Artykuły

22. urodziny Teatru Witkacego

Teatr Witkacego ma lat dwadzieścia i dwa, czyli dokładnie połowę ze słynnej mickiewiczowskiej liczby czterdzieści i cztery. Być może dlatego swoje urodziny zorganizował w konwencji pół żartem, pół serio - pisze Małgorzata I. Niemczyńska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Kiedy zabieram się do pisania o zakopiańskich teatralnych wydarzeniach, których w ostatnich dniach byłam świadkiem, nachodzi mnie łobuzerska chęć przeredagowania pewnego starego - i przez to niekoniecznie już zabawnego - dowcipu. Mam mianowicie ochotę spytać, dlaczego urodziny Teatru Witkacego nie udałyby się na Księżycu. Odpowiedź jest jasna: bo tam nie ma atmosfery!

W atmosferze właśnie tkwi wielka siła tej cyklicznej imprezy. Niezorientowanych warto bowiem uświadomić, że teatr jubileusz swój obchodzi hucznie nie tylko przy apetycznie krągłych rocznicach (do których dwudziesta i druga bez wątpienia nie należy), lecz co roku. Choć nie do każdego punktu programu zawsze pasuje określenie "mistrzostwo świata", impreza ma stałych bywalców, którym podoba się jej niezasznurowana w sztywny gorset konwencji oprawa. Popijanie niezobowiązującego piwka podczas spektakli czy sympatyczne (nierzadko personalne) zaczepianie publiczności przez konferansjerów to jej stałe elementy.

W tym roku program rzeczywiście był dosyć nierówny, choć wyciągając średnią, jego ogólna ocena powinna być mimo wszystko pozytywna. Na uwagę bez wątpienia zasługuje przygotowana przez Krzysztofa Najbora niespodzianka, czyli "Arabska noc" na podstawie tekstu Rolanda Schimmelpfenniga. To ocierająca się o surrealizm historia powiązanych ze sobą tragikomicznych losów pięciorga bohaterów, którą każdy opowiada ze swojego punktu widzenia. Aktorzy Teatru Witkacego przedstawili ją dynamicznie, z pomysłem, przy minimum środków osiągając, kto wie czy nie maksymalny efekt. Wyróżniała się zwłaszcza Katarzyna Pietrzyk w roli wiecznie zaspanej młodej kobiety, mylącej rzeczywistość ze snem.

Tego wieczoru (w piątek) Pietrzyk miała prawdziwy maraton sceniczny - wystąpiła aż w trzech spektaklach. Drugim (choć w chronologicznej kolejności - pierwszym) były inspirowane poezją Andrzeja Bursy "Ceremonie" w reżyserii Andrzeja Dziuka, trzecim - "Trali-trala-lala, czyli sentymentalny pan". Ten ostatni był doskonałą okazją do obserwacji, jakie piosenki polska publiczność akceptuje i jak odbiór sztuki staje się coraz bardziej entuzjastyczny wraz z wypitym alkoholem. Spektakl zawierający głównie melodie dla umysłów ścisłych, czyli stare przeboje w stylu "W małym kinie" czy "Bujaj się, Fela", zaprezentowany został późną nocą, gdy niejedna szklanka z trunkiem została już opróżniona. Być może dlatego spotkał się z dzikim aplauzem i żądaniem bisów.

Bez wątpienia nie wybitny, ale przyjemny w odbiorze, był też utrzymany w estetyce "Gnijącej panny młodej" "Kabaret horyzontalny". Czasem wybitny, czasem przyjemny, a czasem - niestety - ani taki, ani taki był prowadzony przez dzieci artystów finałowy koncert w sobotę, którego główną gwiazdą był kompozytor Jerzy Chruściński. Tego wieczoru zagrano różnorodnie. Było niemal wszystko: od świetnych bębnów Jana Pilcha przez niebezpiecznie podobnie brzmiące kawałki czegoś w rodzaju poezji śpiewanej po operowe jęki. Uwzględniając przewijające się gdzieś w tle imprezy problemy zakopiańskiej instytucji z rozpoczęciem od dawna planowanego remontu, można jednak zaryzykować podsumowanie jej słowami Andrzeja Dziuka: - Artystycznie ten teatr jest silny, ale trochę bidny.

Na zdjęciu: Stanisław Ignacy Witkiewicz i Andrzej Dziuk, dyrektor Teatru im. Witkiewicza w Zakopanem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji