Artykuły

Anielska terapia

"Kantata na cztery skrzydła" w reż. Julii Wernio w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Kim są anioły? Przedziwne stwory, włóczące się pomiędzy ziemią a niebem, niemal we wszystkich religiach wywodzących się ze Wschodu - mazdaizmie, judaizmie, chrześcijaństwie czy islamie - zawsze jako pośrednicy między bogami i ludźmi. Tej funkcji nikt nie kwestionuje! (Oczywista, za wyjątkiem zdeklarowanych niedowiarków.) Cała reszta jest już dyskusyjna. Czy naprawdę mają skrzydła, śpiewają w dziewięciu niebiańskich chórach, czuwają nad człowiekiem od chwili narodzin, walczą ze złymi mocami, a czasem zdarza się (o zgrozo!), że upadają... W tej materii nie ma żadnej pewności. Każdy może więc wykreować sobie takiego anioła, jaki jest mu akurat potrzebny.

Na miarę wyobrażeń

Aniołom, które pojawiają się w kaliskim spektaklu "Kantata na cztery skrzydła", na pewno bliżej jest do ludzi niż boskich sfer niebiańskich. Wprawdzie noszą te niewygodne skrzydła, ale tylko dlatego, że ludzie tak ich sobie imaginują. Starszy, dostojny w złotej sukni i ciemnym płaszczu przypomina figury ze świętych obrazków; młodszy w białym garniturku, wiecznie rozbiegany, to raczej postać rodem z musicalu. Obaj skrojeni na miarę powszechnych wyobrażeń, mają też ludzką psychikę, mentalność, sposób myślenia czy reagowania, a nawet ludzkie słabości i wady. Co ich odróżnia od ludzi? Chyba tylko anielska cierpliwość, jaką wykazują w stosunku do pewnej młodej kobiety, której życie tak dokuczyło, że zamierza popełnić samobójstwo.

Terapia, jaką dwaj aniołowie serwują potencjalnej samobójczyni, też- nie jest oryginalna. No, może za wyjątkiem owych "wczasów w niebie", które starszy anioł wspaniałomyślnie funduje swojej podopiecznej. Najpierw jednak z wyraźnym upodobaniem wciela się w różne, dobrze nam znane, role. To udaje zatroskanego tatusia czy dobrego wujaszka; to znów równego kumpla, który wszystko rozumie i wybacza. Czasem wciela się w psychologa-amatora i przemawia językiem z popularnych poradników. Czasem grozi i moralizuje jak ksiądz. A bywa też, że sięga po kuglarskie czy wręcz hochsztaplerskie sztuczki.

Z dystansem i humorem

Maciej Grzybowski, któremu przypadła rola starszego anioła Amhiela, czuje się w niej jak ryba w wodzie. Już dawno (chyba gdzieś w połowie ubiegłego wieku) opanował takie chwyty, jak lekki dystans do scenicznej postaci, autoironia, mieszanie powagi i żartu itp. I z powodzeniem nadal je stosuje. A subtelna i wyciszona kreacja niedoszłej samobójczyni w wykonaniu Agnieszki Dzięcielskiej jest niezłym tłem i zarazem kontrapunktem dla błyskotliwego anioła. Rozmowy tej pary ogląda się z przyjemnością, zwłaszcza wówczas, gdy okraszone są odrobiną żartu. Jedna z lepszych scen to moment, kiedy dziewczyna przejmuje wreszcie inicjatywę i... upija bogobojnego anioła.

Niestety, cała fabułka sztuki Roberta Bruttera sprowadza się do takich babsko-anielskich słownych przepychanek, których mamy tu całą gamę: od

kłótni i targów, poprzez persfazje i prośby aż po żarty i przekomarzania. Toteż "Kantantę" ogląda się jako serię zabawnych skeczy. Jej autor (znany także jako twórca scenariuszy do popularnych seriali telewizyjnych typu "Rodzina zastępcza") potrafi nieźle konstruować dialogi, trudno jednak w jego tekście szukać jakiegoś głębszego dna czy metafizycznego wymiaru.

Końca świata nie będzie

Wprawdzie Julia Wernio, która wyreżyserowała kaliski spektakl, starała się dodać mu trochę znaczeń - głównie za pomocą techniki teatralnej, stosując ostre światła i burzliwe dźwięki. Ale efekt tych zabiegów jest nie najlepszy. Spektakl w ostatniej fazie wyraźnie załamuje się, wypada z konwencji i zmierza gdzieś w kierunku komiksowych opowieści o supermanie, który w ostatniej chwili ratuje świat przed zagładą. I właściwie szkoda, że niedoszła samobójczyni nie uległa wcześniej urokowi sędziwego anioła, bo wówczas przedstawienie zyskałoby na spójności i logice.

Po obejrzeniu kaliskiej "Kantaty" - przy odrobinie dobrej woli - można uwierzyć w istnienie aniołów. Ale przecież nie w to, że z powodu jednej uparte) kobitki (na dodatek rudej!) nastąpi koniec świata. Zresztą ta ruda wcale nie była taka głupia, więc dlaczego dała się wpuścić w takie maliny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji