Artykuły

Sklejona porcelana

Żadna tajemnica, że reżyserka debiutantka Julka Wiktoriańska to dyrektor Piotr Kruszczyński we własnej osobie, pozdrawiający kobiecym pseudonimem własną córkę. Doceniając ojcowskie uczucia, doceńmy także świetną reżyserską formę Kruszczyńskiego, który przygotował ze swoim zespołem zdecydowanie najlepszą inscenizację "3sióstr" ze wszystkich pokazanych w tym sezonie na polskich scenach. A było ich, jak to mówią, od cholery.

Wałbrzyski Czechow jest grany w dawnej kaplicy ewangelickiej na obrzeżach miasta, zamienionej za peerelu w świetlicę dla emerytów. Kruszczyński widzi w tej przestrzeni stołówkowej świątynię zastygłego czasu. Czasu, który jak kleista maź więzi bohaterów w celebracjach dobrych i złych chwil, gestów i słów na pokaz. Zamknięte na kłódkę drzwi, otwierane raz do roku, skrywają pokoik-kapliczkę ku pamięci generała Prozorowa. Palą się tam świece jak w cerkwi, na fotelu-ołtarzu rozłożony jest mundur paradny. Tylko on jest piękny i tylko on przypomina o dawnej świetności tego miejsca i tych ludzi. Bo także postaci z Czechowa są jakby spsiałe i przetrącone. Z galeryjki złazi w wytartym i brudnym szlafroku niedźwiedziowaty, ponury brodacz (Piotr Tokarz). Kocha się w podstarzałej Nataszy (Irena Wójcik); na jej twarzy podpisali się już chyba wszyscy mężczyźni, którzy ją porzucili. Psychopatyczny dezerter Solony Andrzeja Szubskiego, udający młodzieżowca w bojówkach, przyczepił się do tej rodziny z wściekłej i desperackiej samotności. Kruszczyński ucieka od realizmu. Bardziej interesuje go symbolizm powtarzalnych kadrów, atmosfera pełnej fatalizmu przestrzeni, której bohaterowie są po prostu więźniami, jak ludzie z filmu Buńuela "Anioł Zagłady". Weszli tu i z niewytłumaczalnego racjonalnie powodu nigdy nie wyjdą. Mogą tylko udawać, że wszystko jest w porządku. Proponują widzom herbatę, ale zepsuł się samowar. Trzymamy w dłoniach pustą filiżankę. Aktorzy również. Tyle że oni potrafią z tych porcelanowych naczyń wydobyć dziwnie piękną melodię. "3siostry" Kruszczyńskiego to nie tyle tragedia o nieudanym życiu, ile cichutki lament nad stratą, brakiem i pustką, którą ktoś umieścił w naszych duszach. Nic z tego, co zrobią lub czego nie zrobią panny Prozorow, jej nie zapełni. Bardzo ważna, ważniejsza niż w wielu innych realizacjach tego dramatu, jest postać Olgi (Agnieszka Przepiórska). Zaciekle pisze kredą na tablicy ukochane słowo "Moskwa", kuli się bezradnie na przystawionym do kaloryfera materacu. Drapieżna, nowoczesna nastolatka Irina (Monika Fronczek) buntuje się przeciwko stagnacji jedynego świata, jaki zna. Z wyrozumiałością patrzy na nią melancholijna, stylizowana na prowincjonalną damę Masza Marty Zięby. Chciałem to już powiedzieć parę razy, ale powiem teraz: Bóg zapłać za Ziębę! A Wałbrzychowi przybyło kolejne kultowe przedstawienie: po "Rewizorze" Klaty, "Locie nad kukułczym gniazdem" Kleczewskiej, "Iwonie" Tyszkiewicza...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji