Najważniejsza jest miłość
Dwie realizacje "Romeo i Julii" - Moskiewskiego Teatru Łuny (reż. Lilia Abadżijewa) i Teatru Tomasi Aron z Rumunii (reż. Laszlo Bocsardi) na VIII Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Chusteczka do ocierania łez okazała się w tym roku zbędnym rekwizytem dla widzów Romea i Julii. Zarówno spektakl przywieziony do Trójmiasta na VIII Festiwal Szekspirowski z Rosji, jak i ten z Rumunii daleko odbiegały od Szekspirowskiego pierwowzoru.
Nieważne życie, nieważna śmierć. Najważniejsza jest miłość. Romeo i Julia to bajka. Takie było przesłanie spektaklu zrealizowanego przez Moskiewski Teatr Łuny [na zdjęciu]. Dramat Szekspira był tu jedynie punktem odniesienia do opowieści o różnych wariantach miłości. Lilia Abardżijewa rozpisała przedstawienie na pięciu młodych aktorów. Jak za czasów Szekspira wystąpili w nim jedynie panowie. Nie było w tym, na szczęście, tak nadużywanych w dzisiejszym teatrze aluzji homoerotycznych. Aby widzowie byli przekonani, że wybrali się na Romea i Julię, jeden z aktorów w kilku słowach streścił historię kochanków z Werony. Pozostała część spektaklu składała się z różnych wariantów zakończenia opowieści, z próby odpowiedzi na pytanie, czy uda się w naszych czasach uratować jeszcze prawdziwą miłość. Czy taka miłość jest realna? Czy będzie też możliwa, nawet wtedy, kiedy pojawi się dziecko?
Spektakl świadczył o wielkiej sprawności aktorskiej i choreograficznej młodych Rosjan. Ale pomysłów starczyło na niecałą godzinę. Trwał jednak dłużej i po prostu nużył. Nie do zniesienia była zwłaszcza ostatnia scena, w której pięciu aktorów taplało się w strugach deszczu. Można powiedzieć, że zaczęło się od Romea i Julii, a zakończyło na wyborach mistera mokrego podkoszulka.
Niekonwencjonalną wersję Romea i Julii zaprezentowali też aktorzy węgierscy z Teatru Tomasi Aron z Rumunii. Ten niemal trzygodzinny spektakl mógł bardzo skutecznie zniechęcić do sięgnięcia po utwór Szekspira. Aktorzy nie grali postaci, raczej groteskowe manekiny. Julia była w tej opowieści podstarzałą, chorą psychicznie kobietą. Jej matka nałogową alkoholiczką. Romeo - rozpłakanym mydłkiem, pozbawionym osobowości. Parys - brzuchatym biznesmenem z prowincji. Nawet Ojciec Laurenty, który u Szekspira jest ostoją mądrości i powiernikiem bohaterów, tu przez cały czas chodził na pokracznie zgiętych nogach z palcem wskazującym podniesionym ku niebu. Jedynym atutem tej bezsensownej opowieści była muzyka grana na żywo. Słuchając jej, szybko zapominało się o absurdalnych zamysłach reżysera.