Artykuły

Zagraj to jeszcze raz, George

"George & Ira Gershwin" w reż. Jana Szurmieja w Teatrze Piosenki we Wrocławiu. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Kapitalny spektakl, gdzie piosenki autorskiej spółki braci Gershwinów układają się w opowieść o życiowych perypetiach kobiety i mężczyzny w wielkim mieście

Trochę mylący jest tytuł tego małego widowiska. "George & Ira Gershwin" każe się spodziewać czegoś na kształt estradowej monografii słynnego tandemu, w którym młodszy z braci pisał genialne melodie, a starszy - kongenialne teksty. Tymczasem bohaterami spektaklu są - jak w każdym porządnym musicalu z epoki Tin Pan Alley czyli mniej więcej lat 20. i 30. XX wieku - ona i on. Reżyser Jan Szurmiej i Andrzej Ozga, autor polskich wariacji na temat tekstów kilkunastu piosenek, pochodzących z różnych musicali i opery "Porgy and Bess", ułożyli opowieść, by tak rzec, zgodną z dynamiką związku damsko-męskiego: od wzajemnego zauroczenia i zalotów, przez euforię i poznawanie się partnerów, po burzliwe kłótnie, zdrady i powroty. Rzecz rozgrywa się na tle mostu Brooklyńskiego i rozświetlonego nocą Nowego Jorku, w kostiumach z czasów Nowego Ładu - ludzie bawili się wtedy w rytmie swingu, a elegancja obowiązywała nawet tych, których nie stać było na przeżycie kolejnego tygodnia.

Olga Bończyk, gwiazda tego przedstawienia, improwizuj e rasowo bluesa, jest trzpiotką marzącą o występie w rewii, pogodną szansonistką, rozmarzoną damą, wreszcie - w kabaretkach i gorsecie - kociakiem rozpalającym zmysły mężczyzn.Na plakacie spektaklu nazwisko partnerującego jej Roberta Kudelskiego wydrukowane zostało mniejszą czcionką. Trudno to zrozumieć. W brawurowych szarżach w "It Ain't Neces-sarily So" czy " Just Another Rumba", milczącej asyście w "But not For Me" Kudelski wokalnie i aktorsko jest przecież rewelacyjny.

Dobrą robotę wykonał szef muzyczny spektaklu Stefan Gąsieniec. Temperamentny wirtuoz fortepianu stanął na czele regularnego jazzowego kwartetu, zagrał kilka efektownych, choć krótkich solówek, dał też pograć basiście (Stan Michalak) i saksofoniście (Krzysztof Urbański). Tyle że to jednak nie był koncert, a głównym zadaniem Gąsieńca aranżera było zapewnienie wyrafinowanego akompaniamentu dla śpiewających aktorów. Stąd obecność kwartetu smyczkowego, łagodzącego jazzową zadziorność spektaklu - moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji