, zwłaszcza tzw. praw­dziwych Polaków. Nietolerancja budzi sprzeciw ludzi myślących, niedogmatycznych - ich głos mo­że sprawiać wrażenie wołającego na puszczy, ale tak nie jest, każdy protest przeciwko złu jest potrzeb­ny, konieczny. Taki publicystyczny - a zarazem ponadczasowy - wymiar ma także powieść "Msza za miasto Arras" Andrzeja {#au#594}Szczypior­skiego{/#} przełożona na język teatru i wyreżyserowana przez Janusza Kijowskiego.

Rok życia spektaklu to dużo, tak wiele, że niekiedy staje się on in­nym przedstawieniem. Z reguły gorszym, "rozsypanym". Nic takie­go nie stało się z "Mszą za miasto Arras" w olsztyńskim teatrze, tak w dniu styczniowej premiery, jak i dzisiaj spektakl był-jest wydarze­niem. Takie wydarzenia nieustają­ce nieczęsto się w teatrze spotyka. Zasługa to całego zdyscyplinowa­nego zespołu (logiczna i plastyczna czytelność scen zbiorowych), zwłaszcza zaś sugestywnych krea­cji aktorów-antagonistów. Biskup Dawid Władysława Jeżewskiego jest rubasznym, nieco cynicznym mędrcem otwartym na wszystkie barwy świata (w moim przekona­niu jest to rola - i aktor - sezo­nu), kleryk Jan Michała Kowalskiego rozchwianym inteligenci­kiem bezradnie szukającym drogi, brat Albert Jerzego Lipnickiego chłodnym fanatykiem, demago­giem nieco zbyt mało w demago­giczności ekspresyjnym, szlachcic Farias de Saxe Stefana Burczyka sceptycznym kibicem-uczestni­kiem, co przypłaca głową. Cztery kreacje w jednym spektaklu to bar­dzo wiele.

W niczym nie umniejszając roli twórców, aktorów, reżysera sceno­grafa (Bogusław Cichocki), silą no­śną spektaklu jest problematyka - nietolerancja, mechanizm nakręca­nia spirali nienawiści. Nie lekceważąc siebie (i oczywiście publiczności) tej mszy nie można było zagrać inaczej, niż w pełnym skupieniu.

Przedstawienie oglądałem w to­warzystwie młodzieży licealnej. Po niedawnych przykrych doświad­czeniach na wyjazdowej "Ballady­nie" zaskoczony zostałem dojrzało­ścią reakcji, żadnych głupawych chichotów w czasie scen miłosnych (zresztą zagranych bardzo powścią­gliwie), w pełni skoncentrowana uwaga na scenicznym dzianiu. Te­matem przyszatniowych rozmów był nie tyle spektakl jako całość, ile postawa Jana, rozważania jak ja-widz zachowałbym się w jego sytu­acji. Identyfikacja niektórych mło­docianych widzów z równie młodocianym bohaterem sztuki (choć nie jego poglądami) jest ogromnym sukcesem teatru, kto wie czy nie najważniejszym. Tej mszy nie można było oglądać inaczej niż w skupieniu.

"Msza za miasto Arras" jest wy­darzeniem i jak na wydarzenie przystało zaczyna żywot pozaolsztyński, niebawem będzie zapre­zentowana jej wersja telewizyjna, gościć będzie na prestiżowych Warszawskich Spotkaniach Tea­tralnych. Czasami ogarnia mnie smętna refleksja, że sami nie wie­my, co posiadamy. I czego nie do­ceniamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji