Artykuły

Tak, odniosłem sukces!

- Z sukcesem jest tak, jak z biedą w Polsce. Uważam, że w naszym kraju nie ma biedy, jest tylko nieróbstwo, bo pracy jest mnóstwo - mówi warszawski aktor ROBERT KUDELSKI.

Chłopak z Kutna. Sukces w jego przypadku to była droga pełna wyrzeczeń i samozaparcia. Teraz Robert Kudelski to znany aktor serialu "Na Wspólnej" oraz autor recitali, które przyciągają tłumy. I podróżnik z zamiłowania.

Odniosłeś sukces - jesteś popularny i lubiany przez widzów. Co sądzą o twoim sukcesie rodzice i ludzie z miasta, w którym dorastałeś?

Robert Kudelski: Rodzice są ze mnie dumni. Miłe gesty spotykają mnie też ze strony ludzi, którzy pamiętają mnie od dziecka, bo dorastałem na ich oczach. Ale muszę przyznać, że odkąd kupiłem własne, pierwsze mieszkanie w Warszawie, czuję, że mój dom rodzinny jest tutaj, w stolicy. Przez długi czas miałem wrażenie, że jestem człowiekiem bez korzeni, bo mieszkałem to tu, to tam. Teraz jest inaczej.

Trudno ci było osiągnąć sukces?

- Z sukcesem jest tak, jak z biedą w Polsce. Uważam, że w naszym kraju nie ma biedy, jest tylko nieróbstwo, bo pracy jest mnóstwo. Jak słyszę, że ktoś nie skończył studiów albo szkoły, bo nie miał możliwości i pieniędzy, to cholera mnie bierze. Sam jestem chłopakiem, który pochodzi z robotniczo-chłopskiej rodziny, z Kutna - jednego z miast o największym bezrobociu w Polsce, z domu, w którym na jedzenie były pieniądze, ale na pozostałe rzeczy zawsze brakowało. Aby skończyć studia aktorskie, nieźle musiałem się natrudzić.

Ciężko pracowałeś?

- Od godziny 8.00 do 22.00 miałem zajęcia w szkole teatralnej, potem szedłem do pracy. Wracałem o trzeciej nad ranem, spałem trzy-cztery godziny, i tak przez cztery lata. Pierwsze moje pieniądze, jako aktor, zarobiłem pod koniec trzeciego roku studiów, nagrałem reklamę do Radia Łódź. Często zdarzały się sytuacje, że jeździłem nocnymi autobusami, bo nie miałem gdzie nocować. Nie było mnie stać na wynajęcie pokoju w hotelu, a na miejsce w akademiku właśnie czekałem. Było mi naprawdę ciężko. Czasami myślałem sobie, że nie dam rady, a jednak udało się. Dlatego na pytanie, czy odniosłem sukces, odpowiem - tak!

Przygotowujesz właśnie razem z Olgą Bończyk nową sztukę. Zdradź nam szczegóły

tego przedsięwzięcia?

- Premiera odbędzie się w Teatrze Piosenki we Wrocławiu, sztukę reżyseruje Jan Szurmiej. Będą to piosenki Gershwina w tłumaczeniu Andrzeja Ozgi. Fajnie jest pośpiewać takie standardy amerykańskie, z odrobiną teatralności, która tam się pojawi, bo to będzie przedstawienie teatralne.

Wcześniej zajmowałeś się piosenką francuską. Czy obecnie przygotowujesz coś własnego?

- Chciałbym przygotować widowisko przybliżające Polakom muzykę całego świata. Wybrałbym kilkanaście miejsc na świecie i powiązał je z muzyką, która odzwierciedlałaby mentalność ludzi tam mieszkających. Byłyby to piosenki i melodie o miłości.

Porozmawiajmy o twoich podróżach. Jesteś podróżnikiem, który przemierza świat bez biur podróży, ekskluzywnych hoteli...

- Na wariata! Zgadza się. Wszystko, co zarobiłem, wydałem na podróże.

Podróżujesz samotnie. Dokąd wyruszyłeś w pierwszą podróż?

- Najpierw poleciałem do Maroko. To było parę lat temu. Potem była Argentyna i Brazylia, Japonia, a z krajów arabskich - Jordania. Chciałbym jeszcze pojechać do Izraela, choć jednocześnie czuję lęk przed tą podróżą.

Dlaczego podróżujesz samotnie? Nie brak ci kogoś, z kim możesz dzielić się wrażeniami?

- Jeżeli jedziesz z kimś, to jesteś turystą, osobą z dolarem w kieszeni. Gdy jedziesz sam, czujesz, że nie jest istotne skąd jesteś. Musisz sobie radzić, żyć tak jak żyją miejscowi. Zwracasz i uwagę na rzeczy, które w innych okolicznościach w ogóle nie znalazłyby się w polu twego zainteresowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji