Artykuły

Kraków. Opalskiego hołd dla Piazzolli

Muzyka jest najważniejsza - mówi Józe Opalski [na zdjęciu], reżyser "Tanga Piazzolla" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.

Miałem latem okazję być świadkiem, jak wspólnie z Anną Burzyńską zaprezentowali Państwo grupie przyjaciół zarys tego spektaklu - autorka nawet sama odśpiewała wszystkie napisane przez siebie piosenki; byli Państwo wówczas w niesamowitej euforii. Czy teraz, na trzy dni przed premierą, ów stan towarzyszy Wam nadal?

- Euforia jest nawet większa, tylko połączona z oczywistym strachem - jak to przed premierą. A większa - ponieważ poddał się jej cały znakomity zespół, jaki bierze udział w tym niełatwym przedsięwzięciu. Nie mam słów uznania dla wszystkich koleżanek i kolegów, a właściwie powinienem mówić - przyjaciół. Oto Ani i moja miłość do tanga przeniosła się na całe to wspaniałe grono, a mam nadzieję, że po premierze grupa ta będzie się jeszcze powiększać. Bo też jest to czas Piazzolli, którego pośmiertna sława coraz bardziej rośnie; myślę, że nasze przedstawienie trafi w tę aurę, że ludzie potrzebują tanga, baśni, marzeń, szczęśliwych snów...

Anna Burzyńska napisała teksty piosenek...

- Na początku Ania zaczęła tłumaczyć piosenki, są one jednakże tak osadzone w realiach Argentyny, nawet politycznych, że to nie pasowało do jej sztuki, zatem napisała teksty oryginalne; znakomite, dawno nie czytałem tak świetnych tekstów piosenek. Mam nadzieję, że publiczność będzie podobnie zachwycona jak ja.

Zarazem te ponad 20 piosenek wplecionych jest w opowieść, jak zakwalifikować więc "Tango Piazzolla"?

- Najbliższy jest ten spektakl musicalowi, czy - jak to się dawniej mówiło - śpiewogrze. Bo najwięcej jest muzyki, piosenek, jak i utworów instrumentalnych. Sam tytuł to podkreśla. To zarazem hołd dla Piazzolli; jego muzyka jest dla nas najważniejsza, jego tango nuevo, które już tylu artystów zafascynowało, by przypomnieć choćby moją ukochaną Milvę. Choć sami Argentyńczycy uważają, że on zepsuł tango, że dodał do niego złą nutę, włączając elementy jazzu i muzyki klasycznej...

Skoro tango, to i opowieść o miłości, ale nie tyle w wymiarze radosnym, bo w tango wpisane są i mroczne tony...

- Tango argentyńskie jest tańcem melancholijnym, choć pełnym namiętności, ale to nie jest na pewno taniec radosny. Zatem i nasza opowieść będzie o miłości szczęśliwej i nieszczęśliwej, o namiętnościach wielkich i małych, o towarzyszącemu namiętnościom i uczuciom brakowi porozumienia... Zarazem poprzez postać Marii, kreowanej przez Basię Kurzaj, będziemy chcieli te wszystkie sny i marzenia o tangu scalić i ocalić.

Opracowania muzycznego spektaklu dokonał i pokieruje grającym na żywo zespołem muzyków znakomity kontrabasista i miłośnik Piazzolli Grzegorz Frankowski...

- To kolejny szczęśliwy splot w łańcuchu zdarzeń. Kiedy myśleliśmy z Anią o tym spektaklu, ukazała się płyta Grzegorza z Kevinem Kennerem "PiazzoForte", jedna z najlepszych, i to nie tylko w Polsce, jakie się ukazały z muzyką Piazzolli. Skontaktowałem się więc z Grzegorzem, a on na moją propozycję zareagował wręcz entuzjastycznie. Pewnie i dlatego, że jego początki fascynacji tym tangiem też wiążą się z Milvą. No i mamy Grzegorza z jego świetnym zespołem Tango Bridge.

Skoro tango, to i taniec...

- Naturalnie, dlatego pracują z nami dwie panie choreograf Katarzyna Skawińska i Anna Iberszer, która specjalizuje się w tangu.

Aż pięć ról w spektaklu jest dublowanych...

- Tak i dlatego namawiam wszystkich, by zobaczyli obie obsady; to będą w sumie dwa odmienne spektakle, bo to zupełnie różni aktorzy, a wręcz pilnuję, by siebie nie naśladowali, tylko przepuszczali te role przez swoją osobowość. A że w tym spektaklu wszystkie role są znaczące, zatem dublury, choć u ich źródeł tkwią sprawy organizacyjne, będą miały i walor artystyczny.

W roli gwiazdy Manueli Frenetico gościnnie występują dwie śpiewające aktorki Beata Rybotycka i Katarzyna Jamróz. Domyślam się, że zrodziło to rywalizację...

- I o to chodzi. To tylko podnosi energię przedstawienia. A mówiąc całkiem serio, bardzo jestem ciekaw, jaki będzie efekt ostateczny...

I pewnie będzie się ten spektakl po premierze jeszcze zmieniał.

- Na pewno, jak każdy z moich spektakli. Ale też to jest inna materia niż np. wyreżyserowane przeze mnie w tymże teatrze "Pokojówki"; tam pilnowałem każdego milimetra, nawet zyskałem przezwisko "koronczarka". W "Tangu..." pozwalam aktorom na dość dużą swobodę. Niech poddając się emocjom, podążają za Piazzollą. Bo, zgadzamy się z Anią, najważniejsza w tym przedstawieniu jest muzyka. A zabrzmi znakomicie dzięki zespołowi muzycznemu, ale i aktorom, których wokalnie przygotowała Halina Jarczyk. To niezwykłe wręcz, że w teatrze dramatycznym mamy grono aktorów, którzy tak dobrze śpiewają. To kolejny atut tego spektaklu.

Ujawnimy choć zręby fabuły...?

- To, najkrócej rzecz ujmując, opowieść o dziewczynie, która sprzątając w Polsce w jakiejś podłej spelunie, acz o nazwie "Marzenie", marzy o Buenos Aires, o szczęściu... I to ona przeniesie nas do Argentyny lat 30. To opowieść o ludziach połączonych miłością spełnioną, ale i odrzucaną, nieszczęśliwą, rodzącą ból... Opowieść, jaką zawarł w swych tangach Astor Piazzolla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji