Artykuły

Negatywka

"Pozytywka" w reż. Janusza Ryl-Krystianowskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Anna Filipiak w Teatrze Lalek.

Przedstawienia w Teatrze Animacji są ponure! - powiedziała do mnie matka dwójki dzieci po obejrzeniu "Pozytywki" we wspomnianym teatrze. - Wolę Teatr Muzyczny, tam jest więcej kolorów i optymizmu. - Miała rację! Tam jest więcej kolorów i optymizmu, ale...

"Pozytywka" jest przedstawieniem o dzieciństwie, a to, wbrew mniemaniom wielu dorosłych, trudny czas, niekoniecznie mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Janusz Ryl-Krystianowski (reżyseria) oraz Julia Skuratova (scenografia) wybrali kolor sepii i stroje z belle epoque. Wybór, jak widać, zwrócił uwagę i wzbudził emocje, a to już dla sztuki wiele! Krytyczne uwagi padły z ust dorosłego. To też dobrze, ponieważ dobre przedstawienie te-atralne nie jest li tylko rozrywką, ale przede wszystkim zaproszeniem do rozmowy, w tym przypadku rodziców z dziećmi, więc dobrze, że pojawili się przedstawiciele obu stron... a tematem rozmowy jest czas.

Znowu nie mają dla mnie czasu - mówi dziecko o rodzicach w pierwszym wypowiedzianym w przedstawieniu zdaniu. Temu zdaniu towarzyszy chór westchnień z widowni. Dla dziecka "mieć dla mnie czas" znaczy bowiem "kochać mnie". Tytułowa pozytywka również kieruje refleksję widza ku tematyce upływającego czasu. Przypominanie to przywracanie przeszłości traktowanej wybiórczo, ocenionej i wybranej; natomiast muzyka (również ta z pozytywki) ze swej natury jest sztuką trwającą, bo jej percepcja wymaga ściśle określonego przedziału cza-sowego...

Właściwie przedstawienie mówi nie tyle o czasie, co o jego braku, ale nie jest to nudny traktat czy kazanie. Mądry i ciekawy tekst dramatu został rzeczywiście oddany teatralnie. Widownia z zainteresowaniem oglądała teatralną maszynerię, z której powstawało dziecko, maszynę do pisania - narzędzie pracy ojca i maszynę do szycia - nieodłączny rekwizyt mamy. Padające z widowni pytania i skupienie podczas otwierania tajemniczych skrzynek z atrybutami ról ży-ciowych to najlepszy dowód tego, że scenografia autorstwa Julii Skuratovej była ciekawa, niebanalna i rzeczywiście pobudzała wyobraźnię.

"Pozytywka", jak już wcześniej wspomniałam, jest ponura, do tego trudna. Nie chciałabym, że-by którekolwiek z tych określeń było potraktowane jako zarzut, wręcz przeciwnie. Ponurość w teatrze - zwłaszcza dziecięcym, jest bardzo pożądana. Po pierwsze dlatego, że przypomina, iż dzieciństwo nie jest sielanką. Po wtóre dlatego, że - jak dowodzi psychologia rozwojowa - dzieci lepiej reagują na bodźce, gdy się ich nimi nie bombarduje - stonowane kolory pozwala-ją zatem odkryć głębokie walory sztuki. Po trzecie dlatego, że chroni teatr przed infantyli-zmem, rozumianym nader często jako przedstawianie barwnych wewnętrznie postaci w kolorach czarno-białych i nadrabianiu tego barwnym strojem. Nadmierne kategoryzowanie postaw i rzeczywistości mogłoby doprowadzić do zupełnie innego przedstawienia: o dobrym dziecku i złych dorosłych. Pozytywka jest negatywem tak rozumianego przedstawienia i chwała jej za to.

Postaci "Pozytywki" są rzeczywiście barwne wewnętrznie i każda z nich dojrzewa do miłości na oczach widza. Rodzice najpierw kochają siebie, potem dziecko, aż wreszcie brakuje im czasu na miłość. Dziecko cały czas potrzebuje rodziców, ale z egocentrycznego malca, poszukują-cego sposobu na przywrócenie odpowiadającej mu sytuacji, przeobraża się we wrażliwego człowieka, zdolnego naprawić nie tylko swoją sytuację. A co do tego ma pozytywka? Jej dźwięk towarzyszył najszczęśliwszym chwilom w życiu rodziny chłopca. Pozytywka przypomina same tylko dobre chwile... ale jest zepsuta. Odsunięty przez zapracowanych rodziców na bok chłopiec szuka życiowych prawd, zagłębiając się w jej świat. Cóż tam znajduje? Skłó-cone dzwoneczki i młoteczki, samotny Wałeczek i zardzewiałą Sprężynkę. Rozmawiając po kolei z elementami pozytywki, obnaża błahe przyczyny kłótni i ich poważne następstwa i dojrzewa do tego, by namówić je do zgody. W końcowej scenie znów pojawia się róża, którą tato ofiarował niegdyś mamie. Tym razem Wałeczek wręcza ją Sprężynce, a ich taniec zgody sprawia, że znów rozbrzmiewa melodia z tamtych lat - melodia, która przypomina rodzicom o tym, że przecież się kochają... Nastaje harmonia, zarówno w sensie dosłownym, jak i metafo-rycznym.

Ostatnią rzeczą, jaką chciałabym powiedzieć o "Pozytywce" jest to, że przedstawienie jest ciekawe. Dzieci wystukują rytm piosenek i angażują się w wątek parakryminalny: Dlaczego mama i tata się kłócą? i próbę rozwiązania go: Co zrobić, żeby rodzice się nie kłócili?, śmieją się z kłótni dzwoneczków i młoteczków (znakomite kreacje Elżbiety Węgrzyn i Marcina Ryla- Krystianowskiego). Taka wielowarstwowa kompozycja ułatwia odbiór i przekonuje, że nie trzeba się obawiać, że sztuka będzie "za trudna". Polecam więc to ponure i barwne, trudne i łatwe zarazem przedstawienie przede wszystkim widowni składającej się z dorosłych i dzieci... bo to przedstawienie, które nie dzieli ich światów, ale prezentuje ich podobieństwo i po-maga nawzajem się zrozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji